sobota, 19 września 2015

Rozdział 19 - Miło mi pana poznać, panie Bieber...

Cindy

Upokorzona, sponiewierana, złamana - tak czułam się po wyjściu z mieszkania Jasona. Pomimo jego krzyków i usilnych próśb nie odwróciłam głowy. Rytmicznie zbiegłam po schodach, nieraz przeskakiwałam nawet o dwa stopnie. Przy drzwiach przepchnęłam się obok młodego chłopaka w szarym kapturze na głowie. Krzyknął za mną przekleństwem, ale ja nie raczyłam go nawet przeprosić. Biegłam przed siebie, potykając się o każdą gałąź zerwaną z drzewa w porywach silnego wiatru i każdy kamień wyskakujący spod kół przejeżdżających samochodów. Ból w sercu był ogromny i niemal nie do opisania. Posługując się metaforami, mogłabym porównać go do tych kamieni wylatujących spod kół lub do gałęzi, które uderzały w betonowe płyty chodnika. Tak też czuło się moje serce - wyrzucone, zmiażdżone uściskiem wyjątkowo silnym i bolesnym, przytłoczone nadmiarem wspomnień i perspektywą przyszłości.
Dotarłam do pierwszej ławki w pobliskim parku i musiałam złapać się dłonią jej oparcia. Poczułam się wyjątkowo osłabiona, miałam problem ze złapaniem tchu. Ukucnęłam przy metalowej nodze ławki i zaniosłam się głośnym, żałosnym szlochem. Być może słyszeli go ludzie z pobliskich bloków, być może dotarł również do dzielnic na samych obrzeżach Londynu. Było mi wszystko jedno. Moje serce krwawiło, a ja razem z nim. Serce było nieodłączną częścią mnie i kiedy ono cierpiało, ja przyjmowałam cierpienie ze wzmożoną siłą. Chociaż bardzo chciałam, nie było sposobu, bym mogła pozbyć się bólu. Nie wyrwę z piersi serca, nie chciałam przestać czuć. Chciałam jedynie złagodzić cierpienie. Tylu na świecie naukowców, a jeszcze żaden nie wymyślił skutecznego i bezpiecznego lekarstwa na ten rodzaj bólu. Tragicznie komiczne.
Zdołałam wsunąć się na ławkę, oparłam stopy na pierwszej desce i objęłam kolana. Przedtem jednak wydostałam z kieszeni kurtki zmiętą chusteczkę higieniczną i wytarłam w nią każdą łzę, upewniając się, że na policzku nie pozostała ani jedna. Księżyc świecił w pełni i zagłuszał światło starych latarni. Wpatrywałam się w niego kilka minut, nie myśląc o niczym. Zupełna pustka. Jakby ktoś na kilka krótkich chwil zabrał ode mnie wszystkie myśli. Nie wiem, kto na moment ukoił mój ból, ale byłam mu za to niezmiernie wdzięczna. Nie chciałam umierać, będąc w pełni sił, bo co to za śmierć, gdy ciało nie cierpi?
Niespodziewanie obce ramię potarło moje, gdy zapełniło się miejsce obok na ławce. Początkowo nie unosiłam wzroku. Szybko jednak zmieniłam zdanie i zerknęłam na mężczyznę trzymającego dłonie w kieszeniach bluzy. Głowę zakrywał mu kaptur, a pojedynczy kosmyk włosów opadał na zmarszczone czoło. Choć siedział bokiem i nie kwapił się, by unieść wzrok, rozpoznałam go po pierwszym ułamku sekundy. Chciałabym powiedzieć, że byłabym nikim, gdybym nie rozpoznała własnej miłości. Ale w rzeczywistości to właśnie w moich oczach przez długie tygodnie był innym człowiekiem. Czułam, że moja bajka jest zbyt piękna, by mogła być prawdziwa i mimo to dalej brnęłam w wyssane z palca kłamstwa. Chciałam w nie wierzyć, zapewniały bezpieczne życie pełne szczęścia i miłości. Która młoda kobieta nie marzyła choć raz o poukładanym życiu i kochającym mężczyźnie u boku?
-Cindy, przepraszam - wychrypiał gardłowo. Znów powtórzył słowa, które chciałam słyszeć, które chciałam, by powtarzał mi jak poezję wyuczoną na pamięć. A jednocześnie wolałam, by milczał, bo jego denne przepraszam dawało mi złudną nadzieję, która raniła bardziej niż każde z kłamstw. - Powinienem był ci powiedzieć. Stchórzyłem.
-Powinieneś - powtórzyłam półgłosem, ale odwróciłam wzrok. Nie mogłam na niego patrzeć. Patrząc na jednego, mimowolnie widziałam dwóch.
