Cindy
Srebrny klucz błysnął w zamku. Został przekręcony stanowczym ruchem nadgarstka. Wstrzymałam oddech, szybki, urywany, niespokojny. Cała trójka przepuściła mnie w drzwiach. Pełna kultura. Akurat dzisiaj wolałabym przejść przez próg ostatnia. A najlepiej w ogóle nie wchodzić do mieszkania, zbiec po schodach, wsiąść do pierwszego metra i odjechać. Nie ważne gdzie, byle daleko.
-Wchodzisz, czy mam ci pomóc, maleńka? - Chrapliwy głos Justina nie różnił się od tonu głosu Jasona, lecz tylko on zwracał się do mnie słowem "maleńka". - Idziemy, idziemy.
Mężczyzna nieznacznie pchnął mnie w głąb mieszkania. Potknęłam się o próg i wpadłam do przedpokoju. Spiorunowałam Justina wzrokiem. Ten natomiast wszedł wgłąb mieszkania. Rozglądał się pośród czterech ścian, zajrzał do kuchni i do sypialni. Jak agent nieruchomości wyceniający wartość lokalu. W końcu opadł na kanapę, wyciągając nogi na stoliku do kawy. Co go obchodziło, że zabrudził szklany blat błotem spod prawej podeszwy. Pieprzony pan i władca. Dostrzegłam w nim jedną istotną zmianę. Większą część agresji zastąpił kpiną, sarkazmem i kipiącą poza krańce ciała bezczelnością. Im starszy, tym bardziej niedojrzały.
-Na co czekacie? - Uniósł wysoko brwi, włączając pilotem telewizor. Pierwszy przypadkowy kanał muzyczny. - Rozsiądźcie się, przecież to wasze mieszkanie. A i Jason z całą pewnością zdążył zwiedzić wasze wspólne cztery ściany ze szczególnym naciskiem na łóżko w sypialni.
Zacisnęłam usta w cienką linię. Nie mógł się powstrzymać. Wydrapałabym mu oczy. A potem zakopała żywcem. Ryan, nadal zdezorientowany, usiadł na kanapie na przeciwko Justina, a Jason nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Z jednej strony znienawidzony brat bliźniak, z drugiej rywal w drodze do serca ukochanej. W ostateczności wybrał fotel obity skórzaną tapicerką. Ja wolałam postać. Przechadzałam się po salonie w tę i z powrotem, z rękoma splecionymi na piersi. Miałam przed sobą trzech mężczyzn, w gruncie rzeczy bliskich mojemu sercu. Jeden był wspomnieniem pierwszej wielkiej i znienawidzonej miłości, drugi mężem, a trzeci kochankiem, któremu poświęciłabym własne życie. Nie czułam się komfortowo. Wręcz przeciwnie, w nerwach zaczęły mi drżeć nawet dłonie.
-Cindy, wytłumacz mi to wszystko, do cholery - Ryan jąkał się.
-Nie słuchaj go. Mści się na mnie za to, że uciekłam.
-Czyli to naprawdę on? - Wytrzeszczył oczy. - Ten, który krzywdził cię i poniżał przez wiele miesięcy? Zabiję skurwiela.
Ryan niespodziewanie poderwał się z kanapy. Wymierzył cios w powietrze. Justin ze swoim sprytem pochylił się w przód i wyminął uderzenie z siłą, która byłaby w stanie złamać mu nos. Natychmiast pojawiłam się przed Ryanem. Złapałam jego rozwścieczone, rozszalałe ramiona i przerażonym wzrokiem próbowałam nakłonić do ponownego zajęcia miejsca na kanapie. Uległ.
-Nie tak nerwowo, złotko, bo się pokaleczysz - parsknął Justin, podejmując ze stolika kakaowy herbatnik. Drań celowo nakruszył na tapicerkę i włochaty dywan, który odkurzać trzeba było na kolanach przez pół dnia. A niech go. - Pyszne - mlasnął. - Naprawdę wyborne. Mogłabyś zrobić mi filiżankę kawusi, skarbie.
-Z tego co pamiętam, nigdy nie piłeś kawy - syknęłam, zachowując resztki zdrowego rozsądku i samokontroli. Choć jestem przekonana, że po zadźganiu go kuchennym nożem, uniewinniłby mnie każdy sąd.
-Dla ciebie zrobię wyjątek, słoneczko.
-Nie nazywaj jej tak - warknął Jason, gdy ostatecznie puściły mu nerwy.
-Och, czyżby kochanek się zdenerwował? Bez obaw. Nie ukradnę twojej zabaweczki.
Oparłam się dłońmi o blat drewnianego stołu, na którym pozostały dwa kolorowe kubki ze śniadania. Jeden czerwony, pusty, z fusami na dnie. Drugi niebieski, w połowie pełen. Nie widziałam trojga mężczyzn. Ale nieprzerwanie czułam ich wzrok i chęć zadania nurtujących pytań. Ciekawość zmieszana z potrzebą świadomości.
