Cindy
Ostatnia klientka - starsza kobieta z psem wielkości męskiego buta, trzymanym na cienkiej, czerwonej smyczy - opuściła kawiarnię dwie minuty przed osiemnastą. Biała szmatka w mgnieniu oka otarła plamę kawy z blatu stolika. Krzesła stały w równych odległościach od stołów. Podłoga umyta, jeszcze lekko wilgotna. Poślizgnęłam się na kaflach dwa razy podczas drogi z zaplecza do drzwi. Skrzydła niezapiętej kurtki uderzały o moją talię. Nacisnęłam klamkę i wyszłam z kawiarni. Srebrny klucz błysnął w zamku. Przekręciłam go, potem schowałam do najgłębszej kieszeni w czarnej, skórzanej torebce. I ruszyłam w dół głównej ulicy, unikając deszczówki wyłaniającej się spod kół rozpędzonych samochodów.
Nie widziałam Jasona od dwóch dni. Dwa dni, które odebrały mi resztki humoru. A dnia, w którym ostatnim razem się kochaliśmy, nie mogłam sobie nawet przypomnieć. Coraz częściej myślałam nie o sobie, nie o nim, tylko o nas. O nas, jak o idealnej całości, która nie funkcjonuje z osobna. Jason, mój kochanek. Taki czuły. Taki troskliwy. Nie zasłużyłam na niego. Nigdy nie będę godna jego miłości, jego obecności, uwagi.
Nagły impuls. Chciałam do niego zadzwonić. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni, jednakże w tym momencie dostrzegłam mój największy skarb przy jednym z drzew w pobliskim parku. Nonszalancko opierał się o konar. Leniwie palił papierosa. Wypuszczał dym w niebo, potem zaciągał się ponownie i znów wydychał szarawy obłok. Był nie tylko przystojny, ale również piękny. Nawet gdy palił.
Schowałam telefon. Nie będzie mi więcej potrzebny. Wiatr pchnął mnie w jego kierunku. Bez powitania, bez zbędnych słów. Ścisnęłam w piąstkach jego koszulkę. Wpiłam się w pełne wargi. Chwycił moje biodra, przyciągnął mnie jednym delikatnym ruchem. Pożądliwy pocałunek w obłokach dymu sączącego się z krańca papierosa. Zachłanny i zmysłowy. Jak słońce wyłaniające się zza chmur po burzy. Słodki jak lukier na pączku. I namiętny. Namiętny jak miłość okazywana w sypialni. Męskie dłonie na moich pośladkach i moje małe na jego karku. Pieścił koniuszek mojego języka, jakby na długo pragnął zapamiętać jego smak, teraz zmieszany z kawą i miętową gumą. Oparł mnie o drzewo. Tak delikatnie, tak czule. Położył dłoń na mojej łopatce. Uważał na mnie, był ostrożny. Mimo to pocałunek mogłam włączyć w grono tych namiętnych, chaotycznych, szybkich, wykonywanych przy nieprzerwanym uśmiechu na ustach. I zawierał w sobie nutę rozpaczy, tak sądzę. Całował tak, jakby chciał nasycić się pocałunkiem, zapamiętać każde muśnięcie, mój zapach i dotyk dłoni na policzkach.
Ostatni czuły pocałunek. Górna warga otarła się o moją górną, dolna o dolną. I odsunął się, robiąc pół kroku w tył. Spojrzał mi w oczy. Głęboko. Tak głęboko, jakby samym spojrzeniem, zupełnie bezgłośnie, chciał mi coś powiedzieć. Błysk w prawym oku, kącik ust skierowany ku niebu. Inny uśmiech. Bardziej śmiały, pewny siebie, choć łagodny, bez cienia ironii. Ale inny. Nie ten, który pokochałam.
-Boże - wyszeptałam z rozpaczą. Włosy odgarnęłam na tył głowy. Chciałam cofnąć się o krok, lecz drzewo za mną przylegało do pleców.
-Całujesz jeszcze lepiej niż trzy lata temu, Cindy. - Pogładził wierzchem palca wskazującego i środkowego zarys kości policzkowej. Był wyższy ode mnie, ale wzrostem od Jasona nie różnił się nawet odrobinę. Dlatego odróżnienie ich graniczyło z cudem.
-Przestań - zdołałam wydusić, zanim wstyd wpłynął na moje policzki i pokolorował je na delikatną czerwień.