-Postaraj się mnie zrozumieć. Doskonale wiedziałem, jak byś zareagowała, gdybym ni stąd, ni zowąd powiedział ci, że nie jestem tym, za kogo mnie uważasz.
-Nie oczekiwałam, żebyś w międzyczasie przyznał się do wszystkiego. Ty w ogóle nie powinieneś mnie okłamać. Już w pierwszej chwili, gdy nazwałam cię Justinem, gdy pomyliłam cię z nim, mogłeś wyjawić prawdę. To naprawdę nie kosztowałoby cię wiele. Kilka słów, a oszczędziłbyś mi bólu i rozczarowania. Niczego więcej od ciebie nie oczekiwałam.
-Cindy - westchnął głośno, ujmując moje dłonie swoimi. - Dla mnie byś nie zaryzykowała, wiem to. Byłbym dla ciebie zupełnie obcy, znałabyś jedynie moje imię, nazwisko i wciąż porównywałabyś mnie z Justinem. Wolałem więc stać się nim i pokazać ci, że ludzie się zmieniają, że potrafią być lepsi, jeśli tylko się postarają.
-Powiedz mi, kogo ja tak naprawdę pokochałam? Ciebie czy jego?
Przez twarz Jasona przebiegła oznaka bólu. Cierpiał, lecz na cierpienie zasłużył. Kłamstwo ma krótkie nogi i prędzej czy później ukaże się w pełnej okazałości, raniąc, niszcząc i burząc wszystko, na czym kiedykolwiek nam zależało.
-On na ciebie nie zasłużył - szepnął po sekundach przerwy.
-A ty zasłużyłeś? - spytałam z wahaniem w głosie. Owszem, zasłużył na mnie, bo obdarzył mnie uczuciem wyjątkowo silnym, ale nie zaszkodziło obudzić w nim poczucia winy. - Justin przynajmniej nigdy mnie nie okłamał. Był szczery do bólu. Szkoda, że nie odziedziczyłeś chociaż ułamka jego prawdomówności. Wtedy prawdopodobnie kochalibyśmy się w twojej sypialni, zamiast siedzieć na zimnej, mokrej ławce i kłócić się.
-Cindy, zrozum. Nie chcę się usprawiedliwiać, bo wiem, że zachowałem się jak niedojrzały gówniarz, ale gdybym od początku był w twoich oczach Jasonem, nie byłoby nas. Może spotkalibyśmy się, może byśmy porozmawiali, wyrzucili na głos swoje żale do Justina, ale nie połączyłoby nas nic silniejszego, nic, na co liczyłem.
Kłamał przez ostatnie tygodnie, ale teraz był szczery, bez wątpienia. Te jego oczy, tak hipnotyzujące i przenikliwe, jakby przy ich pomocy chciał zbadać moją duszę. Poczułam nieposkromioną potrzebę pogłaskania jego policzka. Z trudem utrzymałam rwącą się do delikatnego dotyku dłoń na kolanie. Wysiliłam się na nikły uśmiech, a kąciki jego ust nawet nie drgnęły.
-Pokochałabym cię Jason - szepnęłam po zastanowieniu. - Z wyglądu jesteście identyczni. Ty za to masz o niebo lepsze serce. Pokochałbym cię.
-Więc straciłem jedyną szansę? - spytał smutno i mimo że jego głos nie drżał, nie patrzył mi w oczy pełne bólu i niepewności.
-Nie wiem, Jason. Muszę to wszystko na spokojnie przemyśleć. To nie jest dla mnie łatwe, zrozum. Z minuty na minutę dowiaduję się, że jesteś dla mnie zupełnie obcy.
-Nie jestem obcy. Przecież cię kocham, a ty kochasz mnie. To za mało? Naprawdę cholerne imię ma dla ciebie takie znaczenie? Myślałem, że najważniejsze są uczucia. - Mówił z taką szczerością w głosie, że zachciało mi się płakać. Przecież był dla mnie ważny, a ból w sercu nasilał się z widokiem jego rozpaczy. - Cindy, kocham cię tak mocno, że nie ma dla mnie znaczenia, czy jesteś Cindy, Alice, Vicky, Kate czy Rose. Pokochałem cię tutaj - powiedziawszy to, dotknął palcem wskazującym miejsce pomiędzy piersiami.
-Pokochałeś moje cycki? - rzuciłam bezmyślnie, podążając wzrokiem za jego palcem.
-Je też - uśmiechnął się czule, a po chwili na jego twarz powróciła powaga. - Ale pokochałem twoje serduszko, Cindy. Nie twoje imię. Zastanów się, czy ty pokochałaś moje imię czy mnie i pamiętaj, że dla mnie mogłabyś mieć zapisane w dowodzie trzy krzyżyki zamiast imienia. Nie osłabisz moich uczuć, odpychając mnie. Jedynie sprawisz, że będę walczył z większą determinacją.