-Cindy, wyjaśnisz mi w końcu, o czym on mówi? - Ryan spytał z żalem.
Odwróciłam się do nich twarzą, łzy spływały mi po policzkach. Nigdy nie chciałam go skrzywdzić. Dopiłam do końca zimną herbatę Ryana. Natychmiast na zębach pozostał osad. Przejechałam po górnych jedynkach krańcem języka. Odwlekałam moment rozmowy w czasie. Bolało.
-Najwyraźniej twoja ślicznotka zapomniała języka - wtrącił Justin, zanim zdążyłam wziąć głęboki oddech i wypuścić go powoli, cichutko. - Pozwól, że ja ci wszystko wyjaśnię. Co prawda w łóżku ich nie przyłapałam, ale chyba nie bez powodu Cindy rzuciła się dzisiaj na mnie jak wygłodniałe zwierzę. Całuje jeszcze lepiej niż przed laty.
-Całowałaś się z nim? - wtrącił nerwowo Jason. Jego kolano podrygiwało w rytm muzyki z telewizora. Kostki w zaciśniętych pięściach bledły w miarę wzmacniania uścisku.
-Jason, ja...
-Cindy najwyraźniej pomyliła mnie z tobą. Cholera, a zawsze sądziłem, że jestem tym przystojniejszym bliźniakiem. Cindy zniszczyła moje nadzieje. - Wydął dolną wargę, przykrywając nią górną. I pożarł jeszcze jedno ciastko. Tym razem obyło się bez okruchów. Pochłonął herbatnika w całości. - Wracając do ciebie, Ryan. Co prawda Jasona i Cindy nie przyłapałem w łóżku, ale wy daliście niezły popis na środku ulicy, w środku nocy, przypominasz sobie? Wybacz, podnieciłem się i nagrałem kawałek waszej miłosnej zabawy. Dobrze mi się przy tym wali. - Justin z satysfakcją wydobył z kieszeni telefon, wszedł w galerię, włączył pierwszy z listy film i rzucił Jasonowi. Bliźniak złapał komórkę kilka centymetrów przed nosem. Spojrzał na ekran. Krew się w nim zagotowała i napłynęła do twarzy. Krzywda dotknęła nie tylko Ryana, ale również Jasona. - Że też sam nie wpadłem na pomysł, żeby bzyknąć cię na masce, w dodatku w deszczu. Ależ to podniecające, cholera.
Humor dopisywał jedynie Justinowi. Ja chciałam płakać, ryczeć z zażenowania. Ale nie mogłam, póki toczyłam walkę o jedyną miłość. O kogokolwiek. Słabłam. Potrzebowałam dosłownego wsparcia. Silnego ramienia, podłokietnika kanapy, blatu stołu, cokolwiek. A nade wszystko nadciągająca, zawrotnie pędząca lawina zdecydowanych, bolesnych dla obu stron pytań.
-Pieprzyłaś się z nim? - spytał z żalem i złością Jason. Odłożył telefon z hukiem na szklany stolik. Drgnęłam niespokojnie. Blat o mały włos nie roztrzaskał się w drobny mak.
-Przepraszam? - Uniósł się Ryan. Tragedia wisiała w powietrzu. A ja od wejścia do mieszkania nie potrafiłam wydusić rozsądnego słowa. - Jeśli zapomniałeś, Cindy jest moją żoną.
-A moją... - Jason zamilkł nagle. Nabrał w płuca powietrza. Spiorunowałam go wzrokiem. O mały włos nie przyznał Justinowi racji. O mały włos nie potwierdził naszego romansu.
-Twoją kim? - warknął Ryan, zaciskają w pięściach koszulę Jasona na piersi. - Zdradzasz mnie z nim? - zwrócił się do mnie z agresją. - Pytam się, zdradzasz mnie!?
-Przestań na nią krzyczeć! - Między Ryanem i Jasonem wybuchła kłótnia. Oboje oddychali szybko. Ich klatki piersiowe unosiły się gwałtownie i opadały równie pospiesznie.
-Dlaczego jej bronisz? Co, do cholery, jest między wami? Sypiasz z nią? Sypiasz z moją żoną? - Ryan uderzył pięścią w szklany stolik. Aż nogi Justin drgnęły ku górze. Ten blat dzisiaj pęknie. Z całą pewnością nie doczeka kolejnego poranka.
