Justin
Wystarczyło jedno pieprzone zdanie, by zasiać ogromne ziarno niepokoju. Wyrośnie z niego całe drzewo strachu.
Wepchnąłem telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki i ze wstrzymanym oddechem spojrzałem w bezchmurne niebo. W otoczeniu jasnych świateł ulicznych latarni księżyc nie spełniał swej roli. Miałem wrażenie, że moje stopy wtopiły się w asfalt, a serce przestało bić. W moim życiu nadszedł moment, w którym na barkach spoczęła ogromna odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za osoby, które kocham. Ich bezpieczeństwo stało się priorytetem.
Ruszyłem z powrotem do szpitala. Nie spojrzałem nawet na drzwi sali , za którymi leżała Cindy. Przemknąłem obok młodej pielęgniarki wychodzącej ze szpitala po nocnym dyżurze. Lily flirtowała z młodym lekarzem. Swoim wdziękiem potrafiła zawrócić w głowie każdemu facetowi. Teraz nie miała jednak czasu na zawieranie nowych znajomości. Przeprosiłem jej rozmówcę i odciągnąłem ją za łokieć w boczny korytarz.
-Zniszczyłeś mi podryw. Rozkochałabym w sobie lekarza i byłabym ustawiona do końca życia.
-Jeszcze będziesz miała na to czas. Teraz musimy się spieszyć.
Byłem zbyt zdenerwowany, by wytłumaczyć Lily słowo po słowie czyhające tuż za rogiem niebezpieczeństwo. Siłą wyciągnąłem ją ze szpitala, posadziłem na fotelu pasażera w samochodzie i przypiąłem pasem. Miałem w zwyczaju traktowanie ją jak małą dziewczynkę, która wymagała nieustannej opieki i troski.
-Wytłumacz mi, do cholery, skąd ten pośpiech? Co się stało? Już dawno nie widziałam cię tak zdenerwowanego - mówiła podniesionym głosem i gestykulowała dłońmi w każdą z czterech stron świata. - I zwolnij, do cholery. Nie dość, że prowadzisz po alkoholu, to jeszcze jedziesz jak wariat. Jestem za młoda, żeby umierać.
Pogrążony we własnych myślach przestałem słuchać Lily po kilku pierwszych zdaniach. Zamiast zwolnić, przyspieszyłem. Wskazówka prędkościomierza dotknęła dwusetnego kilometra na pustej autostradzie w centrum. Na lewym pasie płynnie przemieszczały się trzy tiry. Minąłem je prawym pasem, zostawiając po sobie jedynie smugę dymu z rury wydechowej.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz!? -krzyknęła. Mocne uderzenie w ramię oderwało mój wzrok od białych linii na poboczu.
-Skarbie, wyjaśnię ci wszystko jak dojedziemy.
Lily odpuściła. Nie zdołałaby wydobyć ze mnie kolejnego zdania i pogodziła się z myślą, że przez kolejne minuty nie otrzyma ode mnie żadnych wyjaśnień. Wyłączyłem radio, kiedy z głośników zaczęła płynąć smętna melodia rodem z pogrzebu. Nawet muzyka zaprzątała umysł irytacją.
Gdy elektroniczny zegar na desce rozdzielczej wskazał godzinę piątą, zaparkowałem pod blokiem Lily. Nie pytała już o nic więcej. Wysiadła razem ze mną z samochodu i złapała moją dłoń. Słońce nieśmiało skradało się za horyzontem, kiedy Lily przekręciła klucz w drzwiach wejściowych. W salonie paliła się mała lampka, a młoda opiekunka , którą wynająłem do opieki nad Molly, siedziała na kanapie z tandetnym romansem w dłoni. Pogrążona w losach bohaterów podskoczyła lekko na dźwięk szmeru butów. Zsunęła z nosa okulary z białymi oprawkami i zamaszyście zamknęła książkę.
-Już państwo wrócili? - spytała z zaskoczeniem.
-Niespodziewana zmiana planów - odparłem pospiesznie.
-Molly zasnęła bez żadnych problemów, była grzeczna jak aniołek.
