niedziela, 18 października 2015

Rozdział 23 - Prezent od starego znajomego...

Rozdział niesprawdzony, przepraszam.


Cindy

W ciągu kilku miesięcy związku Justin przyzwyczaił mnie do wielu krzywd. Płakałam, zadręczałam się, obarczałam winą i niejednokrotnie poddawałam. Ale nigdy nie zatęskniłam. Nigdy nie dał mi powodu do tęsknoty. Teraz natomiast każdego dnia siadałam przed lustrem i rwałam włosy z głowy w oczekiwaniu na znak od Jasona. Minęło kilka dni. Nasz kontakt był zaledwie sporadyczny. Wzięłam zaległy urlop i spędzałam długie godziny na zamszowej kanapie. Zero pożytku, zero strat materialnych. Tylko ta tęsknota powolutku wyniszczała mnie z dnia na dzień. Najpierw serce, teraz również nieodporny umysł. Wdarła się jak choroba z przerzutami. Zainfekowała całe ciało. Nie miałam dostępu do antidotum. Jedynym lekarstwem był Jason.
Nagle przełom! Po kilku dniach zrodziła się we mnie nowa nadzieja. Silniejsza, bardziej wytrwała, ale też niecierpliwa. Komórka zabrzęczała na szafce nocnej. Zerwałam się z kanapy i puściłam pędem do sypialni, tak pustej i cichej po wyprowadzce Ryana. Chwyciłam w biegu telefon, wskoczyłam z rozpędem na środek wielkiego łóżka. Kupiliśmy je miesiąc przed ślubem. Prawdziwie ochrzcić mieliśmy je dopiero podczas nocy poślubnej. W międzyczasie plany uległy zmianie. Wszystko uległo zmianie. Ja się zmieniłam. Intuicja mnie nie zawiodła. Wiadomość była od Jasona. Samo jego imię na pasku powiadomień zrodziło chmarę motyli w podbrzuszu. Trzepotały skrzydłami, napędzały przypływ ekscytacji. Chciał się spotkać, porozmawiać szczerze, od serca, przeprosić i wyjaśnić. Przyjdzie wieczorem, zostanie do rana. I wszystko będzie jak dawniej. Nasza miłość rozkwitnie, a kłótnie odejdą w zapomnienie. Zegar ścienny wskazywał siedemnastą. Pięć godzin oczekiwania brzmiało paraliżująco, ale znacznie lepiej niż kolejne dni w niepewności. Trzeba czekać. Niczego siłą nie przyspieszę. Nawet miłości niezaprzeczalnej i silnej.
Zasnęłam na kanapie przed telewizorem, z pilotem w prawej dłoni. Jak typowy facet po wysysającej resztki energii, całodziennej robocie. Mnie zmęczył obowiązek wstania. Nic innego tak naprawdę nie zrobiłam. Nie przetarłam nawet zakurzonych półek mokrą ścierką. Obudziłam się przed dziewiątą. Przeciągnęłam się, ziewnęłam głośno. Nie zasłoniłam ust dłonią, jak przystało damie. Przecież byłam sama. Nie dbałam o pozory. Zwlekłam się z kanapy i z na wpół przymkniętymi oczyma zniknęłam za drzwiami łazienki. Spojrzałam w lustro, choć niechętnie. Włosy potargane, oczy podkrążone, mimo że sypiałam po dwanaście godzin na dobę. Spuściłam na podłogę ubrania. Weszłam pod prysznic, włączyłam strumień gorącej wody. Lecz para nie była zdolna do rozbudzenia mnie. Przekręciłam gałkę i teraz oblałam ciało lodowatą wodą. Pisnęłam zaskoczona chłodem. Zimny prysznic działał lepiej niż kawa. Po kilku minutach wyszłam jak nowonarodzona. Orzeźwiona, rozbudzona, z nowymi nadziejami i siłami do konfrontacji z Jasonem.