Jason spojrzał na mnie bezradnie. Próbowałam bezgłośnie powiedzieć mu, by trzymał język za zębami i broń Boże nie pisnął Ryanowi słówka. Ale on bił się z myślami. Wahał się, tworzył domysły, obstawiał wszystkie za i przeciw. Raz spoglądał na czubki butów, w których swoją drogą wszedł na wspomniany wcześniej, włochaty dywan. To znów przenosił wzrok na mnie i wstrzymywał oddech. Następnie z pogardą spoglądał na brata i wracał do Ryana, któremu z dziurek w nosie leciała złowroga para. I poddał się uczuciom.
-Kocham ją, kurwa - warknął arogancko. Po raz pierwszy mój Jason był tak bezczelny.
Za to wyznanie pokochałam go jeszcze mocniej, ale też znienawidziłam. Wiedział, że powinien siedzieć cicho, że to nie była właściwa pora na ujawnianie ściśle skrywanych tajemnic. Zalałam się łzami. Uderzyła we mnie przenikliwa fala gorąca. Zdjęłam kurtkę i rzuciłam ją na panele. I tak, jak zwykle dbałam o porządek, tak teraz był mi obojętny.
-Gówno mnie obchodzi, czy ją kochasz czy nie. Przecież widzę, jak na nią patrzysz. Już od dawna widzę. Ja pytam, czy z nią sypiasz, gnoju. - Ryan również był nienaturalnie rozwścieczony. Nigdy przedtem nie widziałam go w takim stanie.
-Tak, sypiam z nią i jest nam razem cholernie dobrze. Widocznie nie potrafiłeś jej zaspokoić, skoro szuka pocieszenia w moim łóżku.
Chwila. Jeden moment. Ryan rzucił się z pięściami na Jasona. Ten zdążył złapać jego nadgarstki i odepchnąć pierwszy atak. Po chwili otrzymał uderzenie w brzuch. Nie atakował. Jedynie bronił się wszelkimi możliwymi sposobami. W Ryanie obudziło się zwierze gotowe zabić, by pomścić urażoną dumę. A Justin? Justin przeszedł samego siebie.
-Ale jazda - zachichotał pod nosem. Chwycił ze stolika całe opakowanie herbatników, położył na kolanach i rozsiadł się wygodnie jak na kinowym fotelu. Wciągnął się w sztukę na żywo, dopingował brata okrzykami.
-Ryan, przestań. Nie słuchaj go - krzyknęłam zduszonym głosem. Ależ się bałam. Ależ było mi wstyd. - Jason kłamie. Nigdy z nim nie spałam.
Świadomie wyparłam się swojej największej miłości. Jason gwałtownie odepchnął Ryana. Spojrzał na mnie w szoku, na granicy wybuchu. Mógłby płakać i wrzeszczeć. Mógłby trząść się i rzucać z pięściami. Zraniłam go.
-Nie wierzę - szepnął, zaciskając szczękę. - Od tak wypierasz się wszystkiego, co jest między nami? A kiedy mówiłaś, że mnie kochasz? A kiedy mówiłaś, że jest ci ze mną dobrze, jak z nikim innym? A kiedy chciałaś kochać się ze mną na własnym weselu? Nie pamiętasz już?
Teraz Jason chciał mnie skompromitować. A może zależało mu na ratowaniu naszych relacji? Zachowałam się jak idiotka, zaprzeczając wszystkiemu. Powinnam przyznać się teraz, kiedy wszystko było już stracone. Zamiast tego bezsensownie brnęłam w zaparte. Zaprzeczałam, kręciłam głową, płakałam, łudząc się, że wezmę ich na litość.
-Nie wierzę, że mi to zrobiłaś, Cindy. - Ryan wyrwał z rąk Justina paczkę ciastek. Pierwsza rzecz, jaką znalazł pod ręką. Rzucił nimi przez salon i roztrzaskał na ścianie. Justin spojrzał na niego oczyma małego chłopca, usta otarł z okruchów przedramieniem, przełknął ostatni kęs. - Nie wierzę w ani jedno twoje słowo, idiotko. W ani jedno, do cholery.
Ryan przemknął przez próg sypialni. Pozostawił otwarte drzwi. Wyciągnął z szafy sportową torbę, wrzucił do niej parę ubrań i czystą bieliznę. Dołożył klucze, komórkę, portfel z dokumentami. Najszybsze pakowanie, jakie w życiu widziałam. Wrócił do salonu tak samo wzburzony. Rzucił mi ostatnie pogardliwe spojrzenie, po czym dodał krótko:
-Jednak jesteś dziwką, Cindy.
I wyszedł, trzaskając drzwiami. Pewnie zatrzyma się u jednego z kolegów. Będzie przeklinał mnie przez kolejne noce. Potem prześpi się z jedną z koleżanek ze studiów, by utopić w niej swoje smutki. Już ja go znam. Nie zatrzymywałam go. Nie widziałam sensu. I tak by wyszedł. Jest dorosły, zraniony, ma swój rozum.