-Dziękujemy ci za pomoc. - Lily posłała jej szeroki uśmiech i natychmiast pognała do pokoju córeczki.
Ja natomiast wyciągnąłem z kieszeni studolarowy banknot. Włożyłem pieniądze w dłoń dziewczyny, kiedy zakładała w przedpokoju buty.
-Z małą premią dla ciebie.
-Dziękuję, polecam się na przyszłość.
-Taką śliczną buzię na pewno zapamiętam. - Posłałem jej uśmiech zarezerwowany jedynie na wyjątkowe okazje.
Pod dziewczyną ugięły się kolana. Jej serce zabiło szybciej, mocniej. Policzki oblał uroczy rumieniec. Poprawiła okulary na czubku nosa, odwzajemniła uśmiech i pospiesznie wyszła, nim zdążyłbym zawstydzić ją po raz kolejny.
Lily wyszła z pokoju dziecięcego. Ostrożnie złapałem jej ramiona i przyparłem do ściany. Spojrzałem głęboko w jej oczy. Po samym spojrzeniu zrozumiała, że sytuacja jest wyjątkowo poważna.
-Kochanie, spakuj Molly i siebie. Zabieram was do siebie - szepnąłem z powagą w jej rozedrgane wargi.
-Justin, co się stało? Powiedz mi w końcu, nic nie rozumiem.
Wziąłem głęboki oddech i znów poczułem zatrważający dreszcz na kręgosłupie. Obiecałem, że będę ją chronił i nie zmienię zdania, choćbym miał zapłacić za to własnym życiem.
-Lily, on wrócił. Obiecałem ci, że będziesz bezpieczna i dotrzymam słowa, kochanie. Nie pozwolę, by cię skrzywdził. By skrzywdził ciebie i Molly. Proszę, nie bój się.
Oczy dziewczyny wypełniły się łzami, a pierwsza spłynęła w dół policzka. Jej drobne dłonie, które przed minutą spoczęły na moich barkach, zaczęły drżeć. Delikatne pocałunki na ich wierzchu nie uspokoiły szatynki. Rzuciła mi się na szyję i mocno przytuliła. Boże, nie pozwól, by coś jej się stało.
-Aniołku, jesteś bezpieczna, dopóki jesteś ze mną, nie zapominaj o tym. - Otarłem jej łzy, które porwały wraz ze sobą smugi tuszu do rzęs. - A teraz pakuj najpotrzebniejsze rzeczy. Ja pójdę po Molly.
Drzwi skrzypnęły cicho podczas naciśnięcia klamki. Przeszedłem przez próg i omal nie nadepnąłem małej, piszczącej zabawki. Molly spała słodko w małym łóżeczku. Roztrzepane włoski opadały na dużą poduszkę. Obejmowała dłońmi misia i z podkurczonymi nóżkami przytulała go do piersi.
-Słoneczko - szepnąłem i pogłaskałem jej rozgrzany policzek.
Maleństwo zamrugało nieprzytomnie i ziewnęło uroczo. Spojrzała na mnie po przetarciu oczu piąstkami. Wyciągnięte w górę rączki nie pozostawiały złudzeń - chciała, bym wziął ją w ramiona i przytulił. Brakowało jej ojca.
-Musimy pojechać do mojego mieszkanka, aniołku. Obiecuję, że jak tylko dojedziemy, od razu pójdziesz spać.
-Przeczytasz mi bajkę? - wymruczała słodko i wtuliła buzię w zagłębienie w mojej szyi. Jestem pewien, że zaśnie zanim posadzę ją na foteliku na tyłach samochodu.
-Tak, malutka. Przeczytam.