Ubrałam cienką koszulkę nocną, satynową, na ramiączkach. Spływała swobodnie wzdłuż ciała. Rozczesałam delikatnie włosy, nie szarpałam ich w nerwach. Wygładzone opadły na plecy i ramiona. Zgasiłam w łazience światło i wyszłam. W salonie paliła się mała lampa, w sypialni huczał wiatr z otwartego na oścież okna. Wskazówki zegara zatrzymały się na dziesiątce. Otulając dłońmi ramiona, weszłam do pochłoniętej mrokiem sypialni. Okno przymknęłam, pozostawiłam uchylone. Spojrzałam przez szybę na ulicę rozświetloną paroma latarniami. Cicha, spokojna, mroczna. Bez żywego ducha, bez śladu człowieka. Tylko liście wirowały na wietrze w intymnym tańcu kierowanym odgłosem przejeżdżających samochodów.
Niespodziewanie para silnych dłoni ścisnęła moje biodra. Delikatnie, choć stanowczo. Pocałunek złożony na obojczyku i kolejny na płatku ucha. Te wargi. Miękkie, delikatne, jedwabiste, wilgotne. Rozpalały moją skórę. Gdy ponownie pocałował mój obojczyk, jego perfumy uderzyły we mnie i zawróciły w głowie. Te, które tak uwielbiałam. Położyłam mu dłoń na karku. Cofnęłam się pół kroku, by wyraźnie czuć jego ciało na plecach. I męskość na pośladku. Zassał skórę na mojej szyi. Perfekcyjnie, z precyzją godną mistrza. Jęknęłam cicho. Wplątałam w jego włosy na tyle głowy smukłe palce. Zatopiłam się w słodkich pocałunkach. Znał każdy czuły punkt, każde wrażliwe miejsce. Gesty znaczyły więcej niż słowa. I dotyk przyjemnie palił. I podniecał serce i ciało. Płonął we mnie ogień, który wymagał ugaszenia. Jason przesunął dłoń z biodra na podbrzusze, potem ostrożnie skrył pod satynową koszulkę nocną i dalej pod gumkę bielizny. Dotknął mnie opuszką palca środkowego i wskazującego. Miał szorstkie dłonie. Ten dotyk ugiął pode mną kolana. Och, było mi tak dobrze.
-Mam dość kłótni - szepnął ochryple wprost do ucha. - Chcę cię mieć nieustannie przy sobie. Tęsknię, gdy jesteś daleko.
-Ja też nie chcę więcej kłótni. Niszczą mnie od środka. Przepraszam za wszystko. Za każde słowo, za każdy gest. Nie powinnam. Byłam zdenerwowana. Nie chciałam cię zranić. Przepraszam. Jesteś dla mnie najważniejszy. Chcę, żeby wszystko było przynajmniej tak dobre, jak kiedyś.
-I ja ci to dam, kochanie, obiecuję.
Odwróciłam się do niego twarzą tuż po zamknięciu oczu. Nie chciałam widzieć. Pragnęłam poczuć każde doznanie z osobna. Stanęłam na palcach i przyssałam się do jego warg. Były pełne, słodkie, doświadczone i równie mocno pragnące moich. Przechyliłam głowę, pogłębiłam pocałunek. Trzymał moje pośladki i masował dłonią krzyż. Napierał, coraz bardziej, coraz namiętniej i stanowczo. Niebiańskie uczucie wiązało się w supeł w dole brzucha. Bez niego byłam szarą myszką. Przy nim piękną księżniczką. Delikatność powiązana z precyzją to wszystko, czego potrzebowałam.
-Dasz mi to, czego pragnę? - spytałam cicho, sunąc nosem po jego szyi. Ten zapach wspomnę nawet w dniu śmierci. I wierzę, że umrę przy nim.
-Dam ci wszystko, skarbie. Wszystko, o czym myślisz. Wszystko, o czym marzysz. Wszystko, co mogłoby cię uszczęśliwić. - Pogłaskał mnie czule po policzku. Znów zamknęłam oczy. Rozpływałam się jak kostka lodu na słońcu.
-Brakowało mi cię, twojej bliskości, twojej czułości.
-Dlatego teraz jestem tutaj dla ciebie - szepnął ostatni raz i mocno przywarł do moich ust wargami.