-Mam przestać prawić ci komplementy? Przyznaj, słonko, że święty nie byłem, ale nigdy w życiu cię nie okłamałem. Nie mam wrodzonego talentu jak mój brat i zawsze mówię to, co myślę. A teraz nasuwa mi się na usta tylko jedno zdanie. - W międzyczasie pociągnął dym z końca papierosa. - Wyrosłaś na przepiękną, młodą kobietę, Cindy.
Zaskoczył mnie. Nie kipiał sarkazmem, nie uśmiechał się bezczelnie, a życzliwie, z nutą sympatii.
-Czego ode mnie chcesz? - wychrypiałam gardłowo. Przytrzymywałam się dłońmi szorstkiej kory drzewa. Kolana mi słabły.
-Z całym szacunkiem, maleńka, ale to ty rzuciłaś się na mnie jak wygłodniałe zwierzę. Nie żebym narzekał.
Fakt. Było mi wstyd. Pomyliłam człowieka, którego darzyłam nienawiścią z miłością mojego życia. Ale co się dziwić. W końcu żyłam w nieświadomości przez długie tygodnie.
-Nie moja wina, że jesteście identyczni. Nawet tatuaże macie takie same. Powiedz mi, jak?
-Ja również nie doszukuję się w tym swojej winy - zaśmiał się krótko, dokończył papierosa, zgasił go na wilgotnym konarze. - Tatuaże? Kiedy się spotkaliśmy, chcieliśmy zbliżyć się do siebie, lepiej poznać. Jason do swoich tatuaży dołożył moje i na odwrót, ja obdarowałem swoje ciało jego tatuażami. Na początku było zabawnie. Ale szlag mnie trafia, gdy ktoś kradnie moją tożsamość. Co więcej, kradnie moją dziewczynę.
-Nie jestem twoją dziewczyną. Chyba o tym zapominasz. - Czy grałam silną, czy naprawdę taka byłam, nie wiem. Ale nie było mowy o złamaniu się przed nim.
-Pomarzyć jeszcze można, co? Tego mi chyba nie zabronisz. A twoje słodkie usteczka przypomniały mi te wszystkie piękne chwile, niunia. Domek moich rodziców, pół godziny od centrum. Pamiętasz? - Rzecz jasna, pamiętałam. Wtedy zaufałam mu po raz pierwszy, popełniając karygodny błąd. Byłam młoda, w początkowym stadium zakochania. I nawet teraz, wspominając pierwsze wśród wspólnie spędzonych chwil, poczułam się niebywale lekko, jakbym nie miała na głowie mnóstwa problemów, jakby żaden mnie nie dotyczył.
-Po co mi to mówisz, Justin? Na co ty liczysz?
-Nie liczę na nic. Spotkałem swoją dziewczynę po niemal trzech latach. Chcę z nią po prostu porozmawiać, powspominać.
-Spieszy mi się - burknęłam pod nosem.
Potrąciłam go lekko ramieniem i ruszyłam przed siebie, wzdłuż parkowej ścieżki wyłożonej drobnymi, białymi kamieniami. On chciał wspominać, ja nie chciałam, bo razem z pięknymi chwilami powracały te pełne brutalności, strachu i łez. Ale Justin zawsze dopinał swego. Również teraz ruszył za mną. Słyszałam kroki, czułam obecność. Nie przyspieszałam. Nadaremny byłby mój wysiłek. On wiedział, że przejdę raptem kilka kroków i już wykonam obrót na pięcie, żeby ponownie spojrzeć mu w oczy. I spojrzałam. I przebiegł mnie dreszcz. Byli identyczni nawet pod względem odcienia tęczówek. Niebywałe.
-Justin, powiedziałam ci coś. Spieszy mi się.
-Dlatego proponuję podwózkę. Ty zaoszczędzisz sporo czasu, a ja będę mógł powspominać stare czasy - zawiesił głos z nadzieją.