-Zawiodłem się na tobie, Cindy. Sądziłem, że teraz, kiedy wszystko wyszło na jaw, zgodzisz się ze mną, przyznasz się przed Ryanem i w końcu będziemy naprawdę razem. Ja już nie wiem, co mam myśleć. Zależało ci na mnie, czy chciałaś mieć przydupasa na boku? Zależało ci na mnie czy na seksie? Kurwa, czy ty mnie kiedykolwiek kochałaś?
Złapałam dłonie Jasona i przyłożyłam do ust. Zalałam je łzami w kilka sekund. Pochyliłam się przed nim, chciałam przytulić. Ale on cofnął się, zrobił krok w tył, dał mi do zrozumienia, że mam się do niego nie zbliżać. Patrzył na mnie z zawodem, z obrzydzeniem, z ogromnym rozczarowaniem. Spróbowałam jeszcze raz. Jeden uścisk. Tylko jeden. Nie pozwolił mi. Złapał moje nadgarstki i zachował między nami dystans.
-Jason, ja cię kocham - wychlipałam przez łzy bólu i zmęczenia. Byłam zmęczona swoją beznadziejną sytuacją. - Proszę, uwierz mi. Jesteś dla mnie najważniejszy. Jason, proszę. - Płakałam rzewnie i żałośnie, ale chciałam jedynie, by Jason mi uwierzył, by wybaczył, byśmy znów mogli być szczęśliwi.
-Może Ryanowi też to powtarzałaś, gdy wieczorem kładłaś się spać, albo gdy pieprzyłaś się z nim na masce samochodu? To żałosne, Cindy. Zastanów się, czy jesteś dorosła, czy nadal robisz z siebie pokrzywdzone dziecko. Wiedz tylko, że związałem się z tobą, bo zawsze wydawałaś mi się dojrzała, rozsądna. Nie potrzebuję rozkapryszonej nastolatki, która sama nie wie, czego chce.
On również wyszedł z mieszkania, ale nie trzasnął drzwiami. Zamknął je delikatnie, z troską, aby nie narobić hałasu. Echem rozniosły się jego wolne kroki na schodach. Wybuchnęłam płaczem. Przetarłam białym rękawem oczy. Rozmazałam makijaż na policzkach i na materiale bluzki. Już chciałam zacząć przeklinać pod nosem Ryana, Jasona, siebie i wszystkich wokół, kiedy nagle para silnych ramion objęła moją talię. Jedna dłoń wpłynęła na moje podbrzusze, druga znacznie niżej. Zupełnie zapomniałam o obecności Justina.
-Skoro zostaliśmy sami... - zaczął niskim, ponętnym głosem. Jego oddech odbił się od mojej nagiej szyi.
-Nawet nie próbuj kończyć - warknęłam, gdy poczułam palec wskazujący i środkowy Justina przyłożony do krocza. Odwróciłam się do niego twarzą. - Wiesz co? Nienawidzę cię tak cholernie mocno, że aż mam ochotę się z tobą upić, nachlać w trzy dupy. I znienawidzić cię jeszcze bardziej.
Justin
Śliczna, mała idiotka. Taka zrozpaczona, taka zapłakana i tak naiwna. Nadal pękałem ze śmiechu po rozegranej po środku salonu komedii romantyczno-dramatycznej. Trzech bohaterów. Dwóch facetów i jedna kobitka. Tworzą razem chory trójkącik. Ale ten trójkącik rozbawił mnie do łez. Wyuczeni ról na pamięć. Z pewnością wielokrotnie ćwiczyli przed lustrem podobne kwestie. "Jason, ja ciebie kocham. Nie zostawiaj mnie". I znów parsknąłem śmiechem. Byłem nieczuły, nie zaprzeczam. Dobrze mi z tym. Zimny drań bez serca. Podoba mi się taki przydomek.
-Wódka, whisky czy piwko? - rzuciłem do Cindy, stojąc przed otwartym barkiem. Kilka butelek z alkoholem połyskiwało w głębi szafki. Spojrzałem na dziewczynę skuloną na kanapie. Wyglądała jak siedem nieszczęść.
-Coś, czym najszybciej się upije - mruknęła w odpowiedzi. Tuliła do piersi poduszkę i zapychała usta ostatnim gryzem herbatnika, którego zostawiłem na stole. Były naprawdę dobre. Przez moment zapomniałem o diecie.
Chwyciłem dwie wódki. Podejrzewam, że pozostały po hucznym weselu pełnym niespodziewanych zwrotów akcji. Żałuję, że mnie na nim nie było. Wyobrażam sobie spektakularny moment przekroczenia progu kościoła, gdy ksiądz pytał zebranych, czy nie mają nic przeciwko małżeństwu. Uśmiechnąłem się pod nosem do swoich myśli. Po taki wejściu byłbym królem imprezy.