Lily spakowała niedużą torbę w zadziwiająco krótkim czasie. Bała się. Strach widoczny był w jej oczach. Oczach, które kochałem. Przewiesiłem szeroki pasek przez prawe ramię. Na lewym trzymałem maleństwo. Szatynka zamknęła drzwi na dwa zamki - górny i dolny. Zarzuciła na plecki córki polarowy kocyk, by nie zmarzła w chłodzie nocy. Na przodzie rozgrzewał ją mój tors. Kroki na schodach niosły się cichym echem. Za jednymi drzwiami słychać było emocje z meczu na płaskim ekranie, za innymi płacz dziecka. Ja natomiast czułem przy uchu spokojny oddech Molly i cichy szloch Lily. Ten drugi dźwięk ugodził mnie prosto w serce.
-Mamusiu, dlaczego płaczesz? - Molly szepnęła cichutko.
-Nie płaczę, kochanie. Po prostu się przeziębiłam. - Posłała jej nieszczery, choć szeroki uśmiech i natychmiast otarła oczy chusteczką higieniczną, w którą chwilę później wydmuchała nos.
W samochodzie panowała cisza, milczenie szumiało w uszach. Molly zasnęła pod wpływem nieznacznego kołysania samochodu już na drugiej przecznicy. Spojrzałem na nią w lusterku. Delikatna buzia, piękne rysy. Wyrośnie na wspaniałą kobietę. Zupełnie jak jej matka.
-Co teraz będzie? - Lily zadała pytanie i dopiero po dziesięciu minutach drogi zakłóciła ciszę, która swoją drogą zaczęła wprowadzać nerwową atmosferę.
-Nic nie będzie, Lily. Nic się nie zmieni. Ty będziesz bezpieczna, Molly będzie bezpieczna.
-A Cindy?
Po raz kolejny w ciągu ostatniej godziny poczułem ukłucie w sercu, tym razem najsilniejsze i wyjątkowo bolesne.
-Ona też będzie bezpieczna - Zapewniałem Lily, choć sam pewności nie miałem. - Musi być.
-A jeśli on uderzy właśnie w ten punkt? W punkt, który najmniej chronisz.
-Cindy ma przy sobie Ryana. Ten skurwiel nic jej nie zrobi, dopóki nie zostanie sama.
-A jeśli zostanie?
-Do cholery, Lily, nie pomagasz mi. Staram się uspokoić i myśleć, że wszystko będzie dobrze, bo nie wybaczyłbym sobie, gdyby którejś z was - tobie, Molly albo Cindy - stała się krzywda. Nie wiem, co on planuje, Lily. Nie mogę być w dwóch miejscach jednocześnie.
-Dobrze, już się uspokój - przerwała mi, gdy z każdym słowem podnosiłem głos. - Dziękuję za wszystko, co dla nas robisz. Nie chcę tylko, żebyś zmarnował sobie przez nas życie. Podziwiam cię za twoje poświęcenie. Nie jesteśmy razem, Molly nie jest twoją córką, a traktujesz nas jak najbliższą rodzinę. To piękne.
-Molly nie jest moją córką, ale ja już zawsze będę ją tak traktował. Jest moim oczkiem w głowie.
-Widzę, jak bardzo ją kochasz i za to również jestem ci niezmiernie wdzięczna.
Przytuliłbym ją, gdybym nie poświęcił pełni uwagi dwupasmowej drodze w centrum. Zapatrzony w szybę mijałem kolejne latarnie na poboczu. Słyszałem tylko płynny szum silnika - prawdziwa muzyka dla uszu. Pogłaskałem skórzaną kierownicę i docisnąłem pedał gazu. Zatrzymało mnie czerwone światło na pustym skrzyżowaniu. Grzecznie poczekałem, aż zmieni swój kolor, chociaż na opustoszałej drodze mógłbym docisnąć pedał gazu do oporu i nie przejmować się kierowcami bądź policją. W samochodzie jednak miałem więcej czasu na przemyślenia. Snułem się po wąskich uliczkach w nadziei, że mój umysł olśni wspaniała myśl, która rozwiązałaby każdy z problemów. Złudne me nadzieje.
Cudem znalazłem ostatnie miejsce parkingowe przed blokiem. Wyłączyłem silnik i wyjąłem ze stacyjki kluczyk, by upchnąć go w kieszeń spodni. Odwróciłem głowę w prawo. Lily oparta o szybę spała. Molly nie pozostawała jej dłużna. Zapomniała nawet o ukochanym misiu.