Spojrzałam na zegarek. Piętnaście po szóstej. Późno. A Justin naprawdę wzbudzał zaufanie. Nie wiem, czy to ja stałam się tak naiwna, czy pod wpływem Jasona wierzę, że Justin zmienił się w dobrego człowieka. Ale zaufałam mu i tym razem. Dałam się zwieść sympatycznemu uśmiechowi. Wiedział, że zdołał mnie przekupić i już uśmiechał się coraz szerzej i szerzej. Do momentu, w którym uwydatniły się małe dołeczki w policzkach. Nawet uśmiech mieli ten sam, zupełnie jakby ktoś oderwał go z twarzy Jasona i na stałe przymocował przy wargach Justina. Dwie krople wody. Jedna czysta jak łza, druga brudna i zniszczona. Woda odzwierciedlała ich serca. Jedno nienaganne, drugie zepsute. Jedno kochające, drugie siejące zniszczenie. Jedno bijące dla mnie, drugie zupełnie obce. Dwa tak różniące się serca, a pompują niemal identyczną krew. To w ogóle możliwe?
-Zaparkowałem przy frontowym wyjściu z parku - poinformował.
Cofnęłam się w czasie, kiedy objął dłonią moją talię. Tylko tyle. Nie zsunął jej na biodro, nawet nie musnął pośladka. Byłam pod wrażeniem czegoś, co powinno być dla mnie oczywiste. A jednak po tylu wyrządzonych przez niego złach, teraz wydawał się aniołem. Dla jasności - nawet przez myśl mi nie przeszło, aby zbliżać się do niego, poznawać od nowa, rozumieć z większą wnikliwością. Korzystałam jedynie z podwózki. Nic więcej. Lecz nie wiem, czy bardziej próbowałam przekonać Justina chłodem w głosie i brakiem reakcji na jego gesty, czy samą siebie.
Srebrne audi stało przy krawężniku, koła zwrócone były w kierunku jazdy, wyprostowane. Opony nieznacznie zabłocone, na prawym reflektorze mała rysa. Pewnie miał wypadek, gdy pędził po ulicy jak wariat. Ale Justin zawsze jeździł bezpiecznie. Trzymał się zasad. Nigdy nie prowadził po alkoholu. Nawet po małym piwie. Samochód błyszczał. Z pewnością polerował go godzinami. A może oddał do myjni i powierzył dłoniom pracowników. Przede mną kolejne zaskoczenie. Po naciśnięciu przycisku na pilocie, otworzył przede mną drzwi, poczekał aż wsiądę i dopiero zatrzasnął je lekko. Tak, aby mieć pewność, że nie uszkodzi samochodu i jednocześnie, że drzwi nie otworzą się podczas jazdy. Z gracją wylądował na fotelu kierowcy. Przekręcił klucz w stacyjce. Silnik wydał z siebie pomruk, który najwyraźniej zadowolił Justina, bo przez jego usta przebiegł uśmiech. Faceci i ich zauroczenie sportowymi samochodami. Nic więc dziwnego, że darzą swoje wozy taką delikatnością. Niektórzy traktują czterokołowce lepiej niż własne kobiety. Najlepszy przykład siedział trzydzieści centymetrów po mojej lewej.
-Więc ile ty masz już latek, Cindy? Niebawem dziewiętnaście, mam rację?
-Jeszcze pamiętasz, to sukces - rzuciłam z ironią. Wbiłam wzrok w przednią szybę. Przed nami utworzył się korek prowadzący do samego skrzyżowania z sygnalizacją świetlną, na którym policjant wskazywał kolejno kierunek objazdu.
-Jesteś urocza, kiedy się złościsz. - Zerknął na mnie przelotnie, gdy pchnął drążek skrzyni biegów i zjechał na prawy pas, umożliwiający zjazd z autostrady. - A kiedy słyszysz komplement, od razu przygryzasz wargę.
I rzeczywiście, już od dwóch sekund żułam skrawek dolnej wargi. Znał mnie lepiej niż własna matka. Pamiętał o moich nawykach i przyzwyczajeniach. A sądziłam, że nigdy nie zwracał na nie większej uwagi.
-Ty za to jesteś bardziej irytujący niż kiedykolwiek. - Oparłam prawe ramię na podłokietniku i obserwowałam umykających na chodniku ludzi, drzewa na poboczu i domy rozciągające się wzdłuż ulicy. Czułam jego wzrok, dlatego nie odrywałam swojego od szyby. Odbijał się w niej zarys Justina, jednym okiem skupionego na drodze, drugim na mnie. Trzymał kierownicę stanowczo w lewej dłoni. Drugą zanurzył w kieszeni. Wydobył paczkę papierosów, lekko zgniecioną w rogach. Wyjął papierosa i wsunął między wargi.
-Będzie ci przeszkadzało, jeśli zapalę? - spytał z uśmieszkiem. Ten jeden element w rzadkich momentach odróżniał go od Jasona.