Opadłam na świeżą pościel. Pociągnęłam za sobą Jasona. Nasza relacja była niesamowita. Po długich dnia sprzeczek i braku porozumienia wystarczyło parę zdań by ponownie stać się jednością. I mentalnie i fizycznie. Zaraz staniemy się jednym. Jednym ciałem. Jednym uczuciem. Wpłynął pomiędzy moje nogi, jeszcze w bluzie i zarzuconym na głowę kapturze. Ściągnęłam go szybkim ruchem. Uwielbiałam mierzwić jego włosy. Temperatura w sypialni rosła z każdym pocałunkiem. I nie obniżały jej nawet powoli zdejmowane ubrania. Pozbyłam się koszulki Jasona. Ledwie go widziałam. Do sypialni wpadała wyłącznie wąska smuga  światła z salonu. Oświetlała panele przy progu i rzucała nikłą poświatę na łóżko. Rozpięłam sprawnie guzik w jego jeansach, rozporek również. Włożyłam dłoń w jego bokserki. Jęknął gardłowo w kontakcie chłodnych opuszek z przyrodzeniem. Ściągnęłam jeansy do samych kostek. Na podłogę zepchnął je sam. Nakrył nasze ciała lekką kołdrą. Zaczął obdarowywać pocałunkami dekolt i wierzch piersi. Zsunął ramiączko z ramienia, drugie z drugiego. Każdy ruch wykonywał ostrożnie. Każdym mógł mnie spłoszyć. Każdy niósł za sobą dreszcz. I z każdym kochałam go mocniej.
-Delikatnie czy mocno? - spytał ochryple.
Napierał na mnie. Zsuwał ramiączka coraz niżej. Odsłonił cały dekolt, odsłonił piersi. Dotknął je szorstkimi opuszkami, a zaraz po tym krańcem rozgrzanego języka. Oddech zamarł mi w gardle.
-Tak, jak lubię najbardziej.
Satynowy materiał koszuli zdjął i odłożył w dolny róg łóżka. Nie spieszył się. Mieliśmy czas. Cała noc przed nami. Noc emocji. Noc wrażeń. Noc uczuć. Czas płynął dla nas wolniej. Wskazówka zegara w ciągu pięciu minut pokonywała drogę przeznaczoną dla ulotnej minuty. Szatyn wyprostował się, wciąż klęcząc pomiędzy moimi nogami. W mroku zdjął przez uda bokserki. Zsunęły się z pościeli na panele. W kieszeni jeansów trzymał prezerwatywę. Teraz wyjął ją i precyzyjnie ubrał męskość. Jego oczy błysnęły w ciemnościach. Kącik ust podskoczył, by po chwili opaść i pogrążyć twarz w skupieniu. Zmarszczył czoło. Dotknęłam palcem zmarszczki, która utworzyła się pomiędzy brwiami. Pocałowałam ją i szybko zniknęła. Zniknęła powaga, powróciła łagodność. Ostatni raz spojrzał mi w oczy. Nie rozmawialiśmy dłużej. Byliśmy dorośli, oboje znaliśmy swoje potrzeby. Złapałam jedynie jego kark i natychmiast zaczął wypełniać mnie całą. Centymetr z każdym tyknięciem zegara. Każdy ruch wskazówki odchylał moją głowę. Przyjemność rozchyliła usta, rozkosz zalała twarz w postaci rumieńców. Wszedł do końca, przytulił mnie, dłonie wpasował pod łopatkami. I pocałował z oszałamiającym zaangażowaniem.
Poruszał się bez zawahania. Zmieniał tempo i siłę pchnięć, ale ani razu nie przekroczył granicy bólu. Znał moje ciało. Wiedział, na ile może sobie pozwolić. Pomimo prezerwatywy czułam go dokładnie, cal po calu. Był tak blisko. Napierał na mnie całym ciałem. Od łydek, przez biodra i klatkę piersiową, po same dłonie rozstawione po obu stronach głowy. Dociskał je do materaca. Splótł palce z moimi. Dzięki temu miałam poczucie przynależności. Byłam jego. Oznaczył mnie dwoma malinkami skrytymi pod kosmykami włosów. Jego miłość, jego własność. Byłam uległa, chciałam mu się poddać, by wziął mnie jako zakładnika uczuć.
Jego dłonie były wszędzie. Otaczał uwagą piersi, ale nie zapominał też o wrażliwych udach. Muskał opuszkami, przybliżał do swojego ciała, by podczas pchnięć mógł otrzeć skórą o moją skórę. Objęłam jego biodra nogami. Był bliżej i bliżej z każdym pchnięciem. Jednak nie przyspieszał. Zachował stałą prędkość i w każde posunięcie wkładał całego siebie, precyzyjnie, aż nazbyt doskonale. Zapomniałam nawet o cichych jękach. Od początku głos uwiązł mi w gardle i potrafiłam wyłącznie oddychać głośno i ciężko. Ale z biegiem czasu pojawiło się również pojękiwanie. I w każdym razie nie tłumione i ciche.