-Dwóch za jednym razem nie wezmę - westchnąłem pod nosem.
Spały jednak zbyt słodko, bym mógł je budzić. Wyszedłem z samochodu i otworzyłem na oścież tylne drzwi. Dwa kliknięcia klamek nie przerwały snu ani jednej, ani drugiej. Spały jak zabite. Odpiąłem szelki w foteliku dwulatki i porwałem w ramiona. Przez bark przewiesiłem torbę i, upewniając się, że zamknąłem drzwi samochodu, ruszyłem powoli w stronę klatki schodowej. Kołysałem Molly na rękach, by mieć pewność, że nie obudzi się przed ułożeniem jej w ciepłym łóżku. Dzięki Bogu jedynie wytarła mały, zakatarzony nosek w moją koszulę i smacznie spała dalej. Wszedłem do mieszkania na palcach. Wiedziałem bowiem, że niektóre panele skrzypią pod naciskiem stóp. W pokoju gościnnym przykryłem Molly po sam czubek nosa kocem i przymknąłem drzwi, uprzednio zasłaniając w oknach rolety, by światło słoneczne, które niebawem zacznie wyłaniać się znad horyzontu, nie obudziło mojej kruszynki. Ruszyłem z powrotem do samochodu. Bez Molly na rękach mogłem śmiało zbiec po schodach i wypaść na dwór w szpony chłodu świtu. Lily nadal spała. Nie zmieniła nawet pozycji, dlatego gdy otworzyłem drzwi pasażera musiałem ją złapać, by nie spadła z fotela na krawężnik. Może nie była tak leciutka jak Molly, ale uniesienie jej zgrabnego ciała nie stanowiło najmniejszego problemu. Delikatnie włożyłem ramię pod jej nagie kolano, drugim natomiast otoczyłem talię. Nogą zamknąłem drzwi i z lekkim trudem wcisnąłem na pilocie przycisk zamykania ich na klucz.
-Boże, jesteś taki ciepły - szepnęła, wtulając się mocno w moją pierś. - Śpię dzisiaj z tobą.
-Och, Lily, jak ty mnie wykorzystujesz - zaśmiałem się cicho i krótko. Nastrój nie pozwalał mi na dłuższy chichot. Nie dziś. Po pierwsze - wesele Cindy. Po drugie - powrót nieobliczalnego skurwysyna.
-I tak mnie kochasz - mlasnęła uroczo.
Później nie powiedziała już nic. Dotarłem do mieszkania po minucie. Na wpół przytomna Lily wylądowała w moim łóżku, a jej dopasowana i z pewnością niewygodna sukienka na podłodze. Nie chcę się chwalić, ale nabrałem wprawy w zdejmowaniu sukienek. Wystarczyło mi trzydzieści sekund, by odpiąć zamek i zsunąć ją ze smukłego ciała. Upewniłem się jeszcze, że Molly nadal śpi i nic nie zakłóca jej spokój, po czym wróciłem do sypialni, zdjąłem ograniczający ruchy garnitur wraz z koszulą i wsunąłem się pod ciepłą kołdrę, zmęczony, zawiedziony i zły, ale jak nigdy pewien, że ciąży na mnie ogromna odpowiedzialność.
-Choć tu, słońce - mruknąłem, a Lily natychmiast przytuliła półnagie ciało do mojego. Jedną nogę wsunęła między moje, policzek przytuliła do torsu. Pachniała lepiej niż milion dolarów.
-Cindy nie byłaby zła, że śpisz ze mną w jednym łóżku?
-Ona jest mężatką, każdej nocy śpi w jednym łóżku ze swoim facetem. Kocham ją, ale nie miałaby prawa mieć do mnie pretensji. Poza tym, lubię gdy twoje piersi przytulają się do mojego brzucha. - Pod koniec zachichotałem, ale, cholera, naprawdę uwielbiałem to uczucie. Brakowało mi Lily fizycznie. Niegdyś eksperymentowaliśmy co noc.