I wstał, poprawił kaptur na czubku głowy, a później odszedł bez słowa w kierunku, z którego przyszedł. 
Rozstawaliśmy się jak zupełnie obcy ludzie i w gruncie rzeczy byliśmy dla siebie obcy. Łudziłam się, że Jason obróci się przez ramię i spojrzy na mnie po raz ostatni. On jednak wyjął z kieszeni paczkę papierosów, które palił naprawdę rzadko, i wsunął szluga między pełne wargi, którymi składał pieszczotliwe pocałunki na moim ciele. Ciężkie kroki uderzały o chodnik. Szedł przed siebie, nie zwolnił, nie przyspieszył. Szedł równomiernie. Może miał nadzieję, że pobiegnę za nim i zawieszając ramiona na jego szyi, powiem, że wybaczam mu każde z kłamstw, abyśmy mogli już na zawsze cieszyć się swoją obecnością i napawać niezaprzeczalnie silną miłością. Taka byłaby piękna bajka, my natomiast żyliśmy w świecie, który nie spełniał życzeń za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. 
Błądziłam pośród wąskich uliczek jeszcze przez dobrą godzinę, dopóki burzowa chmura nie oberwała się tuż nad moją głową. Po minucie byłam przesiąknięta do suchej nitki deszczówką, a wzrok miałam identycznie obojętny. Każdy krok w przemoczonym bucie zdawał mi się tak samo bezsensowny jak w suchym. Każdy krok w przód bez niego był krokiem wykonywanym w tył. Idąc więc przed siebie, cofałam się i po kilku próbach lądowałam w tym samym miejscu - przed sklepem z bogato zastawioną witryną. Westchnęłam w przypływie irytacji. Chciałam zrobić coś, co pozwoliłoby mi zapomnieć o Jasonie choć na moment. Czułam się źle ze świadomością, że od wewnąrz wyżerają go wyrzuty sumienia, wiedząc jednocześnie, że w pełni na nie zasłużył. Ale może gdybym ja również poczuła się winna, zmyłabym z siebie choć cień bólu?
Wydostałam z kieszeni telefon, który przedziwnym cudem nie zamókł podczas ulewy. Szybkim ruchem wybrałam dobrze znany numer Ryana i odczekałam trzy sygnały, nim odebrał z delikatnym zdziwieniem. Jego głos był mi w tej chwili najbardziej potrzebny - taki ciepły, czuły, pozbawiony wyrzutów i oskarżeń.
-Kochanie, coś się stało? - spytał troskliwie. I uderzyły we mnie wyrzuty sumienia, których potrzebowałam. Czego ja oczekiwałam od Jason? Szczerości? Przecież sama zdradzałam męża. Męża, nie chłopaka wplątanego w krótkotrwały romans. - Jest już późno.
-Możesz - zawahałam się, ale po chwili kontynuowałam. - Możesz po mnie przyjechać? Proszę, Ryan, potrzebuję cię. O nic nie pytaj. Po prostu przyjedź. - Byłam dzielna, a mój głos nie złamał się w połowie zdania. Dopiero w przerwie między jednym a drugim odsunęłam telefon od ucha i pociągnęłam nosem. - Jestem w jednej z dzielnic na obrzeżach. 7th Street. Będę czekać, Ryan. I dziękuję, że mimo wszystko wciąż przy mnie jesteś.
Rozłączyłam się, bo jego zatroskany głos wywołałby napad histerycznego płaczu i po zakończeniu rozmowy pragnęłabym wybrać numer tym razem Jasona, by wyżalić mu się z każdego kłamstwa. Byłam popieprzona i nie miałam co do tego wątpliwości. Pocieszałam się jedynie faktem, że niektórzy byli popieprzeni bardziej. Nie chciałam być okłamywana, a kłamałam z precyzją mistrza. Nie chciałam być raniona, a krzywdziłam notorycznie. W gruncie rzeczy pasowałam do Justina. Niszczylibyśmy siebie wzajemnie, a Ryanowi i Jasonowi oszczędzilibyśmy cierpienia. Powinnam poważnie zastanowić się nad powrotem do potwora, który nawet dzisiaj nie miał skrupułów. Zdecydowanie uzupełnialiśmy się pod względem charakterów. 
