środa, 4 listopada 2015

Rozdział 26 - Zostaw mnie w spokoju...

BARDZO WAŻNA NOTATKA POD ROZDZIAŁEM. PROSZĘ, PRZECZYTAJCIE!

Rozdział dedykowany Ilonie z okazji urodzin, wszystkiego najlepszego <3

Cindy

Kiedy wylegiwałam się w domu pod ciepłą, puchową kołdrą ubraną w poszwę muśniętą najróżniejszymi kolorami tęczy, minuty mijały z prędkością sekund, a godzin z szybkością minut. Spoglądałam na zegarek, wybiła pełna godzina. A kiedy zerkałam na niego po kilku chwilach, większa wskazówka zdążyła wykonać połowę okrążenia na tarczy. Natomiast w pracy było odwrotnie. Sekundy ciągnęły się jak minuty, a minuty dorównywały godzinom. Ostatnie spojrzenie na zegarek na skórzanym pasku wokół nadgarstka zapisało w pamięci wpół do dwunastej. Myślałam, że kolejne zerknięcie było przynajmniej pół godziny później, a tym czasem wskazówki nadal tworzyły godzinę jedenastą trzydzieści. Zrządzenie losu czy niezaprzeczalna nienawiść Boga względem mojej skromnej, nic nie znaczącej osoby noszącej pod sercem kolejną istotkę? Boże, jeśli chowasz do mnie jakiś uraz, oszczędź chociaż tego bąbla.
Byłam w pracy dopiero nieco ponad godzinę (rzecz jasna spóźniłam się kilkanaście minut i z całą pewnością nie poprawiłam tym humoru szefowi), a już stłukłam szklankę, odbiłam od filiżanki ucho i rozlałam pół litra soku, dlatego bawiłam się nie tylko w kelnerkę, ale również w sprzątaczkę, która latała po kawiarni z mopem w ręce i starała się unicestwić ślady rozkojarzenia. Na szefa nie mogłam w prawdzie narzekać. Mając taką pracownicę, sama zwolniłabym ją bez mrugnięcia okiem, a on nadal litował się nade mną i trzymał jak zbitego psa w dziurawej budzie podczas deszczu. Ale lepsza ta dziurawa buda niż dół w przesiąkniętej deszczem ziemi.
-Cindy, co się z tobą dzisiaj dzieje? - Koleżanka zatrzymała mnie przed wejściem na zaplecze, skąd powinnam przynieść dwa litrowe kartony soku pomarańczowego bez dodatku cukru.
Rozejrzałam się przelotnie w lewo , później w prawo jak na przejściu dla pieszych na ruchliwej ulicy. Szefa nie dostrzegłam na horyzoncie.
-Nie powiesz nikomu? - spytałam i przez moment poczułam się jak dziewczynka z podstawówki, która planuje zdradzić podekscytowanej przyjaciółce imię pierwszego chłopca, który wpadł jej w oko.
-Nie! - wydała z siebie stłumiony pisk. - No dalej, mów. Umieram z ciekawości.
-Jestem w ciąży - odsapnęłam ciężko. Automatycznie pogładziłam okrężnym ruchem podbrzusze. 
Alice wypuściła z ust zduszony krzyk. Gdybym nie przysłoniła ich dłonią, głos rozniósłby się echem w całym magazynie i z pewnością zwabiłby szefa, który przez całe dnie przesiaduje w gabinecie z uchem dociśniętym do drzwi jak czujny pies pilnujący domu. Ta kawiarnia była w końcu jego dobytkiem, a że na papierkowej robocie nie znał się zupełnie, pełnił chociaż rolę ochroniarza. 
-Matko Boska - szepnęła, teraz już sama przysłaniając sobie usta. Zrozumiała, że jeśli szef dowie się o ciąży, znajdzie pretekst, by wyrzucić mnie z pracy na brukowaną londyńską uliczkę. Nikt nie chce pracownicy z brzuchem. - Wiedziałam, że wpadniesz jako pierwsza, ale nie sądziłam, że tak szybko! A może to wcale nie była wpadka, hm?
-Wpadka, wpadka - potwierdziłam - ale za to chciana. Naprawdę cieszę się, że zostanę matką.
-A Ryan? Uczy się już zmieniać pieluchy?