-A ja uwielbiam, gdy poświęcasz mi tyle uwagi - szepnęła, po czym nachyliła się nad moją twarzą i musnęła górną wargę. Pocałunek trwał jedynie ułamek sekundy, a i tak pozwolił, by moje serce zabiło szybciej. Przecież kochałem Lily z pełną siłą. I może nie była to jedynie miłość do przyjaciółki. Czułem zbyt wiele, by prawidłowo nazywać emocje.
***
Powietrze wypełniła zatrważająca cisza. Nawet wiatr nie miał odwagi poruszyć suchych liści wśród koron drzew. Każda cząsteczka materii jakby czuła zbliżające się niebezpieczeństwo.
Za postawnym mężczyzną zamknęły się z hukiem więzienne bramy. Obejrzał się przez lewe ramię i ostatni raz obrzucił pogardliwym spojrzeniem mury z rdzawoczerwonej cegły. Potrzebował papierosa. Torba wisiała luźno na jego umięśnionym ramieniu. Z wewnętrznej kieszeni krzyczała do niego cała paczka świeżych, idealnie prostych, nasączonych nikotyną Marlboro. Wystarczyło, aby odpiął zamek błyskawiczny i zagłębił dłoń w ortalionowym materiale. Z zapalniczką nie rozstawał się nawet na krok. Nie używał jej jedynie do zapalania największego uzależnienia. Ściskał ją w pięści i wtedy wymierzał uderzenie przeciwnikowi. Bolało mocniej.
-O to, kurwa, chodzi - mruknął pod nosem, gdy błogie uczucie lekkości i odprężenia rozeszło się po kościach.
Zaciągnął się papierosem, a torbę zapiął jednym szybkim ruchem nadgarstka. Ruszył w dół ulicy, cichej, oblanej zmrokiem, pustej. Nieliczne samochody przejeżdżały wzdłuż jezdni i oślepiały mężczyznę reflektorami. On zdawał się tego nie zauważać. Wzrok wbił w ziemię, dłoń zaciskał na pasku bagażu i szedł w ciszy, w skupieniu. Kroki stawiał powolne, leniwe. Nie spieszył się, nie miał dokąd. Brnął przez kolejne wąskie ulice i nawet na moment nie przestawał myśleć. Nie rozglądał się pośród opuszczonych kamienic na obrzeżach. W końcu tak dobrze je znał. Wypalił papierosa do dna. Jeszcze zanim zdeptał niedopałek podeszwą, wyjął z paczki kolejnego. Raka płuc ma już kieszeni.
Wtedy dotarł pod szpital. Nogi same poprowadziły go pod czteropiętrowy budynek ze stosunkowo pustym parkingiem i czterema latarniami oświetlającymi frontową ścianę. Ogromne, przeszklone drzwi dawały jasny obraz sceny rozgrywającej się w izbie przyjęć.
-Dwie ślicznotki i zdrajca w jednym miejscu - wymamrotał pod nosem, zanim oparł się o oparcie ławki z taniego drewna.
Powietrze opanował nocny chłód, lecz mężczyźnie nie było zimno pomimo szarych dresów i czarnej koszulki z krótkim rękawem, opiętej na imponujących mięśniach. Jego zmarznięte brakiem uczuć serce rozgrzewała adrenalina, paliła jego duszę, wysysając resztkę wrażliwości. Wrócił, bo chciał się zemścić. Pragnął zemsty, bo został zraniony.
Wyciągnął z kieszeni telefon, wybrał odpowiedni numer, którego nie zapomniał pomimo upływu miesięcy. Przystojny szatyn w izbie przyjęć wyjął telefon. Ujrzał na wyświetlaczu imię swojego koszmaru. Pragnącemu zemsty dawał satysfakcję jego strach, gdy wyszedł przed szpital, zatrzymał się pod ścianą i drżącą dłonią odebrał połączenie.
-Radzę ci dobrze ukryć wszystko, na czym kiedykolwiek ci zależało. Nadchodzę.