-Skądże, pal - rzuciłam krótko, prostując nogi na czarnej wycieraczce z nieznaczną ilością piasku i kilkoma źdźbłami trawy. - W końcu to ty nabawisz się raka płuc, nie ja.
Justin prychnął krótko. Potem wydostał zapalniczkę ze schowka między fotelami. Podpalił kraniec papierosa jasnym płomieniem. Blask ognia odbił się w oknie. Szyba zsunęła się na dół w szynach. Wiatr zawiał we włosach, a dym wypuszczony z ust Justina w większej części uleciał razem z pędem powietrza.
-Nie byłbym tego taki pewien - mruknął niespodziewanie. Nie było dla mnie jasnym, o czym mówił, dlatego spojrzałam na niego przelotnie, a zaraz znów powróciłam do obserwowania smug na samochodowej szybie. - Statystycznie większe prawdopodobieństwo zachorowania na raka dotyczy osób, które przebywają w towarzystwie palących. Widzisz, ja wdycham dym przez filtr w papierosie, natomiast ty pochłaniasz go bezpośrednio.
-W takim razie zabraniam ci palić w moim towarzystwie - zareagowałam natychmiast. Przechwyciłam papierosa z jego ust w palce, a potem wyrzuciłam przez uchylone okno na asfalt. - Siebie możesz truć. Mnie nie.
-Boisz się, że to zaszkodzi jakiemuś bąbelkowi w twoim brzuszku? - Duża dłoń wpłynęła na moje podbrzusze jak nieoczekiwana fala pokrywająca piaszczysty brzeg. Poruszyłam się niespokojnie, wyprostowałam na fotelu, a jego rękę pospiesznie usunęłam z najbliższego otoczenia.
-Nie jestem w ciąży - natychmiast zaoponowałam. - W przeciwieństwie do niektórych - jedno wymowne spojrzenie na Justina - nie mam dziecka, ani nie spodziewam się żadnego.
Justin zrozumiał dwuznaczność w słowach. Z westchnieniem zamknął okno. Wiatr przestał świszczeć w uszach, krępująca cisza wypełniła samochód i odbijała się od drzwi, od szyb, od foteli. Ciekawe, co ma teraz do powiedzenia.
-Więc mam dzieciaka, tak? - skrzywił się lekko, z nienaturalnym skupieniem wpatrując się w przednią szybę.
-Jak się robi dzieci, trzeba to później przyjąć na klatę, wiesz? Należy zachować się jak facet, a nie jak ciota. Jason zaopiekował się Molly jak własną córką, mimo że nie jest ojcem i mógłby mieć tę dziewczynkę głęboko gdzieś. - Nie łudziłam się, że wzbudzę w Justinie poczucie winy. Ale może uda mi się dać mu do zrozumienia, że między nim a Jasonem jest ogromna przepaść. I to on jest tym w dole. Pod każdym względem.
-Dobrze ci radzę, słoneczko, nie wyzywaj mnie ponownie. - I obudził się w nim człowiek sprzed lat. Ale ja nie poczułam strachu.
-Grozisz mi?
-Nie, kochanie - uśmiechnął się sztucznie, gwałtownie skręcając w osiedlową ulicę. Gdybym w porę nie złapała się uchwytu przy drzwiach, zarzuciłoby mną w stronę kierowcy. - Jedynie ostrzegam.
-Ostrzegałeś mnie wiele razy. Dziwnym trafem zawsze chodziłam później z siniakiem na policzku. Przypadek?
-Dlatego najpierw ostrzegałem. Grałem zgodnie z zasadami, nie sądzisz?
Był bezczelny. Nawet bardziej niż kiedyś. Ale nadal spokojny. Może uczęszczał na terapię. Może sam zaczął kontrolować gniew. Spojrzałam na niego podejrzliwie, gdy zaciskał i rozluźniał palce na kierownicy w chwili, w której kostki mu bladły. Rozładowywał emocje na obitej drogą skórą kierownicy, zamiast na kobietach. Zawsze to jakiś postęp.
-Naprawdę mam nadzieję, że żartujesz. W przeciwny razie współczuję każdej kobiecie, z którą kiedykolwiek będziesz.
-Na obecną chwilę nie zamierzam wiązać się z nikim. Kobiety to suki. Wystarczy mi sam seks.