-Właśnie w tym tkwi problem - wymamrotałam zgorszona. I jak tu przyznać się do tylu zdrad, nie wychodząc w oczach koleżanki na dziwkę? - Rozstaliśmy się z Ryanem, bo...
Ale już nie dokończyłam. W drzwi prowadzące na zaplecze wstawiony był bulaj jak na okręcie. Przez okrągłą szybę dostrzegałam drzwi wejściowe, więc nawet z zaplecza mogłam trzymać rękę na pulsie i kontrolować każdego nowoprzybyłego gościa. Teraz w tym okienku przemknęła brązowa czupryna i pewien siebie uśmiech od ucha do ucha. 
Przeprosiłam Alice skrępowanym spojrzeniem. Pchnęłam drzwi i wróciłam do kawiarni. Teraz, gdy Justin nie starał się już podszywać pod Jasona, rozróżnienie ich nie graniczyło z cudem. Wystarczył snop światła i wzmożona czujność. A poza tym dziś Justin pachniał jak Justin, nie jak Jason.
-Skoro ściągasz mnie z łóżka o świcie - spojrzał wymownie na zegar. Wybiło południe. Południe, świt, rozumiecie - to zrób mi chociaż kawę.
-Przecież ty nie lubisz kawy - mruknęłam z przekąsem, ale w następnej chwili stałam już za ladą i podstawiałam wypolerowaną filiżankę pod ekspres. Gdybym tylko mogła dosypać mu trutki na szczury czy czegoś podobnego.
-Ludzie się zmieniają, nawet jeśli chodzi o kawę - powiedział, rozdzierając kraniec papierka z porcją cukru trzcinowego. - Swoją drogą, masz dobrą pamięć, młoda.
-O niektórych ludziach nie sposób zapomnieć, nawet pomimo usilnych prób.
-Uznam to za komplement. - Wyszczerzył w uśmiechu dwa rzędy prostych, białych zębów. Wsypał do czarnej, świeżo parzonej kawy pierwszy cukier, później drugi i jeszcze trzeci. Przy tym trzecim mnie zemdliło. Pił kawę z cukrem czy cukier z kawą?
-To nie był komplement. Gdyby można było wyrwać cię z pamięci jak kartkę z kalendarza, wiesz, co zrobiłabym z tą kartką? - Nachyliłam się nad ladą, by wszyscy klienci nie usłyszeli wściekłego syku. 
-Wydrukowałabyś na niej moje nagie zdjęcia?
-Nie myśl, że jesteś śmieszny - zgromiłam go. - Zdeptałabym tę kartkę szpilkami, pocięła na maleńkie kawałeczki, a potem spaliła żywcem.
-Zabolało - skomentował i skrzywił się po pierwszym łyku. Mówiłam, że będzie za słodka. - Nadal gorzka.
Szczęka mi opadła, gdy dosypał jeszcze dwie porcje cukru. A niech ta biała śmierć go zabije. 
-Tak w zasadzie to po co mnie tu ściągnęłaś? Chyba nie tylko po to, by postawić mi kawę.
-Nie stawiam ci jej. Zaraz dostaniesz rachunek. - Nabiłam na kasę odpowiednią (lekko zawyżoną) cenę i doliczyłam każdy cukier z osobna, mimo że dla każdego klienta był darmowy. - Usiądź przy jednym ze stolików, zaraz się dowiesz.
Justin odszedł w jeden z rogów kawiarni. Gdy siadał, nogi krzesła skrzypnęły na podłodze. Mieszał metalową łyżeczką w filiżance tak głośno, że słyszała go cała kawiarnia. Nie znam go, nie przyznaję się do niego. Przynosił mi wstyd i kompromitował przed klientami. Wystarczy jeden donos do szefa, a stracę pracę i razem ze swoim dzieckiem (swoim, bo ojciec jest w zasadzie nieznany) zamieszkam w domu samotnej matki, tam się zestarzeję, roztyję i osiwieję. 
Pokręciłam gwałtownie głową. Czarnowidztwo w mojej sytuacji było naturalne, ale niewskazane.