Czekając na Ryana i wierząc, że nie uzna mnie za pijaną i nie pozostawi na pastwę losu, opadłam pośladkami na mokry, twardy krawężnik i zaczęłam grać w jedną z bardziej prymitywnych gier na komórce. Nie trafiałam w odpowiednie miejsca na ekranie, bo każda z kropli wody niweczyła wyjątkową czułość klawiatury. Skończyłam więc na bezsensownym powtarzaniu napisu z szyldu ponad sklepem po przeciwnej stronie wąskiej uliczki. Mój czarny humor nakazał mi zażartować z beznadziejnego położenia w jakim się znalazłam. Pomyślałam o tych wszystkich przestrogach kierowanych przez matki w stronę córek: "Nie wchodź nocą w wąskie uliczki. Nie wiesz, co Bóg zaplanował dla ciebie na ten dzień". Przeżyłam w swoim życiu wszystko, co mogłam przeżyć, doznałam każdego rodzaju bólu i myślę, że nic nie zdoła mnie zaskoczyć.
Ryan zatrzymał się z piskiem opon dziesięć centymetrów przede mną o godzinie pierwszej trzydzieści, właśnie wtedy, gdy walczyłam z przemokniętą, dyżurną paczką papierosów. Wysiadł z samochodu, donośnie trzasnął drzwiami. Gdybyśmy znaleźli się w mieszkalnej dzielnicy miasta, zostałby upomniany przez jedną z tych staruszek, które cierpią na bezsenność i nocami przesiadują w oknie, pełniąc rolę straży miejskiej, policji i nadzoru rodziców niesubordynowanych nastolatków.
-Widzisz, do czego doszło? - zaśmiałam się nerwowo, rzucając paczką papierosów pod mur jednej z kamienic. - Żebym w wieku niemal dziewiętnastu lat nie mogła zapalić cholernego papierosa.
-Cindy, od kiedy ty palisz? - spytał zmartwiony i zbliżył się do mnie pospiesznie. - A poza tym wytłumacz mi, co...
Nie dokończył zdania ani teraz, ani nigdy. Przywarłam do jego warg i oddałam pocałunek pełen cierpienia i pożądania. Był więc namiętny, ale też niechlujny. Ryan najwyraźniej nie potrzebował słownych wyjaśnień. Pochwycił dłońmi moje pośladki, podniósł mnie, a następnie posadził na czarnej i opływającej kroplami deszczu masce samochodu. Pochyliłam się w tył, ciągnąc go za sobą. Moje plecy przywarły do ciemnego lakieru, jego krocze naparło na moje, gdy stanął pomiędzy rozsuniętymi nogami i z większą gorliwością obdarował wargi serią ciepłych, mokrych pocałunków. Brakowało mu tego i z całą pewnością mógłby kochać się ze mną na masce samochodu, w strugach chłodnego deszczu. Mi natomiast brakowało poczucia, że znów coś spieprzyłam. Ostatnimi czasy tylko ja krzywdziłam, wcielałam się w rolę oprawcy i nie byłam przyzwyczajona do bycia ranioną.
-Wiesz, że jesteśmy w środku miasta? - powiedział dość głośno, a ulewa wezbrała na sile i jego głos mimo krzyku doszedł do mnie w postaci pomruku. - Co prawda jest środek nocy, a wokół nie widać nikogo, ale to nadal jest środek miasta.
-Tak, wiem - przytaknęłam z pełną powagą.
Później obyło się już bez zbędnych słów i pocałunków. Ryan pieścił moje ciało przez ubrania i tym samym powodował gwałtowny wzrost objętości swoich bokserek. Rozpiął moje jeansy i razem z majtkami zsunął je nieco przed kolana. Swoje spodnie również odpiął, rozsunął rozporek, z bokserek wydobył nabrzmiałe przyrodzenie. Zdążyłam jedynie zamknąć oczy i wesprzeć się na jego ramionach. Wtedy wszedł we mnie gwałtownie i pchnął do końca. Jęki zmieszały się z uderzeniami kropli deszczu o maskę oraz z szumem przejeżdżających wzdłuż pobliskiej autostrady samochodów. Nie całowaliśmy się więcej. Po prostu uprawialiśmy seks, który wbrew pozorom nic dla mnie nie znaczył. Unosiłam się lekko i dociskałam piersi do torsu oraz dłonie do ramion z każdym mocnym pchnięciem. To wszystko. Po prostu seks. Taki jak każdy miniony i taki jak każdy następny z nim. Spełnienie otrzymywałam jedynie w ramionach Jasona. Z szatynem nawet seks na masce samochodu, w centrum miasta, w środku nocy, w cholernej ulewie mógłby być romantyczny.
Ale jego nie było. Pozostały jedynie wspomnienia po człowieku, który, choć obdarzany przeze mnie ogromną miłością, był mi zupełnie obcy.