Mówił szczerze? Był aż tak zepsuty? To możliwe? Zaczynałam wierzyć, że był dzieckiem szatana, nie Boga. A Jason nie mógł być z nim spokrewniony. Po prostu nie mógł.
-Tak sobie myślę, może lepiej, żeby Molly do śmierci myślała, że to Jason jest jej tatą. On nie da jej okazji do rozczarowania. Nie zasłużyłeś na nią, Justin. Nie zasłużyłeś na nikogo. Przez chwilę sądziłam, że się zmieniłeś, że może coś zrozumiałeś. Nie pamiętam, kiedy ostatnim razem tak bardzo się myliłam. Ale twój uśmiech, wtedy, w parku, był naprawdę szczery i nie miał w sobie za grosz kpiny.
-Pocałuj mnie tak namiętnie jeszcze raz, a znów zobaczysz ten uśmiech, to proste. - Justin wyraźnie się rozluźnił. Nie ściskał już kierownicy tak mocno. Oddychał spokojniej i bardziej równomiernie. A na drodze trzymał się wyznaczonych prędkości i brał zakręty większym łukiem.
-Zapomnij, to był błąd, fatalna pomyłka.
-Przyjemna pomyłka - poprawił pospiesznie, zanim zdążyłabym dodać coś jeszcze. - Błyszczyk truskawkowy, mam rację? Kiedyś używałaś malinowego, ale oba w połączeniu z twoimi ustami podobają mi się tak samo.
-Zamknij się i patrz, jak jedziesz - warknęłam. Dłonią wskazałam znak stojący na uboczu drogi. - To jednokierunkowa.
-Pojedziemy na skróty. - Wzruszył tylko ramionami. A jeszcze przed chwilą mówiłam, że jeździ zgodnie z przepisami. - I mogłabyś być milsza, Cindy. Nie zapominaj, że mam na ciebie haka. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale przypadkiem dowiedziałem się, że jesteś mężatką, skarbie, a Jason jest twoim wymarzonym kochankiem. Mógłbym na przykład szantażować cię i straszyć, że powiem prawdę Ryanowi.
-Wiesz, że nie śpię na pieniądzach. Nie miałabym ci z czego zapłacić. - Wzruszyłam ramionami, niewzruszona. Justin nie był głupi. I ta myśl od razu zasiała we mnie ziarno niepokoju.
-Nie potrzebne mi są pieniądze. Mogłabyś zapłacić w naturze. Skorzystałbym na tym dużo więcej. Już wtedy pieprzyłaś się jak zawodowa kurwa, teraz nabrałaś pewnie doświadczenia.
Kolejny nagły impuls. Wyrwałam się z siedzenia, wzięłam zamach tak duży, na ile pozwalała mi przestrzeń w samochodzie i uderzyłam go w twarz. Justin gwałtownie skręcił kierownicą, ale zaraz wyprostował koła. Zamiast wrzeć złością, on parsknął cichym śmiechem i rozmasował policzek. Spojrzał na mnie przelotnie i znów wrócił na drogę, by przyspieszyć na ostatniej prostej.
-Zły ruch, kochanie - odezwał się po minucie niepewności. Chyba nigdy nie uderzyłam go w twarz. Wtedy się bałam. Teraz czułam się niezwykle silna. Jakby ktoś dodał mi skrzydeł. Jakby ktoś wstrzyknął mi dożylnie dawkę odwagi i siły. Adrenalina działała jak narkotyk. - Chyba nie chciałabyś, żebym powiedział Ryanowi o twoim romansie? Jestem pewien, że razem z Jasonem robiliście w łóżku wiele ciekawych rzeczy. A gdyby tak twój mąż dowiedział się o wszystkim? - zawiesił głos, by przemyśleć kilka kwestii. - Tak, to byłby naprawdę dobry pomysł.
Bezdech. Stres. I przede wszystkim ogromne zdenerwowanie. Nie mógł. Nie odważy się. Nie ma prawa. A może jednak ma?
-Nie zrobisz mi tego - wyszeptałam ledwo słyszalnie. Powoli przygotowywałam się do wyjawienia Ryanowi prawy, ale nie w taki sposób, nie w takich okolicznościach. Wersja Justina będzie przesadnie podkoloryzowana.
-To męska solidarność, Cindy. Męska solidarność.