Miałam już pierwszego kandydata, a oczekiwanie na dwóch pozostałych podnosiło poziom stresu. Kiedy w nerwach polerowałam po raz trzeci tę samą szklankę, zadzwonił dzwonek zawieszony nad drzwiami. Drewniana rama zahaczała o niego razem z wejściem i wyjściem każdego klienta. Serce mi zamarło i miało powód, bo oto w progu stanął Ryan. Nie widziałam go, odkąd wyprowadził się z naszego przytulnego gniazdka. Musiał dużo imprezować. Oczy miał podkrążone, twarz matową i zmęczoną. Nie spał nocami, może pił, może przeze mnie. Czy miałam wyrzuty sumienia? Już nie. Gdybyśmy ciągnęli ten związek dłużej, na końcu wspólnej drogi cierpiałby mocniej. 
Podszedł do blatu, za którym stałam oparta. Zarzucił ramię na ladę i przez nieuwagę zrzucił wszystkie papierki po porcjach cukru pozostawione przez Justina. Pieprzony śmieciarz.
-Po co chciałaś się ze mną widzieć? - spytał szorstko.
-Zaraz wszystkiego się dowiesz. Usiądź przy tamtym stoliku w rogu. - Wzrok Ryana podążył za moją dłonią wskazującą wolne krzesło.
-Koło niego? - uniósł się.
-To Justin, nie Jason.
-Jedno i to samo.
Z wierzchu nie sposób było się nie zgodzić. Po bliższym poznaniu słowa Ryana stawały się grzechem.
Czekałam więc jeszcze tylko na jednego, darzonego uczuciem, tego, którego skrzywdzę najmocniej. W jakie słowa mam ubrać myśli, by cierpiał mniej? Aż dreszcz mnie przechodził na samo wyobrażenie jego miny. Wybaczy mi, czy nie wybaczy? Bałam się zarzutów, bałam się gorzkich słów, bo usłyszałam ich już w życiu tysiące.
Zerknęłam znad białej ścierki na stolik oblegany przez Justina i Ryana. Justin mówił i mówił, śmiał się z własnych dowcipów, usta mu się nie zamykały. Jak on się zmienił. Kiedy byliśmy razem, uśmiechał się tylko w jednej sytuacji - po seksie, gdy zerżnął mnie jak dziwkę. A zirytowany Ryan co chwila przewracał oczyma i odsuwał się ze swoim krzesłem po kilka centymetrów.
Dzwonek przy drzwiach rozdzwonił się radośnie. Nie udzieliło mi się jego szczęście. Wypuściłam świszczący oddech i z hukiem odstawiłam szklankę na blat. Omal nie rozbiłam kolejnego dzisiaj naczynia. Jason przystanął w progu, jeszcze zanim zamknął za sobą drzwi. Spojrzał na stolik przy którym siedzieli Justin i Ryan, później nieufnie na mnie. Dłonie mi się spociły. Gdybym trzymała szklankę, wyślizgnęłaby się jak zwilżona kostka mydła. Zdjęłam firmowy fartuch z małą plamą po kawie, która jednak nie pozostawiła przebarwienia na czarnym materiale. Szłam jak na ścięcie. Moja uboga osobowość zaraz zostanie powieszona.
-Mamy jakieś nadzwyczajne zebranie, o którym dowiaduję się ostatni?
-Nie - sprostowałam. - A w zasadzie tak. Po prostu jest już dziesięć po, a miałeś być o pełnej. 
Z niepokojem usiadł przy stoliku pomiędzy dwoma mężczyznami. Justin spojrzał na niego z rozbawieniem, a Ryan z nienawiścią. Ale to spojrzenie Justina postawiło mnie pod ścianą. Jakby chciał wykrzyczeć światu, że to on, Justin Bieber, wrócił po latach i upokorzył mnie jak nigdy dotąd.
-Muszę wam coś powiedzieć. Coś, co może dotyczyć waszej trójki, każdego z osobna. - Nadeszła godzina prawdy. Moment kulminacyjny zebranych w garść kłamstw. Wsunęłam dłoń do tylnej kieszeni jeansów, skąd wyjęłam trzy identyczne, z takim samym wynikiem testy ciążowe. Położyłam po jednym przed każdym na blacie stolika. Jeden przed Ryanem, jeden przed Justinem i jeden przed Jasonem. Jeden przed każdym potencjalnym kandydatem. - Jestem w ciąży - wydusiłam na skraju załamania - i każdy z was może być ojcem.