-Tobie wolno pić? - spytałem z uśmieszkiem, siadając na dywanie przed kanapą. Oparłem się o nię plecami i trzymałem głowę na wysokości przytulanej do tapicerki głowy Cindy.
-Jestem dorosła, kretynie.
-Jakoś tego nie widzę - westchnąłem w odwecie. Na tym zakończyłem drobną wymianę zdań nieubłaganie prowadzącą do awantury. Każdą sprzeczkę likwidowałem sarkazmem. - Okay, ty może jesteś dorosła, ale twoje infantylne związki z pewnością nie. Nie chciałbym cię pouczać, ale ja swoje dziewczyny zdradzałem w liceum, a później nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby przespać się z inną.
-I naprawdę nigdy mnie nie zdradziłeś? - spytała tak, jakby już teraz, przed wypiciem pierwszego łyka, była pijana.
-Ani razu - przysiągłem. - A nawet ani połowy razu.
-A ja całowałam się z innym, kiedy byliśmy razem - przyznała odważnie.
-Nie musiałem o tym wiedzieć. - Odkorkowałem pierwszą butelkę, pociągając z szyjki mały łyczek. Co jak co, ale upić się nie chciałem. - Więc jednak zawsze byłaś dziwką.
-I tak mi pozostało do dzisiaj. Co zrobisz, kiedy nic nie zrobisz.
Cindy zabrała mi butelkę wódki. Wypiła na raz kilka łyków i opadła na kanapę. Parę kropel kapnęło na jej bluzkę. Makijaż wraz ze łzami spływał po policzkach. Zmieniam zdanie. Wyglądała jak całe dziesięć, albo i nawet dwadzieścia nieszczęść. Ale nadal była piękna. Urody nie traci się od tak.
-Masz jeszcze te kakaowe ciastka? - spytałem ni stąd, ni zowąd.
-Są w szafce nad lodówką.
Wstałem z włochatego, czarnego dywanu. Sunąłem stopami po panelach. Na wysokości stołu ściągnąłem buty i kopnąłem je pod jedno z krzeseł. Kuchnia była przestronna, choć mała. Przyprawy ułożone w koszyku na blacie. Wypolerowane filiżanki stały pod ścianą w równych odstępach. Podłoga lśniła, można by z niej jeść. Poczułem się jak przed trzema laty. Nasza kuchnia urządzona była niemal identycznie. I panował w niej taki sam porządek. Wiedziałem więc, gdzie szukać chleb. Pierwsza szafka na prawo. Miałem też pewność, że w lodówce na górnej półce zastanę ser żółty, a w szufladkach na dnie świeże pomidory. Nic się nie zmieniło. Posmarowałem górną połowę bułki masłem, rzuciłem plaster sera i pomidora, a całość posoliłem. Nie zapomniałem też o herbatnikach. Cindy trzymała dziesięciopaczkowy zapas.
-Nie dość, że zjawiasz się nieproszony, rujnujesz mi życie, to jeszcze wyjadasz mi rzeczy z lodówki. Twój tupet przekracza wszelkie granice, wiesz?
-Co ja poradzę, że jestem głody? Przez te wasze rodzinne komedie - chrząknąłem, ale zaraz poprawiłem szybko - Przepraszam, przez te wasze rodzinne tragedie nie jadłem obiadu, a teraz jest już pora kolacji. Od śniadania nie miałem w ustach nic prócz twojego języka i herbatników, które twój mąż raczył rzucić o ścianę. Śmiem twierdzić, że wyszłaś za większego psychola, niż ten, z którym byłaś przed laty.
-Urodziłeś się z tak ciętym językiem, czy nauczyłeś się odpowiadać na każde zdanie dwoma?
-Takie umiejętności są wrodzone.
-Więc dlaczego Jason jest zupełnie inny?
-Bo on urodził się jako drugi - parsknąłem suchym śmiechem, pochłaniając w jednym gryzie połowę kanapki. Zdecydowanie przesoliłem pomidora.
I tak siedzieliśmy, piliśmy - ona więcej, ja mniej - i rozmawialiśmy o głupotach. Minęła godzina. Zjadłem trzy kanapki i pół paczki ciastek. Cindy w międzyczasie nawrzeszczała na mnie, grożąc, że będę odkurzał dywan. I wypiła niemal całą butelkę wódki. Pod koniec szklanej flaszki ledwie kontaktowała. Mówiła coraz wolniej, plątał jej się język. Z kanapy nawet nie próbowała wstać. Runęłaby na podłogę jak długa. Dawno nie widziałem kogoś tak pijanego. Wyglądała jeszcze bardziej żałośnie. I nie przestawała ryczeć.
-Jesteś taki przystojny - zamruczała przy moim uchu i niespodziewanie ugryzła jego płatek.