Rozłączył się, wyjął z kieszeni kolejnego papierosa, zapalił końcówkę metalową zapalniczką. Planował spektakularny powrót.
~*~
A więc ogromnymi krokami zbliża się moment, w którym dowiecie się całej prawdy. Zapewne część z Was zastanawia się, kim jest wspomniany mężczyzna. Powiem tak - opcji jest wiele, bo wiele postaci było w pierwszej części. Może być to jednak zupełnie nowa postać, z którą Justin miał do czynienia wcześniej. Wszystko wyjaśni się już w.... następnym rozdziale! :)
twitter.com/Paulaaa962
Ps. W prawym górnym rogu bloga jest ankieta dotycząca perspektywy bohaterów. Zagłosujcie!
Ps. W prawym górnym rogu bloga jest ankieta dotycząca perspektywy bohaterów. Zagłosujcie!
Świetny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tylko Justina kogo on tak naprawdę kocha bo się pogubiłam.
No sorki, ze to powiem, ale ta Lily mnie wkurwia. Szkoda, ze Cindy nie bylo w rozdziale. Ten rozdzial mnie wkurwia nie, ze zle napisany, bo wrecz przeciwnie jest zajebisty. Chodzi o to, ze ta relacja niewiadomo jaka miedzy Lily a Justiem mnie wkurwia ale tak na maxa. Nie moge doczekac sie kolejnego rozdzialu. Chcw, zeby wszystko sie wyjasnilo.
OdpowiedzUsuńej no!!! ja już chcę nowy nowy <33333 tak bardzo nie potrafię się doczekać ;o
OdpowiedzUsuńCudowny *__*
OdpowiedzUsuńJejku jaki Justin jest kochany tak bardzo troszczy się o Molly ,Lilly i Cindy !! Mam nadzieję , że nic im się nie stanie i Cindy wreszcie się opamięta i rozwiedzie się z tym palantem a ożeni się z Justinem !! Tak bardzo tego pragnę . Tylko żeby ten gościu nic im nie zrobił ... Myślę , tam gościu to ojciec Molly , który został odrzucony . W ogóle w tym rozdziale nie było niestety Cindy Ehh ... 😔 boski rozdział i czekam na kolejny oby szybko ❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńcudny <3 nie podoba mi sie ze tak bardzo kocha lily :( a wydaje mi sie ze to moze byc ojciec Molly albo ZAYN?! dodaj szybko <3
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie, ze tym kims bedzie brat Cindy, a zarazem tata Molly.. Rozdział super, kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńAaaaa cudowny rozdział <333
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny <33 :*
PS: TA PSYCHOFANKA Z TT TO JA :')
Jesteś niesamowita <3
/Wiki
Szybciutko nowy rozdzial prosze! Nie moge sie diczekac! Co jest miedzy justinem a lili? Nie wyglada to na przyjazn...ohhh
OdpowiedzUsuńSwietny rozdzial!! czekam na nastepny:)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Kocham twój styl pisania, jest idealny, ja marzę, żeby tak pisać. Czekam z niecierpliwością na next. Mam przeczucie, że to Zayn, ale mogę się mylić. Weny <3
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
http://dark-sky-1dff.blogspot.com/
Booosko *-* Czekam nn :D
OdpowiedzUsuńKurde, wkurza mnie już strasznie ta Lilly i jak widać po komentarzach nie tylko mnie. Nie Justin w końcu zdecyduje kto jest dla niego NAJWAŻNIEJSZY. Po tym rozdziale można stwierdzić, że w ogóle go nie obchodzi bezpieczeństwo Cindy. Myśli, że co? Że Ryan ją ochroni? Może i tak, ale przecież wie, że przy nim była by o wiele bezpieczniejsza. Jezu, serio już tego nie ogarniam, pogubiłam się. Czekam na następny Misia i powodzenia w pisaniu! <3
OdpowiedzUsuńNajbardziej w tym wszystkim niepokoi mnie to że może kochać tą Lilly bardziej niż jako przyjaciółkę to byłby dziwne... tak samo jak ta jego nagła zmiana!
OdpowiedzUsuń