Cała trójka jak w amoku chwyciła testy. Jason i Ryan trzymali je kilka centymetrów od oczu, a Justin w wyciągniętej na odległość dłoni. Jako pierwszy doszedł do siebie, po chwili w jego ślady podążył Ryan. Tylko Jason jak zastygł, tak nie mógł się poruszyć i nie dawał znaku życia. Tak długo, jak nie odzywał się słowem, tak długo moje serce nie biło. To chyba nic dobrego dla rozwoju dziecka.
-Wyjaśnijmy sobie coś - odezwał się niespodziewanie, z hukiem położył na blacie test i odsunął się na krześle od stołu. - Rozumiem Ryana. Jest twoim mężem, sypiałaś z nim, okay. Rozumiem siebie, często chodziliśmy do łóżka. Ale co, do kurwy, robi tutaj Justin!? - Nie spodziewałam się takiego wybuchu, ale z drugiej strony na co ja głupia liczyłam?
-Jason, nie denerwuj się, proszę. Wyjaśnię ci to wszystko - wyszeptałam przez łzy. Tak dawno nie płakałam. Od ostatniego wylewania łez minęło może kilka godzin, choć znając życie uroniłam parę łez poza kontrolą w drodze do pracy.
-Spałaś z nim? - warknął wściekle. Bałam się go bardziej niż Justina przed trzema laty. Jason na co dzień był oazą spokoju, a teraz jakby wchłonął do serca samego diabła.
-Jason, to nie tak, ja... - ale dalej milczałam. Strach i zażenowanie sprawiły, że zabrakło mi słów na wyjaśnienia, choć ćwiczyłam tę krótką przemowę wielokrotnie przed lustrem w przedpokoju.
-Może pozwól, braciszku, że ja ci to wyjaśnię. - Uśmiech utrzymywał się na ustach Justina, kiedy odwrócił krzesło do Jasona, oparł się wygodnie i zarzucił kostkę na kolano, siadając w szerokim rozkroku. - Dziecinnieję z wiekiem i postanowiłem zabawić się delikatnie kosztem Cindy.
-Delikatnie? - syknęłam.
-Seks był całkiem delikatny, sama przyznaj. - Naprawdę oddałabym wszystko, by z jego ust nie padło to zdanie. - Wysłałem do Cindy sms'a z twojego telefonu i wylałem na siebie pół butelki twoich perfum. Swoją drogą, odkupię ci je. Poszedłem do Cindy w nocy i tak jak ty bawiłeś się przez długie tygodnie, udając mnie, tak ja przez jeden wieczór udawałem ciebie. Swoją drogą skutecznie. Cindy nawet się nie domyśliła.
-Dziwka - wtrącił Ryan, patrząc wymownie w sufit.
-Ale to nie może być dziecko Justina. Zabezpieczyliśmy się.
-Za drugim razem - Justin wszedł mi w zdanie.
-Za jakim, kurwa, drugim razem!? - W tej samej chwili tak samo wzburzone zdanie wybiegło z moich ust i z ust Jasona. 
Widziałam pogrywający na ustach Justina chłopięcy, całkiem niewinny uśmiech, a Jason kipiał olbrzymią złością. Czekałam, aż Justin się odezwie, powie cokolwiek, bo teraz ja również byłam w szoku i to nie mniejszym niż Jason. O jakim pierwszym razie mówił? Był tylko jeden błąd. Błąd, w którego sidła wciągnął mnie podstępem. Pierwszy i ostatni, jestem pewna.
-Usiądźcie, kochani. - Klasnął radośnie w dłonie. - Zapowiada się długa, męcząca historia.
-Do rzeczy, skurwysynu. - Gdybyśmy nie byli w kawiarni, w centrum miasta, zaciśnięte pięści Jasona już dawno odnalazłyby prostą drogę do twarzy Justina nie zabarwionej najmniejszą skazą.
-Hej, kolego, przypominam ci, że moja matka to też twoja matka - ostrzegł. - Więc cofnijmy się do dnia, w którym odwiozłem Cindy do domu, a potem ucięliśmy sobie przyjemną rozmowę u młodej w mieszkanku. Ryan dowiedział się, że jego żonka ma sporo za uszami i wtedy oboje wyszliście obrażeni. Coś świta? - Popatrzył po twarzach Jasona, Ryana i mojej również, bo jak na razie miałam w głowie pustkę, a zdenerwowanie rosło. - Cindy wyciągnęła dwie butelki wódki, a że jedną pochłonęła sama, nie pamięta z tej nocy zbyt wiele. A na pewno nie pamięta, jak uprawiała ze mną seks na kanapie w salonie.