Justin, paląc gumę w oponach, zahamował przy krawężniku. Blisko. Bardzo blisko. W bocznym lusterku odbijał się obraz zatrważający. Ryan i Jason stali na chodniku, oparci o ścianę bloku mieszkalnego. Jason palił papierosa, a Ryan wgryzał się w soczyste jabłko. Rozmawiali, śmiali się beztrosko. A ja nie wiedziałam, czy powinnam wysiąść i gnać przed siebie pewnym krokiem, czy zsunąć się na fotelu i ukryć na wycieraczce. Justin patrzył na mnie z kpiną. Z pewnością pobladłam. Ostatni oddech zaczerpnęłam przynajmniej pół minuty temu. Gdybym stała, kolana ugięłyby się pode mną. Policzki z całą pewnością pokrył rumień. A może nawet wstąpił na płatki uszu.
-Więc jak, Cindy? - Pogładził mój policzek i odchylił kosmyk włosów. Jakby celowo. Jakby chciał ujrzeć namacalny dowód mojego wstydu. - Idziemy podzielić się z chłopakami radosną nowiną? Ryanowi powiemy o twoich łóżkowych zabawach z Jasonem, natomiast Jasonowi o naszym namiętnym pocałunku pod drzewkiem w parku.
-Nienawidzę cię - rzuciłam na odchodne, po czym wyskoczyłam z samochodu jak oparzona.
Kim bym była, gdybym chociaż przez moment pomyślała, że Justin odpuści i odjedzie z piskiem opon? Wysiadł zaraz po mnie i na oczach dwóch bliskich mi chłopaków miał czelność objąć mnie w talii. Wyrwałam się jak zawstydzona nastolatka na pierwszej w życiu imprezie.
-Mam zwidy, czy was jest dwóch? - Na widok prawdziwego Justina, Ryan wykazał nie mniejsze zaskoczenie niż ja. Ogryzek wypadł mu z dłoni i uderzył o chodnik. Wkrótce resztki jabłka zostaną zjedzone przez armię czerwonych mrówek.
-My się chyba jeszcze nie znamy. - Justin wyciągnął do Ryana dłoń. Po uścisku natychmiast wyjął papierosa. Cholerny nałóg. - Jestem Justin. Ten prawdziwy Justin. Chłopiec stojący obok ciebie to Jason, mój brat. Przez ostatnie tygodnie jego pasją stała się kradzież cudzej tożsamości. W tym przypadku mojej.
-Chyba nadal czegoś tu nie rozumiem. - Ryan spojrzał na obu bliźniaków, ale w ostateczności to ja stałam się celem jego spojrzenia. - Po co to wszystko? Gdzie ty, prawdziwy Justinie, byłeś wcześniej i przede wszystkim, dlaczego obejmujesz moją... żonę?
-Ach, prawda. Zapomniałem, że przez cały czas żyjesz w tej wielkiej, wszechogarniającej nieświadomości. Z Cindy znamy się od lat. Byliśmy razem. Przeżywaliśmy naprawdę przyjemne chwile, zwłaszcza nocą, w sypialni. Nasz seks był czystą poezją. Wytrenowałem wam ją, a teraz oboje spijacie śmietankę.
Chciałam zapaść się pod ziemię i wyjść dopiero nocą, gdy nikt nie zobaczyłby mojej pomidorowej twarzy. Było mi tak cholernie wstyd. Justin okazał się większym śmieciem, niż był w moich oczach przez ostatnie lata. Potwór bez serca, kipiący ironią i czerpiący siłę z ludzkich nieszczęść.
-Więc jak, Ryan? - Justin nie skończył rujnowania mi życia. Nie skończył odbierać sobie czystej przyjemności. - Może wejdziemy na górę i razem z Jasonem porozmawiamy jak przyjaciele od serca?
Nienawidzę go tak mocno, jak jeszcze nigdy nikogo nienawidziłam.
~*~
Przepraszam za tak długi czas oczekiwania na rozdział ale:
1) Książka, która pochłonęła mnie ogromnie
2) Miałam pustkę w głowie dotyczącą tego opowiadania. Teraz mam już wszystko rozpisane (kolejne rozdziały) :)
Polecam!