Kochaliśmy się coraz bardziej namiętnie i czułam się z tym nad wyraz dobrze. Obejmowałam jego kark i umięśnione ramię po to, by w przypływie rozkoszy nie rozerwać pod nami prześcieradła. Co chwila unosiłam nieznacznie głowę. A to muskałam jego ucho, a to linię szczęki. W każdym razie zaostrzony kontakt fizyczny nie słabł, a wzrastał na sile. Czułam go coraz bardziej, coraz mocniej, coraz głębiej. Chciałam krzyczeć, ale okno nadal było uchylone. Tylko dzięki temu powstrzymywałam nieprzyzwoite odgłosy i tylko dzięki temu nie spłonęliśmy w sypialni żywcem. Było i namiętnie i gorąco. Bardzo gorąco. A temperatura wciąż rosła. Jak na palącym, pustynnym słońcu.
-Mamy prostą drogę do gwiazd, kochanie - szepnął i wtedy wykonał najmocniejsze pchnięcie. Zaprowadził nas oboje na sam szczyt. A nawet ponad szczyt. Do gwiazd.
Zanim uspokoiłam nerwowy oddech minęło parę długich chwil. Serce biło mi szybciej, a powieki wciąż miały ochotę leniwie opadać. Nade wszystko Jason położył dłoń na mojej piersi. Ścisnął delikatnie. Chyba chciał, żebym dzisiejszego wieczoru umarła dwukrotnie. Jason złożył serię pocałunków przez dekolt, pomiędzy piersiami. Musnął wierzch pępka. W podbrzuszu na nowo zawiązał się gruby supeł. Tylko jego szorstki dotyk mógł go rozwiązać. W międzyczasie zdjął i wyrzucił prezerwatywę. Uklęknął na końcu łóżka. Tylko jego śnieżnobiałe zęby błysnęły w uśmiechu. Pogładził wewnętrzną stronę ud. I znów te szorstkie dłonie. Odbierały mi zmysły. Wiedziałam, co chce zrobić. Teraz nie mogłam już trzymać jego ramienia. Ścisnęłam więc w dłoniach rogi białej pościeli i czekałam na jego pocałunki. Zaczął od łydek, później przez uda i w górę. Gdybym nie zagryzła warg, jęknęłabym głośno i wyraźnie. Przez usta uciekł tylko syk przyjemności. Pocałował mnie tam, na dole. Później powoli przesunął wzdłuż językiem i zagłębił jego koniuszek w mojej kobiecości. Dosięgnęłam jego włosów. Zmierzwiłam je, szarpnęłam, chciałam więcej. Był moją miłością i śmiercią. Uśmiercał mnie przyjemnością, którą niósł z każdym dotykiem, ruchem języka, pocałunkiem.
-Jason, proszę.
-O co prosisz, koteczku? - przerwał błogie zaspokajanie mnie i spojrzał spod rzęs.
-Zrób mi dobrze.
Podrażnił kolejny raz. Zassał delikatnie i znów pocałował. Nie raz, nie dwa, a kilka razy czule i delikatnie. Nie czekałam długo na kolejny orgazm. Zabawiał się ze mną słodko, śmiało, ale też ostrożnie. Znał granice. Nie przekroczył ich. Polizał jeszcze parę razy i opadł na wolne miejsce na łóżku, które do tej pory zajmował Ryan. Teraz pragnęłam jedynie wtulić się w jego klatkę piersiową, objąć w pasie ramionami i leżeć do rana wsłuchana w rytm jego serca. W rytm mojej miłości. Jego serce wybijało płynność naszych uczuć. Biło szybko, nie uspokoiło się jeszcze po odbytym stosunku. Był rozgrzany, rozpalony wręcz. Płonął i tym płomieniem wzniecał ogień na mojej skórze.
Nagle wybuchnął głośnym śmiechem. Jego klatka piersiowa drżała pod moim policzkiem. Śmiech ten nie był życzliwy i łagodny. Po brzegi wypchany ironią, kpiną. Wystraszyłam się. Zrobiłam, bądź powiedziałam coś nie tak? Jego śmiech był moją winą?