Jason spojrzał na mnie z rozchylonymi ustami. Chciał coś powiedzieć, już próbował wydusić kilka słów, ale poddawała się, gdy tylko ciężkie westchnienie opuszczało jego usta. Wściekłość powoli nikła w oczach, za to na jej miejsce wstępowało rozżalenie i ból. Ja natomiast przyglądałam się Justinowi. Jak gdyby nigdy nic oblizywał z każdej strony metalową łyżeczkę, przeglądał się w maleńkim odbiciu w niej i poprawiał grzywkę. Mój Boże, ile on ma lat? Ale nie kłamał, tego byłam pewna. Był skończoną świnią, ale nie kłamał. On nigdy nie kłamał. Teraz również. Naprawdę zdradziłam Jasona w innych okolicznościach. Może po pijaku, ale zrobiłam to, do cholery.
-Myślę, że to wasze sprawy, ja wam będę jedynie przeszkadzać. - Ryan podniósł się znużony. Wiadomość o ciąży nie bardzo do niego dotarła. Wsunął pod stół krzesło i wyszedł z kawiarni, a za nim rozniósł się wyłącznie świergot dzwonka.
-Nie wierzę, że to zrobiłaś, Cindy. Zdradzałaś Ryana i zawsze wmawiałem sobie, że mnie nigdy nie zdradzisz. Zachowałaś się jak... - szukał słów.
-Jak dziwka - pomógł mu Justin. Nawet nie zamierzałam się kłócić. Przecież byłam dziwką.
Jason wstał gwałtownie. Odepchnął krzesło, które z hukiem przewróciło się na podłogę. Zza drzwi zaplecza wyłonił się mój szef. Zmierzył bliźniaków groźnym spojrzeniem, a gdy spostrzegł, że nie wykonuję swoich obowiązków, poczerwieniał na twarzy.
-Masz w tej chwili wrócić do pracy - warknął tonem surowego ojca.
-Mam w dupie tę robotę - rzuciłam bez namysłu, bo oto Jason szarpnął kurtką, którą wcześniej przewiesił na oparciu, i pognał do wyjścia, a za nim uniosła się tylko chmura kurzu z podłogi.
Wybiegłam za Jasonem na ulicę. Wiatr rozwiał moje włosy, a dwa kosmyki uderzyły mnie w policzek. Wolałabym poczuć świeże powietrze niż smród samochodowych spalin. Dogoniłam Jasona na parkingu na tyłach budynku. Złapałam jego umięśnione ramię i zatrzymałam go w pół kroku. Warknął wściekle jak rozwścieczone zwierzę, któremu ktoś stanął w drodze do obranego celu.
-Jason, przepraszam, byłam pijana, nie chciałam tego. W ogóle nie pamiętam, że cokolwiek zaszło między mną i Justinem. Tak cholernie cię przepraszam. 
-Myślisz, że  alkohol cię usprawiedliwia? - rzucił nerwowo. - Więc jeśli ja poszedłby do klubu, upił się i zaliczył przypadkową dziewczynę, to nie byłaby zdrada?
-To zupełnie inna sytuacja.
-Powiedz mi, do cholery, czym się różni? Przecież to dokładnie to samo. Okay, podstęp Justina mógłbym ci wybaczyć, ale to... Cholera, Cindy, jak możesz? Jak możesz zdradzać każdego faceta, z którym jesteś? - nadal warczał. Bałam się go coraz bardziej. 
-Jason, przestań. Przecież cię przeprosiłam. Co mam jeszcze zrobić? A dziecko jest twoje, czuję to. - Chwyciłam oba jego silne ramiona. Moje miejsce na świecie znajdowało się gdzieś pomiędzy prawym i lewym.