-A ty jesteś tak cholernie głupia - westchnąłem. Nie mijałem się z prawdą. Cindy była totalną idiotką.
-Po pijaku zawsze mam chcicę. Jesteś w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej godzinie. - Ledwie zrozumiałem jej bełkot, ale pieszczoty na karku czułem wyraźnie. Co za bezmyślna małolata. - Tak bardzo cię nienawidzę, a teraz chcę, żebyś mnie pieprzył. Co jest ze mną nie tak?
-Jesteś po prostu dziwką. Co tu dużo mówić?
Cindy coraz gorliwiej zaczęła mnie dotykać, obłapiać dłońmi. Wstałem z dywanu. Zrobiłem dwa kółka dookoła salonu. Pod koniec ostatniego okrążenie spojrzałem na ledwie żywą Cindy. Leżała na plecach na kanapie, nuciła pod nosem melodię znanej, radiowej piosenki. Teraz wyglądała już jak pięćdziesiąt nieszczęść. I nadal była piękna. Nie wiedziała, co robi. Nie wiedziała, co mówi. Była w stanie tak silnego upojenia alkoholowego, że rozłożyłaby nogi przed pierwszym przechodniem na ulicy, nawet jeśli tym pierwszym przechodniem okazałaby się kobieta.
-Co jest z tobą nie tak? Ryan kochał cię do szaleństwa. Jason kocha cię jeszcze mocniej. Jeden i drugi życie by za ciebie oddał. A ty niczego nie potrafisz docenić. Wszystko masz głęboko w dupie. Na niczym ci nie zależy. Na niczym i na nikim. To ja cię tak zniszczyłem? To ja zrobiłem z ciebie potwora? - Pierwszy raz w życiu coś do mnie dotarło. - Bawisz się facetami, nie traktujesz na poważnie ich uczuć. Współczuję Ryanowi i Jasonowi, że tak cholernie cię kochają. Powiem szczerze, nie zasłużyłaś na nich. - Prowadziłem wykład, wiedząc, że Cindy nie zapamięta nawet słowa. Ale może mi ulży. - Cholera, jesteś taką idiotką. Nie mam słów, żeby to opisać. Dzięki Bogu wyleczyłem się z ciebie. Jesteś gorsza niż faceci, Cindy. Wiesz, że wierność jest najważniejszym elementem każdego związku? Nie wiem, po co ci to wszystko mówię. Ale wiedz, że jesteś żałosna, Cindy.
Nagadałem się, prawiłem morały, starałem się do niej dotrzeć, chciałem przemówić do rozsądku. A kiedy tylko się zbliżyłem, ona zabrała się za rozpinanie mojego paska i rozporka. Przeklęta, mała dziwka.
-Cholera, to nie miało tak być. Przecież nie przyszedłem tutaj, żeby cię bzyknąć. Gdybym ostatni raz nie puknął strażniczki w więzieniu przed dwoma miesiącami, nawet bym cię nie dotknął, Cindy. Do cholery, nie mogę tego zrobić. - Biłem się z myślami. Co rusz dopadało mnie sumienie. Robiłem krok w tył, a wtedy Cindy jakby zapominała, że przed momentem wkładała mi rączkę w bokserki. Gdy znów zbliżałem się do kanapy, powracała natura dziwki.
-Wiesz co, Justin? Przeleć mnie, jak skończoną szmatę. Może wtedy coś do mnie dotrze. Poczuję się poniżona przez wszystkich i zrozumiem, jak cholerną dziwką byłam.
-Przecież ty jutro nie będziesz tego pamiętać. Cholera, to ja wracam, żeby pobawić się twoim życiem, żeby je spieprzyć, ale ty doskonale robisz to sama. Nie dajesz mi szans się wykazać.
Leżała przede mną, myśląc, że jest chętna. Miałem piękną dziewczynę wystawioną jak na talerzu. Wystarczyło ją rozebrać i zająć się w odpowiedni sposób. A ja nie byłem w stanie tak po prostu przestać pieprzyć się z myślami. Cindy była tak żałosna, że przez moment zrobiło mi się jej szkoda. Ale z drugiej strony chciałem znów ją poczuć. Nigdy nie była mi obojętna. Jej małe ciałko tak blisko mojego. Jej niewielkie krągłości w moich dłoniach. Mogłem to wszystko mieć na skinienie palca. I chyba nawet Jason nie miałby mi tego za złe. Przelecieć, czy sobie odpuścić? Upokorzyć ją jeszcze bardziej, czy zachować w tej idiotce resztki godności?