-Jesteś tak naiwną idiotką, Cindy. - Pokręcił głową i podniósł się zaraz po tym, jak usiadłam wyprostowana na łóżku i przyłożyłam do piersi kołdrę. Nago zaczęłam się przy nim czuć dziwnie skrępowana. - Po kim to masz? Austin był zupełnie inny. Nigdy nie dał sobą manipulować.
W oczach zebrały się łzy i tylko czekały na ostateczny cios, by spłynąć po zarumienionych policzkach. Wystarczyło jedno ostre zdanie.
-Musisz bardzo kochać tego swojego Jasona, skoro nie potrafisz nas nawet rozróżnić - rzucił sarkastycznie. Zapalił nocną lampkę. Łuna rozbiegła się po sypialni. - Przyjrzyj mi się i znajdź chociaż jedną różnicę, która w przyszłości pozwoli ci stwierdzić jednoznacznie, że Jason i ja to nie to samo.
Zalałam się łzami w mgnieniu oka. Zrozumiałam wszystko. Pozwoliłam Justinowi, temu samemu, znienawidzonemu Justinowi na tak intymny kontakt. Dotykał mnie. Jego dłonie pozostawiły ten bród, który nosiłam jak odzież wierzchnią przed laty. Czułam się jak szmata i sama tę szmatę z siebie zrobiłam. Było ciemno. Widziałam jedynie zarys postaci. Ale nie przypuszczałam, że Justin będzie do tego zdolny. Mało mu moich krzywd. Mało mu moich łez.
-Jak mogłeś mi to zrobić - wychlipałam z trudem. Głos łamał mi się po każdym ze słów. - Jak mogłeś!?
-Seks był pierwszorzędny, nie ma co - zaśmiał się gardłowo. Usiadł na skraju łóżka i założył bokserki. - Warto było niepostrzeżenie wysłać sms'a z telefonu Jasona i wylać na siebie pół butelki jego perfum.
-Dlaczego to robisz? Dlaczego niszczysz mi życie jeszcze bardziej? Nie wystarczy ci to, co robiłeś trzy lata temu? - Byłam zbyt słaba, by krzyczeć. Dlatego też szeptałam półgłosem.
Justin spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami. Skończył zapinać jeansy i z powrotem usiadł na łóżku. Chciał mnie dotknąć, ale szybko uciekłam na drugi kraniec łóżka. Ból wspomnień wrócił. Przygniótł mnie zatrważającym ciężarem.
-Kiedy siedziałem w więzieniu, miałem czas na przemyślenie paru kwestii. Wiesz, chciałbym cię przeprosić za to, co robiłem. Za moją zazdrość, za każde uderzenie. - Ku mojemu zaskoczeniu mówił szczerze. - Teraz nie podniósłbym ręki na kobietę. Bez względu na to, jak bardzo byłbym wściekły. Znalazłem nowy sposób na spędzanie każdego dnia w szarej rzeczywistości. Bawi mnie rozpieprzanie ludziom życia. Wywołuje u mnie radość, uśmiech na twarzy. Lubię patrzeć, jak cierpią psychicznie. Ich ból fizyczny mnie nie bawi. Może zacznę od seksownych mężatek. Dam im to, czego pragną, a potem zacznę szantażować, że powiem o wszystkim ich mężom. To bardziej dochodowe niż jakakolwiek praca. Dla ciebie po znajomości zrobię wyjątek. Dostałaś zajebisty seks w prezencie od starego znajomego. - Poklepał mnie po nagim ramieniu jak dobrego kumpla. Myślał, że się uśmiechnę, a kiedy nadal zalewałam się łzami, dodał - No nie płacz, młoda. Nic do ciebie nie mam. To dla mnie jedynie dobra zabawa. Niektórzy dojrzewają wraz z wiekiem. Ja natomiast już zawsze pozostanę gówniarzem.
I wyszedł z sypialni, później trzasnął drzwiami mieszkania. Zostawił mnie roztrzęsioną, wściekłą, zrozpaczoną i rozerwaną jak nieudolnie wyrwana z zeszytu kartka. Zdradziłam siebie, zdradziłam Jasona. Zdradziłam wyznawane wartości. A najbardziej przytłaczała mnie myśl, że seks z Justinem był tak cholernie dobry.