***

Nazajutrz czułam się w miarę dobrze. Co prawda, budząc się, wspomniałam swego kochanka o dwóch twarzach i jego piekielną kopię, ale przyozdobiłam twarz uśmiechem za jednym spojrzeniem Ryana. Wyznał mi wieczorem, gdy leżeliśmy nadzy pod satynową pościelą, że brakowało mu mojej obecności i od pewnego czasu miał wrażenie, że na siłę próbuję oddalić się od niego, a teraz ma nadzieję, że nasze wczorajsze zbliżenia (nie jedno a trzy) przywrócą między nami namiętność i pożądanie.
Do pracy miałam na dziesiątą. Wyszłam z domu przed Ryanem, który postanowił odpuścić sobie wykłady i spędzić dzień na kanapie z kolegą u boku i joistickiem w dłoni. Wtargnęłam do kawiarni o 9:55, miałam więc czas na wypicie świeżej kawy i przebranie się w firmowy uniform. Punkt dziesiąta, z przyklejonym do twarzy uśmiechem, wyszłam na salę z notesem w dłoni, tworząc pierwsze kółka na czystej stronie. Zebrałam zamówienie od dwóch kobiet siedzących blisko wyjścia. Dwie kawy z mlekiem, szarlotka i sernik na zimno. Ruch był wyjątkowo duży. Już dziesięć po dziesiątej spośród dziesięciu stolików puste pozostały tylko dwa. I chociaż pęcherz domagał się wizyty w toalecie, najpierw musiałam zebrać zamówienia, co do jednego.
Niemal biegiem puściłam się do łazienki, by nie zmarnować ani minuty i nie dostać reprymendy od szefa. Dwie minuty później przemierzałam korytarz na zapleczu zapełniony kartonami i zepsutym sprzętem. Już prawie pchnęłam drzwi prowadzące z powrotem na salę, kiedy niespodziewanie na moich biodrach zacisnęła się para dużych dłoni. Były silne i stanowcze, a jednocześnie delikatne i dawały poczucie błogiego bezpieczeństwa. Zatrzymałam się wpół kroku. Dotknęła mnie miłość, złapała i uwięziła. Chciałam być jej więźniem.
-Nie uciekaj - szepnął czuły głos przy moim uchu.
Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam w głębię brązowych tęczówek. Jak minionego wieczoru, na jego ustach nie zagrał nawet cień uśmiechu.
-Nie wiem nawet, czy jesteś Jasonem czy Justinem. Nie rozróżniam was - przyznałam szczerze. Byli identyczni jak dwie krople wody.
-Może to cię przekona - odparł, a gdy uśpił moją czujność czułą pieszczotą na moim policzku, pocałował mnie głęboko i namiętnie, jak za pierwszym razem.
To były usta Jasona, bez wątpienia.
-Po co tutaj przyszedłeś? Powiedziałam ci wczoraj, że potrzebuję czasu. - Jego wzrok palił, a mój wybrał plamę po zaschniętej kawie na podłodze zamiast jego tęczówki.
-Chciałem się upewnić, że bezpiecznie wróciłaś do domu, Cindy. Nie powinienem był zostawić cię samej, tylko odprowadzić pod same drzwi mieszkania.
-Poradziłam sobie sama, nie mam pięciu lat - stwierdziłam chłodno, szperając w kieszeni czarnego fartuszka zawiązanego na biodrach. Szukałam notesu, może długopisu, może chusteczki. Bez znaczenia. Ważne, by czymś się zająć i dać Jasonowi do zrozumienia, że mam ręce pełne roboty. - Spędziłam bardzo miłą noc.
