niedziela, 5 lipca 2015

Rozdział 8 - On a side road...

Cindy

Jest najbardziej denerwującym, irytującym, pewnym siebie i zapartym człowiekiem, który jak nigdy działa mi na nerwy. A jednocześnie jak nikt inny walczy o uczucia, o głęboko skrywaną miłość, która pragnie wydostać się poza ściany mojego serca i w końcu, po tylu latach rozłąki, otoczyć szatyna. Chyba to bolało mnie najbardziej. Mówiłam stanowcze nie, zaprzeczając tym samym samej sobie.
-Dlaczego wszedłeś za mną do tego pociągu? - pociągnęłam cicho nosem, spoglądając na mężczyznę spod rzęs. - Chcę być sama.
-Nie chcesz, Cindy, i właśnie dlatego wskoczyłem tutaj za tobą - pogłaskał mnie czule po policzku i posłał blady uśmiech. - Nie powinnaś być sama. 
-Skąd możesz  wiedzieć, co jest dla mnie lepsze? - naskoczyłam na niego gwałtownie, choć na to nie zasłużył. Chciał pomóc. Naprawdę chciał pomóc i w żaden sposób nie docierały do niego moje ataki.
-Aniołku, znam cię. Po prostu cię znam. Kiedy płaczesz i mówisz, abym odszedł, w głębi swojego małego serduszka chcesz, abym został.
Miał rację. Miał pieprzoną rację. Za każdym razem, kiedy odpychałam go od siebie, pragnęłam wtulić się w jego ciepłe ciało i zarzucić ramiona na jego szyję, którą zaczęłabym muskać wargami. To chore, że po tylu wyrządzonych krzywdach byłam w stanie wybaczyć mu wszystko ot tak, zapomnieć o przeszłości i umierać z miłości w jego objęciach.
-Siadaj i daj szluga - mruknęłam w końcu, poklepując miejsce obok siebie na podłodze.
Dopiero teraz zorientowałam się, że nie jedziemy zwykłym osobowym pociągiem, a towarowym, przewożącym wielkie, szczelnie zamknięte pudła. Obawiałam się, że powrót do Londynu nie będzie tak prosty, jak z początku sądziłam.
Justin zaśmiał się cicho i opadł na podłogę, stykając swoje ramię z moim. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów, poczęstował mnie jednym, a na koniec podpalił zapalniczką. Już po kilku sekundach oboje zaciągaliśmy się dymem i wypuszczaliśmy go z ust w regularnych odstępach. Znów milczeliśmy i znów czułam się z tym nad zwyczaj dobrze.
-Będę płakać, jeśli okaże się, że dojedziemy tym pociągiem na drugi koniec kraju - westchnęłam, obserwując przez otwarte drzwi mijane z ogromną prędkością pola i lasy, zalane ulewnym deszczem.
-Nie martw się. Łaskawie użyczę ci swoje ramię do wypłakania łez - poklepał mnie delikatnie po plecach w czysto przyjaznym geście. Miałam wrażenie, że przez moment traktował mnie jak kumpla i powiem szczerze, czułam się z tą myślą naprawdę dobrze. Gdyby widział we mnie jedynie przyjaciółkę, odpuściłby w drodze do mojego serca.
-Justin, naprawdę mi się to nie podoba. Pociąg jedzie coraz szybciej, a ja zaraz po pracy powinnam wracać do domu - sapnęłam, gasząc papierosa na jednej ze ścian wagonu.
-Co, trzeba Ryanowi obiadek zrobić, bo chłoptaś nie potrafi sobie poradzić, prawda? - zironizował, a ja przewróciłam z irytacją oczami.
-Przestań tak o nim mówić - trąciłam jego ramię i wysunęłam z jego ust papierosa, którego nie zdążył jeszcze dopalić do końca. Wsunęłam go do swoich ust i zaciągnęłam się jeszcze głębiej niż swoim.
-Bez obaw, mam jeszcze całą paczkę.
-Kiedy zacząłeś tyle palić? Z tego co pamiętam, jeśli zapaliłeś jednego papierosa na tydzień, uznawałam to za cud i prawdziwą okazję.
-Ludzie się zmieniają, Cindy, mówiłem ci to - posłał mi znaczące spojrzenie, a ja dałabym sobie głowę uciąć, że nawiązał nie tylko do nałogu, ale również do swojego charakteru.
Wstałam z podłogi i podeszłam do okna w wagonie, opierając się o niewielki parapet. Deszcz siąpił coraz bardziej, zalewając łąki i pola. Jechaliśmy już z Justinem dobre dwadzieścia minut, a pociąg nie miał najmniejszego zamiaru zatrzymać się na jednej z przydrożnych stacji. Wiem, byłam dorosła i nie miałam obowiązku punktualnie zjawiać się w progu mieszkania, lecz nie chciałam, aby Ryan martwił się o mnie. Drugim powodem były oczywiście kolejne minuty spędzone u boku Justina. 
-Nie bój się, kiedyś wrócimy - poczułam przy uchu szept i ciepły oddech odbity od skóry za moim uchem. Chciałam zatrzymać dreszcze przebiegające przez kręgosłup, lecz byłam zbyt słaba. Kochałam go i kochałam każdą oznakę mojego ciała reagującego na jego gesty.
-Ale ja nie chcę wrócić za dwa lata, Justin. Za dwa tygodnie wychodzę za mąż, nie pamiętasz? Mam jeszcze tysiące rzeczy do zrobienia. Poza tym nie mam nawet przygotowanej sukienki. 