~*~

Nie oceniajcie mnie po tym rozdziale. To Cindy jest głupiutka. I podejrzewam, że Wasza miłość do Justina w tym opowiadaniu jeszcze wzrosła :D

17 komentarzy:

  1. Mam nadzieję że to wszystko się jakoś ułoży i Jason jej mimo wszystko nie zostawi... ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki z niego idiota -.- mam nadzieję , że Jason się z nią wreszcie pogodzi . Czekam nn ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. HAHAHAHAHAAHAH WIEDZIAŁAM!!! wiedziałam :D po tytule <33333 jeeeeej :o ona jest naprawdę głupia, i w sumie to sądzę, że są z Justinem siebie warci :D a Jason powinien być z Lily <3

    OdpowiedzUsuń
  4. no kurwa mac zabije cie !!!!! czemu robisz z niej taka szmate ?! po pijanemu rozumiem ale teraz to jasonowi zlamie serce no!!!! puska kurwa masz to naprawic :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Yeah!!! Ona bd z Justinkiem ♡♥♠♥♠


    I ja chce tego! Oni są tacy sami i kurwa pod względem sexu idealni hahahah chce ich razem na koniec ☆☆♡♡♂♀


    OdpowiedzUsuń
  6. Justin jest zajebis*y,a Cindy taka glupiutka:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Podejzewalam ze to Justin bo Jason nie zakłada gumek! !! Chciałabym by Janson wybaczyl Cindy i byli razem by soe okazało ze Cindy jest z nim w ciąży a Justina niech chuj sprzeli (ale oczywiście tylko w tym opo ) czekam na nn :* ^.^

    OdpowiedzUsuń
  8. Oni obydwoje najlepszy ship! Jason mi wgl do niej nie pasuje! :D Jaknic jestem za Justinem!
    No kużwa to ff jest o Ciny i Justinie nie zapominajcie!
    Jason to inna bajka.

    OdpowiedzUsuń
  9. Cholera. Tak coś czułam, że to Justin.. Aj ta Cindy i jej słowa na końcu.
    Świetny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Aj no nie no nie no nie dlaczego! W takim momencie musi się zawsze kończyć rozdział. O matuchno cindy to ty zes zrobila. Jestem pewna ze justin coś kombinuje to tylko kwestia czasu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja nadala chce zeby cindy byla z jasonem! Blagam! Niech oni do siebie wroca, niech justin zniknie! Kocham jasona i cindy! Jejku niecierpliwie sie na nastepny!

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział idealny jak zawsze! Ale tak coś czułam,że to nie Justin:) Czekam na kolejny <3
    zapraszam do siebie! http://time-for-us-to-become-one-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. OMG, Tak! kocham cie dziewczyno.
    Kocham twój styl pisania.
    Osobiście wolę Justina mam nadzieje ze będzie jeszcze więcej go.
    Oczywiście czekam na kolejny rozdział
    -Ronni.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ona jest taka głupia. Jak można ich nie odróżnić? Rozumiem, że są prawie tacy sami, ale bez przesady. Jeżeli kocha Jasona to powinna zobaczyć, że coś jest nie tak. Czekam na kolejny rozdział
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. No bylam pewna, ze onaich bedzie mylic, nie wpadlam tylko na to, że zrobi to tak szybko. Ciesze sie ze Justin niby nie zneca sie na kobietach, to spory krok w przód, ale nie wiem czy niszczenie życia nie jest gorsze i chyba niestety tak. Jestem skolowana bo teraz jak dla mnie Cindy moze mylic sie caaały czas dla takich scen xD ten rozdzial jest ... Nie no nie ma takiego slowa. Jest po prostu twój i nie martw sie, myśle że jesteś genialna, a Cindy to super wykreowana bohaterka, może niektóre autorki utożsamiaja sie z bohaterami, ale myśle ze akurat mała cząstka Ciebie znajduje sie w każdym z nich, a może to wspaniałe pomysły i niesamowicie rozwinięta wyobraźnia? Nie wiem, ale pisz dalej. To opowiadanie jest unikatowe! <3

    OdpowiedzUsuń