-Dobra, zrobimy tak. Zaliczę cię jak za starych dobrych czasów, bo jestem dość sfrustrowany seksualnie. Jutro rano wspaniałomyślnie o tym zapomnę, a tobie wmówię, że kiedy dokończyłaś pierwszą butelkę wódki, zaniosłem cię do łóżka i przykryłem kołdrą po samą szyję. Chciałbym cię upokorzyć, ale tak, żebyś o tym pamiętała. Pijana nie jesteś mi do niczego potrzebna. Dlatego tu wrócę, kiedy najmniej będziesz się mnie spodziewała. - Przeciągnąłem koszulkę przez głowę i rzuciłem na podłogę. - Zdecydowanie za dużo gadam.
Ściągnąłem spodnie i skarpetki. Opadłem na kanapę i przyciągnąłem do siebie ledwie przytomną Cindy. W zasadzie przestała już kontaktować. Rozebrałem do naga pijane, wiotkie zwłoki Cindy. Wyglądała jak trup. Kilka razy poklepałem ją po policzku. Obudziła się. Trzymała na wpół przymknięte powieki. Wciągnąłem ją na kolana, zsunąłem bokserki do kostek. Stan w jakim znajdowała się Cindy i moje niecne zamiary były gwałtem. Jeden w tę czy w tę, żadna różnica. Chwyciłem stanowczo jej biodra, swoje uniosłem. Wchodziłem w nią powoli, ale kiedy zagłębiłem się do końca, puściły we mnie hamulce. Unosiłem jej nieprzytomne ciało i szybko opuszczałem na przyrodzenie. Raz za razem. I kolejny. Cindy kilka razy nawet jęknęła, ale z pewnością nie był to jęk przyjemność. Ona zasypiała, do cholery! Sytuacja była jeszcze bardziej komiczna, niż jej małżeństwo i romans z Jasonem. Nasz chaotyczny stosunek trwał kilka minut. Dochodząc, śmiałem się głośno. I z Cindy, i z Jasona, i z Ryana, i nawet z samego siebie. Banda kretynów, pieprząca tę samą laskę. Ale dostałem od Cindy to, czego potrzebowałem - niesamowity orgazm. Wyszedłem z niej, założyłem bokserki. Spojrzałem na nagie ciało dziewczyny. Już prawie zaczynała chrapać. Była taka śliczna. Gdybym tylko chciał, mógłbym zakochać się w niej na nowo. Teraz już wiem, że nie warto. Zdradzałaby mnie z każdym przypadkowym facetem. A ja w zazdrości traciłbym panowanie i znów wyżywałbym się na niej. Zamknięte koło. Kiedy ruszy, nic nie jest w stanie go zatrzymać.
Szybko ubrałem Cindy, zostawiając na kanapie tylko podarte na kolanach jeansy. Przerzuciłem dziewczynę przez ramię i zaniosłem do sypialni. Jak obiecałem, położyłem na łóżku i po szyję przykryłem kołdrą. Teraz naprawdę zasnęła. Postanowiłem, że tym razem nie powiem jej, jak wielką dziwkę z siebie zrobiła. Wspaniałomyślnie oszczędzę jej bólu. Chwyciłem skrawek kartki i długopis leżący na szafce nocnej. Nakreśliłem na papierze kilka koślawych, szczerych słów, prosto z serca.
Nie uwierzyłabyś, gdybym ci powiedział, że przeleciałem cię na kanapie w salonie, dlatego nie zostanę do rana i nie spojrzę Ci w oczy. Śpij słodko, maleńka.
I wyszedłem z mieszkania, machając wesoło koszulką. Świat schodzi na psy.
~*~
To chyba najbardziej chaotyczny rozdział, jaki napisałam. I wykorzystałam w nim wyraz "dziwka" więcej razy, niż we wszystkich rozdziałach jakie napisałam razem wzięte. Cindy jest totalną idiotką, to nie budzi wątpliwości. Ale spójrzcie, jaki Justin stał się wspaniałomyślny. Lubię go.
Oszczędźcie mi nieprzyjemnych epitetów dotyczących tego rozdziału i... mnie, bo naprawdę nie czuję się najlepiej.