-Kochałaś się z Ryanem? - spytał wprost i bez wątpienia oczekiwał odpowiedzi.
-Tak - przyznałam również nie owijając w bawełnę, prosto z mostu. W ten sposób rozmawiało się łatwiej. Nie dobierałam słów tak, by za wszelką cenę go nie zranić. Po prostu mówiłam i Jason zdawał się być mi za to wdzięczny.
-Cieszę się - skomentował, a jego głos nie przesiąkł nawet nutą kpiny czy zawiedzenia. Wtedy uniósł kącik ust ku niebu. Oczywiście cierpiał, nocą płakał. Jego oczy były napuchnięte, ale uśmiech szczery.
Cisza odbijała się echem od ścian, a niezręczność unosiła się w powietrzu. Nie potrafiłam rozmawiać z nim tak jak wcześniej. 
-Mam dużo pracy, powinieneś już iść, Jason - powiedziałam w końcu, chciałam jedynie przerwać ciążące milczenie. 
Skinął głową i spojrzawszy na mnie po raz ostatni, ruszył długim korytarzem w stronę tylnego wyjścia. Omal nie potknął się o jeden z szarych kartonów. Głowę miał spuszczoną, ręce schowane w kieszeniach. Cierpiał. I wyszedł. Za nim rozniósł się jedynie szczęk zamka, gdy drzwi wróciły na swoje poprzednie miejsce i zablokowały się w zawiasach. Oparłam się plecami o ścianę, raz uderzyłam w nią tyłem głowy, aby pozbyć się poczucia winy. Nie wiedziałam, co było gorsze - krzywdzić kogoś, czy być krzywdzonym? Jedno i drugie bolało równie mocno, zwłaszcza wtedy, gdy ze zdwojoną siłą obie emocje nałożyły się na siebie i potęgowały rozpacz. Jakby ktoś równocześnie przypalał i zamrażał moje serce. Dwa przeciwieństwa, które przyciągały się jak magnez.
Jeden głęboki oddech musiał mi wystarczyć. Po nim wróciłam do pracy. Wyjęłam notes i długopis, otarłam w pojedyncze pasmo włosów małą łezkę, a potem pchnęłam drzwi i ruszyłam do stolika z numerem dziesięć - jedynego, który przed moim wyjściem pozostawał pusty. Uniosłam głowę dopiero wtedy, gdy moje uda zetknęły się z blatem. Nagły skurcz objął moje serce z każdej strony. Oto siedział przy stoliku, z kartą w ręce, wyglądając jak przed tygodniami, pachnąc jak przed tygodniami. Jedna z myśli cofnęła mnie do dnia, w którym ujrzałam go przy stoliku w kawiarni. Na moment zamknęłam oczy, a gdy otworzyłam je ponownie, różniły go jedynie ubrania.
-Mam cholerne zwidy - szepnęłam do samej siebie.
Jason spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem. Odkaszlnął cicho, odsunął krzesło, którego nogi zapiszczały cicho na świeżo umytych kaflach, po czym wstał i spojrzał na mnie spod gęstych rzęs.
-Myślę, że powinniśmy zacząć wszystko od początku - stwierdził głośno i pewnie. Wyciągnął przed siebie otwartą dłoń, zachęcając mnie, bym uczyniła to samo. - Jason Bieber, miło mi.
Zaśmiałam się cicho, ocierając z czubka nosa pojedynczą łzę. Walczył o mnie, nie zamierzał się poddać. Czy właśnie tego nie nazywa się prawdziwą miłością?
-Cindy Blake - uścisnęłam ostrożnie jego dłoń i tyle wystarczyło, bym w kolejnej sekundzie rzuciła mu się na szyję. - Miło mi pana poznać, panie Bieber.