-Skąd możesz to wiedzieć? - prychnął ironicznie. - Wkładałem ci głębiej, czy odrzucasz Justina i Ryana, bo to ja byłbym najlepszym tatuśkiem na zawołanie? Mam tego dosyć. Już raz to przeżywałem, dokładnie to samo. Kochałem Lily, chciałem założyć z nią rodzinę, a wtedy pojawił się Justin i Lily skończyła z brzuchem. Wiesz, jak się teraz czuję? - syknął. Nie miałam odwagi spojrzeć mu w oczy. Przemówił więc dosadniej, chwytając mnie za ramiona. - Wiesz, jak się, kurwa, czuję!? - wrzasnął w moją twarz. 
-Ja wiem, że to twoje dziecko, Jason. - Stanęłam na palcach i krótko pocałowałam jego rozchylone wargi. - Zrozum, czuję to. 
-Zostaw mnie w spokoju. - Odepchnął mnie lekko. Może gdybym nie nosiła pod sercem dziecka, być może jego dziecka, popchnąłby mocniej.
Wsunął palce we włosy, a potem opuścił je na kark i tam splątał. Odszedł w przejście pomiędzy dwoma kamienicami, a gdy na jego drodze znalazła się pusta puszka po piwie, kopnął ją tak mocno, że uderzyła z impetem w ścianę i wgniotła się przy jednym krańcu. I tyle go widziałam.
Zalałam się gorzkimi łzami, na które zasłużyłam jak nigdy wcześniej. I kiedy w bezsilności miałam rzucić się na ziemię, usłyszałam za plecami szuranie butów na szutrowej nawierzchni. Odwróciłam się przez ramię. Justin wolno przemierzał parking. Nawet nie miałam do niego pretensji. Uświadomił mi, że jestem prawdziwą dziwką i zdradzam na prawo i lewo. Jason miał rację. Alkohol mnie nie usprawiedliwia, bo gdyby to on przespał się z inną pod wpływem, urządziłabym mu awanturę, którą usłyszałby nie tylko cały Londyn, ale też Berlin, ale Paryż i sam Waszyngton za oceanem.
-Nie wiesz, że przy kobietach w ciąży się nie pali? - syknęłam, gdy Justin perfidnie wypuścił obłok dymu papierosowego w moją twarz. 
-Mam propozycję, gdybyś tylko chciała z niej skorzystać - zaczął niejasno. - Jeśli tylko chcesz, dam ci kasę na skrobankę. Chwila moment i po problemie.
Nie wierzę, że to powiedział. I ktoś taki miałby być ojcem? Ktoś taki był ojcem małej Molly? Ktoś, kto dziecko nazywał problemem likwidowanym na życzenie?
-Wiesz, czego żałuję? - wychrypiałam przez łzy. - Że twoja matka nie zabiła cię, zanim w ogóle się urodziłeś. Oszczędziłaby światu wiele cierpienia.
Już odwróciłam się na pięcie, już oddaliła się na kilka kroków, kiedy zza pleców dobiegł mnie głęboki, chrapliwy głos Justina.
-I nadal byłabyś dziwką dla kolegów swojego brata. Nadal gwałciliby cię jak ostatnią szmatę, a on w dalszym ciągu czerpałby satysfakcję z tego, że sprawia ci ból.
-Dlaczego ty tak bardzo mnie nienawidzisz? - wychlipałam w rozpaczy. On jak nikt inny potrafił przywołać wspomnienia.
-Ja cię nie nienawidzę, Cindy. - Podszedł do mnie i czule pogłaskał po policzku. Przez chwilę poczułam się... dobrze. - Kurde, Cindy, kochałem cię. Ja po prostu taki jestem.
I odszedł. On również zniknął za rogiem, tyle że z drugiej strony kamienicy. Przeszłość wymieszała się z teraźniejszością, jakby ktoś wrzucił wszystkie wspomnienia do miksera i włożył wtyczkę do kontaktu. Potrzebowałam rozmowy z kimś bezstronnym. Z kimś, kto wysłucha mnie mimo wszystko, a że w pobliżu nie miałam ani jednej zaufanej osoby, która nie byłaby wmieszana w moje problemy, wyciągnęłam z kieszeni telefon i wybrałam jeden z ostatnich na liście kontaktów, który ostatnim razem wybierałam przeszło trzy lata temu. Odczekałam parę sygnałów i zaczęłam tracić nadzieję, że usłyszę ten wysoki głos, kiedy nagle odebrała, a mi głos uwiązł w gardle.
-Jazzy?