Nie...Nie...Nie!!! Powiedz, że to wszystko się jeszcze ułoży ;'( Proszę Cię... Oni muszą sobie wszystko wyjaśnić! :'( To tak nie może się skończyć... Boże... Przez Ciebie zaraz zwiariuje <3
OdpowiedzUsuńCóż a zaczynałam ja lubić.w sumie to by bylo zbyt piękne gdyby tym szczęśliwym ( albo nie) trafem jej glupi mężulek sie wyniósł a ona była z Jasonem. Szkoda mi go bo go strasznie lubię a Justina tylko lubię chociaz w sumie nie- toleruje go. Czekam nn srlsy ✌
OdpowiedzUsuńHahahahw kocham Justina !! Ten rozdzial jest zajebisty!! ∪ˍ∪
OdpowiedzUsuńCindy na serio jest dziwka i skrycie no marzę ze jednak Justin się w niej zakocha a cindy bd taka zla dziewczynka, jakoś w sumie jej się nie dziwie że tak traktuje facetów przezyla tyle złego wiec nie ufa... może jeszcze na jednej osobie się zemścić... braciszku ⊙﹏⊙
Czekam na kolejny jestem ciekawa co wymyslisz└(^o^)┘
Kurde, też lubię Justina :D jest najlepszy :D :3 ale cóż się zmieniło, że nauczył się kontrolować gniew i wgl, że mógł się powstrzymać od seksu z Cindy ? : o tragedia ;o a może nadal kocha Lily ? : o i może będę suką, ale gdyby Cindy zaszła z nim w ciążę to już wgl byłoby ciekawie :D <3333 wiesz, że cię kocham ? ;3
OdpowiedzUsuńniech jason zroumie cindy a cindy niech sie ogarnie!!!! i niech sie pogodza <3 xox
OdpowiedzUsuńAle przecież Jason wiedział, że Cindy kochała się z Ryanem na masce, bo mu to już wcześniej powiedziała
OdpowiedzUsuńBoże, charakter Justina jest najlepszy, słowo daję. A Cindy to bez wątpliwości totalna idiotka i dziwka. No nic, ciekawe jak to wszstko rozwiążesz
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
http://dark-sky-1dff.blogspot.com/
wiem, że to nic nie zmieni ale Cindy ma być z Justinem
OdpowiedzUsuńprzynajmniej nie byłoby nudno, bo on ma zajebisty charakter hahah
pozdrawiam, pa
a i niecierpliwe oczekuję następnego :)
Fajnie by bylo jakby Justin znormalnial i zeby znow byli razem
OdpowiedzUsuńO fuck! Justin i jego szczerość to jest to! Rozni siie od tamtych dwoch ! Moze i bił ją żle traktował no ale kochał !
OdpowiedzUsuńA tamci dwa wgl nie pasują mi do Cindy!
Justin i Cindy to genialne połączenie!
Justin sie odkochał? Mysle ze sobie to wmawia. Samo to jak ją potraktował wskazuje na ciągłe uczucie do niej!
Jak nic shippuje ich razem!
Kurwa to ff jest o nich!
Cindy pokochala niby Jasona ale ja mysle ze tak naprawde Justina! Jason ją zauroczył swoim zachwaniem i prędzej dała mu dostęp do siebie. Tyle.
Pozdrawiam.i zycze weny!
Rozdzial jest super i cudownie napisany! Cidy...ah szkoda slow..ona naprawxe zachowuje sie jak dziwka! Jak mogla cos takiego zrobic? Idiotyzm...ciekawe czy ktorykolwiek ja zechce po tym wszystkim.. Do nastepnego, nie moge sie doczekac!:**
OdpowiedzUsuńa teraz pewnie znajac twoj nieprzewidywalny tok myslenia wrzucisz tam jeszcze jednego brata blizniaka �� a tak serio to rozdział swietnie napisany, twoi styl pisania jest tak lekki i swobodny, ze jeszcze zadnego ff nie czytało mi sie tak dobrze jak twoich i tak chetnie do nich nie wracałam, mogłabym cie obrzucać komplementami godzinami bo naprawde uwazam, ze masz talent do pisania, starannie dobrane slowa ale jednak swobodne, oryginalne fabuły, twoje trzy bierzace ff to naprawde cos, nie moge sie doczekaci mam nadzieje, ze jakos zmotywowalam i podniosłam twoja samoocene wzgledem pisania @fairlessbieber
OdpowiedzUsuńJa po prostu naprawde wierzylam, ze Cindy wydoroslala, ale jak zwykle musialas zrobic totalny zwrot akcji za ktory cie nienawidze i kocham jednoczesnie. Czemu uwazamze slowo malenka na papierze zaraz po tym jak Justin ja zgwalcil jest slodkie? Zniszczylas mnie psychicznie i mimo ze nie wiedzialam jak to skomentowac musialam to zrobić. Nie rozumiem jakim cudem Jason zostawil ja z nim sama Rayana zrozumiem, ale nie no... tak jaj kiedys moj kumpel powiedzial ,, czuje sie jak zuzyta prezerwatywa" i chyba doskonale wiem, co mial wtedy na mysli. Po prostu nie potrafie bardziej tego okreslic innymi slowami. Mimo to, ten rozdzial byl potrzebny by zabic mit o idealnej, pokrzywdzonej Cindy, także i w tym rozdziake utopiłam sie w twojej genialnosci i naprawde nie wiem co zrobic ze swoim zyciem, kiedy juz nadgonię zaległości.
OdpowiedzUsuńhttp://bieber-touch-angel.blogspot.com/?m=1