Nie wiem dlaczego ale ja uwielbiam charakter Justina! " i chce żeby Cindy była z nim: 3 nie wiem ale no mam po prostu slabosc do złych charakterow , a cindy nie jest świeta wiec obydwoje zasługują na siebie!! ❤❤└(^o^)┘
OdpowiedzUsuńNiech Jason bd z Lily a Ryan no.... kawaler i niech pieprzy dupeczki ▔□▔)/▔□▔)/▔□▔)/
O co za chujek z Justina !! Z jednej strony się cieszę a z drugiej nie ... Ta pierwsza strona , że Justin chce powiedzieć Ryan'owi o tym a d drogiej trony , że chce rozpierdolić jej życiei powiedzieć nawet Jadon'owi niech on mu nie mówi o tym pocałunku !!! Bardzo bym chiała żeby Ryan kazał zdecydować z kom chce być tak w głębi duszy mam nadzieję , że wybierze Jason'a . Czekam na następny . Życzę weny ❤️❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńJustin *-*
OdpowiedzUsuńOn musi być z Cindy ;)
Boski :)
OdpowiedzUsuńJak moglas skonczyc w takim momencie?? Przeciez ja nie wytrzymam do nastepnego!!! O matko...
OdpowiedzUsuńZnowu zarwałam nocke przez to ff ong xD uwielbiam uwielbiam! Tyle tajemnjc tyle zwrotow akcji ze omg. Idk why ale najbardzirj szkoda mi w gyn wsxytkim Justina on ją serjo kochał pomimo swojego brutalnego zachowania i nie wierze ze teraz mu przestalo na nkje całkowicie. wten sposob zalezec. Idk ale ja trzymam za Justinem!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Jasona ale jednak to ff bylo o Justinie i Cindy i no kurde sama nwm co ty tam sobie zaplanowalas z tobą nic nie wiadomo xd czekam na nastepny :D
Szczerze? Mam nadzieje ze Justin nareszcie powie prawde , Cindy nigdy by tego nie zrobila a szczerze mowiac mam jej troche dosc ;)
OdpowiedzUsuńKocham Justin bardziej niż kiedykolwiek kochałam :)
OdpowiedzUsuńtak,a Cindy to zwykła dziwka która pieprzy Ryan'a,potem Jason'a.Po kłótni z Jasonem idzie i..niespodzianka! pieprzy Ryan'a.
Justin jest..Justinem (?!) ale nigdy nikogo nie zdradził,nie oszukał i był szczery.Lepiej być podłym,szczerym człowiekiem,niż dobrym,ociekającym słodyczą kłamcą.,która uważa sie za świętego a w rzeczywistości jest..ubrudzony zdradą i kłamstwami.Nie rozumiem i nie znoszę Cindy.Oby dostała za swoje.Oby prawda wyszła na jaw.
Nie rozumiem.Cindy udaje świętą,a prawda jest taka że to ona tutaj najgorzej zawiniła.Nie Justin czy Jason,tylko ona.Zdradzała,kłamała,a teraz robi z Justina wielkiego potwora rujnującego jej życie.Prawda jest taka,że sama sobie je zrujnowała.
OdpowiedzUsuńCo za dupek z tego Justin'a. Jednak mimo wszystko mam nadzieję, że nie powie Ryan'owi prawdy. Szkoda jest mi go, tak bardzo pomógł Cindy, a ona go tak traktuje...
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
http://dark-sky-1dff.blogspot.com/
Omfg... Wgl to kocham wszystkie twoje opowiadania!!! Piszesz po prostu zajebiscie ❤️❤️❤️❤️❤️ Wlasnie jestem na bierząco z tym i kończę kolejne Oczywiscie przeczytam wszystkie!!!! Jestem mega zaskoczona Dziewczyno!! Ty piszesz az tyle opowiadań a nie dość ze sa one dobrze napisane, miło sie je czyta to jeszcze sa orginalne, te zwroty akcji no po prostu kocham ❤️❤️ UWIELBIAM CIE I ŻYCZĘ DUUZO WENY ;**
OdpowiedzUsuńNo i sie zaczelo. Wiedzialam ze zacze sie zastanawiac czy Justin to Justin, a Jason to rzeczywiście Jason. Justin to świnia i nie wiem czemu wciaz wierze, ze on kocha Cindy bardzo tylko musi sie ogarnąć. Cindy wreszcie się go nie boi jestem z niej dumna! Jason jest dla niej idealny i powinni byc razem, ale jego zły braciszek jest ciekawszy. Nie wiem już. Dostaniesz ode mnie dłuższy komentarz, ale skonczylas rozdzial w takim momencie, że teraz trudno mi zwalczyc pokusę i zmywam się do następnego. Buziaki! :*
OdpowiedzUsuńhttp://bieber-touch-angel.blogspot.com