~*~



Napisałam przed rozdziałem, że notatka jest bardzo ważna, ponieważ wpadłam dzisiaj na poroniony pomysł i potrzebuję Waszej pomocy. Zbliżamy się już do końca tego opowiadanie, w zasadzie jesteśmy już na ostatniej prostej. A ja dzisiaj wymyśliłam sobie, że napiszę TRZECIĄ CZĘŚĆ TEGO OPOWIADANIA. I z tego miejsca kieruję pytanie do Was - Czy chcielibyście czytać część trzecią? Ja wiem, że ją napiszę. Czy opublikuję czy nie - nie ważne. Wiem, że na pewno taka część powstanie gdzieś w katalogu na laptopie. Ale chciałabym wiedzieć, czy Wy również chcielibyście przeczytać trzecią i ostatnią część tego opowiadania? Proszę Was o odpowiedzi w komentarzach lub na moim asku :)

28 komentarzy:

  1. Czy da się zabić przez rozdział? Chyba tak! Bo mnie zabiło.... Nie wiem co powiedzieć;o W sumie Justin to bachor, ale kurczę zdaję mi się,że ojcem będzie Ryan:/ Albo Jason bo pamiętam jak wspominałas o dobrym zakończeniu:) Więc myślę,że wszystko pójdzie się bujać a Jason zostanie z Cindy:) Idealny rozdział!<3
    Zapraszam! http://time-for-us-to-become-one-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. o ile cindy i justin beda ze soba to przeczytam, blagam niech justin i cindy beda razem blagam

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny <33 Tak, na pewno przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  4. tak 3 czesc!!!!! jeszcze pytasz ?! teraz to juz musisz bo zwariuje :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jestem za 3 częścią :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja chyba zabiję tych ciołków ! Ona im mówi , że jest w ciąży a ci ją zostawiają . Mam nadzieję , że to dziecko jedt Jasona . Bardzo chętnie przeczytałabym 3 część więc tak ja się piszę na to . Czekam nn ❤️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciołków? Ta laska puszcza sie na prawo i lewo a oni mieli niby co zrobić? Kto wie,może to dziecko równie dobrze mogłoby nie być żadnego z nich.