~*~




Czuję się tak, jakbym po tych 19 rozdziałach wróciła do pierwszego i zaczynała historię od początku :)

14 komentarzy:

  1. aaaaaaaaaa super !!!!! <3 genialne,rewelacyjne BOSKIE <3

    OdpowiedzUsuń
  2. kurde Puśka, jestem rozdarta.. Z jedenej strony chciałabym żeby Cindy była z Jasonem, ale z drugiej wciąż pamiętam Justina z żalem i wyrzutami sumienia z Black Tears. Wiem, że jest potworem i zrobił jej tyle złego, ale to wciąż Justin, który ją kochał chorą miłością, ale kochał i ona jego też, Jason jest dla mnie jak jego podróba. Jednak szkoda mi też Jasona, przez ten czas stał się jej bliski, był dla niej taki kochany i dobry, naprawdę uwierzyłam, że to Justin sprzed lat, który chce się zmienić. To jaki jest załamany i to jak stara się ją odzyskać, to po prostu sprawia że mięknie mi serce..Co ty ze mną dziewczyno robisz, strasznie wciągnęłam się w tą historię. Co robić kiedy jestem rozdarta pomiędzy Cindy i Jasonem a Cindy i Justinem? odpisz, bo to przez ciebie�� za dobrze piszesz

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaczynamy od początku powiadasz heh :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, jak słodko *_*. To na końcu rozwaliło system <3. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, powodzenia Misia! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. koncowka cudowna <3 boze ona mu wybaczy!!!! <3 dodaj szybko <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku mam nadzieję , że im się uda ,, od początku " widac , że Jason bardzo ją kocha i nie zachowywał się tak tylko dlatego żeby się zemścić albo ją przelecieć ... Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  7. Awww cudowny *__* mam nadzieję, że będą razem x do następnego :3

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha zwidy. Ja już sama nie wiem czy na zapleczu był Jason czy Justin. Cudowbmny rozdział, ale szkoda mi Ryana nie zasłużył na takie traktowanie...
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
    http://dark-sky-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam metlik w glowie haha! Kurcze nie spodziewalam sie takiego obrotu akcji xd swoetny rozdzial, do nastepnego:**

    OdpowiedzUsuń
  10. Cholera wcześniej to był chory trójkąt, a teraz to jeszcze "chorszy" (tak, wiem, że to nie poprawnie) trapez :d czekam i umieram z ciekawości :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda mi w tym wszystkim najbardziej Ryana :( ale Jason tak bardzo się stara i jest taki kochany <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Niesamowity rozdział <333
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  13. Kurdeee ona ma być z Justinem :(( wkońcu to ff z Justinem a nie z Jasonem :((

    OdpowiedzUsuń