      Usuń
  7. Rozdział boski! I tak będę czytać 3 część! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ja będę czytać proszę proszę proszę proooooooooooszęęęęęęęęęęęęęę!<33333 kocham to opowiadanie i nawet nie wiesz, jaki ja orgazm miałam, jak okazało się, że piszesz drugą część, ty jesteś genialna, twoje pomysły są genialne, a opowiadania są mistrzowskie!!!!!! i nie, nie chcę, żeby Cindy była z Justinem, chociażby ze względu na ich przeszłość, ale z resztą, to ty wybierzesz, co będzie dalej, ja chcę czytać i jak nie zdecydujesz się na publikowanie, to chociaż wysyłaj mi na maila, skoro i tak będziesz pisać <3333 :******* i przepraszam, że nie zawsze komentuję, ale ostatnio tak rzadko jestem na laptopie, a mój supertelefon lami i zawsze jak próbuję opublikować komentarz to go usuwa : / także przepraszam, że nie komentuję regularnie, proszę o trzecią część i dziękuję za ten rozdział <33333 :*******

    OdpowiedzUsuń
  9. Jezu tak chce trzecią część ale błagam niech trzecia skończy się szczęśliwie bo chyba zwariuje
    Ps kocham cię za wszystkie ff które napisałaś x

    OdpowiedzUsuń
  10. Jezu, tak mordo pisz dalej jesteś w tym bardzo dobra
    -Ronni

    OdpowiedzUsuń
  11. Kocham to opowiadanie z chęcią przeczytam trzecią część, a jak by Ci wpadło do głowy napisać to jeszcze czwartą, piatą i tak dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Kocham to FF i błagam pisz i wrzuć 3 część <3

    OdpowiedzUsuń
  13. Taaak, no jasne, że chcemy! <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja bd czytać! ""
    Ale chce justina i cindy razem. ⊙﹏⊙

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak chce ale proszę nie rob z niej pustej dziwki i nie ran Jasona

    OdpowiedzUsuń
  16. TaktaktaktaktaktaktaktK prosze tak *.*

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiedzialam wiedxialam Justin ją zawsze kochał!! Tylko poprostu taki jest! Ale widac ze sie ciagle zmienia!
    A czy chcemy 3 czesc? Pewnie!

    OdpowiedzUsuń
  18. P.S ciagle mam nadzieje ze opowiadanie skonczy sie tak jak zaczęło.Justin i Cindy.
    Ryan i Jason to postronni kolesie xd

    OdpowiedzUsuń
  19. ja bardzo chetnie przeczytalabym trzecia czesc tego ff bo naprawde go uwielbiam o szczerze mowiac nie chce sie z nim jeszcze rozstawac @fairlessbieber

    OdpowiedzUsuń
  20. Nooo jasne ze pisz 3 część xx

    OdpowiedzUsuń
  21. Rodział cudowny jak zwykle, czekam na kolejny i (mam nadzieję) na 3 część💕💕

    OdpowiedzUsuń
  22. Jezu, o co chodzi z tym telefonem? Czytałam Black tears i chyba Jazzy była siostrą Justin'a, albo się mylę. Cudowny rozdział jak zresztą zawsze, a twój styl pisania to ahshsuwkwksn Napisz trzecią część:)
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak! 3 część <3!!! nich Cindy i Jason wrócą do siebie.... :((((

    OdpowiedzUsuń
  24. Tak tak tak tak!! Pewnie ze chcemy trzecia czesc! Masakra ile sie dzieje... Do nastepnego:**

    OdpowiedzUsuń
  25. Tak tak tak tak ���������� plzzz kocham Cię za to

    OdpowiedzUsuń