-Cieszę się twoim szczęściem, ale nie wspominaj przy mnie więcej o tym ślubie, błagam - przewrócił oczami, a ja przewróciłam razem z nim, z zupełnie innego powodu. Musiał zaakceptować fakt, że jestem w stałym związku z mężczyzną, którego kocham i właśnie dlatego powiem sakramentalne tak, stojąc przed nim przy ołtarzu.
Przez następne minuty nie odsunęłam się od okna. Nie potrafiłam spojrzeć Justinowi w oczy. Czułam, że własnym niezdecydowaniem cholernie go raniłam. Jego marzeniem było, abym stanęłam przed nim, zarzuciła ręce na jego szyję i obiecała, że będę przy nim do końca życia, a nawet o jeden dzień dłużej. Cisza w wagonie była nad zwyczaj komfortowa, dopóki Justin nie objął mnie delikatnie w talii i nie wsparł brody na moim ramieniu.
-Justin, jesteś za blisko - wymamrotałam, próbując uwolnić się z jego objęć. Trzymał mnie jednak zbyt stanowczo, w sposób silny, lecz łagodny. 
Obrócił mnie twarzą w swoją stronę i pchnął na ścianę w wagonie. Po raz kolejny byliśmy tak blisko. Pragnęłam tej bliskość, choć z drugiej strony miałam ogromną ochotę go po prostu odepchnąć. Czułam się nie w porządku w stosunku do Ryana, lecz nie mogłam zagłuszyć odgłosów kołatającego serca. Działał na mnie w sposób, w jaki nie powinien działać i nie wiedziałam, jak raz na zawsze odsunąć go od siebie.
-Cindy, jesteśmy sami, dorośli, nie musisz się mnie bać. Przyznaj, że coś do mnie czujesz. Obiecuję, że Ryan o niczym się nie dowie - oparł swoje czoło o moje. Wiedziałam już, że przegrałam. Nie odepchnę go, nie umiem.
Justin delikatnie położył wargi na moich wargach i musnął je z pasją. Zadrżałam pod jego dotykiem. Całował niesamowicie łagodnie. Po raz pierwszy zrobiłam to, co naprawdę chciałam zrobić. Zaczęłam odwzajemniać gorący, pełen namiętności pocałunek, wplątując palce w jego włosy z tyłu głowy i delikatnie drapiąc paznokciami skórę. Jego ciało było tak silne, tak umięśnione i tak przyjemnie ciepłe, zwłaszcza kiedy napierał na moje. Boże, tak bardzo go kochałam. Moja miłość nigdy nie osłabła. Została jedynie zagłuszona inną, słabszą.
Justin ostrożnie zsunął dłonie na moje pośladki, po czym przesunął je na uda i uniósł moje ciało. Nie miałam oporów przed objęciem go nogami dookoła bioder. Przebiegł dłonią po moich plecach pod koszulką, a ja znów zadrżałam. Pragnęłam jego uwagi jeszcze bardziej, tak samo mocno jak dłoni na ciele. Całowaliśmy się naprawdę namiętnie. Miałam wrażenie, że jego wargi były po prostu słodkie i uzależniły mnie już po kilku muśnięciach. Przestałam myśleć racjonalnie i teraz nie chciałam go nawet odepchnąć. Nie umiałam.
Justin opuścił mnie ostrożnie na podłogę po dobrych kilku minutach gorącego pocałunku. Opał swoje czoło o moje i oddychał cicho w moje drżące wargi. Byłam roztrzęsiona, a moje kolana w każdej chwili mogły ugiąć się pod moim ciałem. Dopiero z czasem zaczęło docierać do mnie, co tak naprawdę zrobiłam. Zdradziłam Ryana. Po kilku czułych słowach Justina po prostu dopuściłam do zdrady.
-Kocham cię, Cindy - wyszeptał, pocierając kciukami moje policzki. 
Jego cichy szept przepełnił czarę goryczy i sprowokował kilka łez do spłynięcia po gładkich policzkach. Kochałam go, ale nie mogłam z nim być. To bolało najbardziej. Myśl, że do końca życia nie wyzbędę się miłości do człowieka, którego powinnam nienawidzić.
-Dlaczego to zrobiłeś? - wychlipałam, pociągając nosem. 
Czy żałowałam? Oczywiście, że nie. Nie potrafiłam jednak przyznać się do tego na głos. Byłam zbyt słaba.
-Dlaczego to zrobiłeś!? - powtórzyłam głośniej. - Mam narzeczonego, przecież o tym wiesz - dodałam łamiącym się głosem. Niewiele brakowało, abym wybuchnęła głośnym płaczem i wszystkie łzy wylała w ramię Justina. 
Odepchnęłam od siebie mężczyznę i raźnym krokiem podeszłam do otwartych drzwi wagonu. Korzystając z okazji, w której pociąg zaczął zwalniać, a na horyzoncie pojawił się jeden jedyny budynek, wyskoczyłam z pociągu na mokrą trawę. Podejrzewałam, że Justin nie pozwoli mi odejść samej i wyskoczy zaraz za mną. Nie myliłam się. Kiedy wstałam z ziemi, poczułam na ramieniu dłoń. Dużą, męską dłoń Justina.
-Zostaw mnie wreszcie - warknęłam ostro.
Przed laty to Justin miewał częste zmiany nastrojów, natomiast teraz to ja nie potrafiłam się określić i powiedzieć, czego tak naprawdę chcę.
-Cindy, przecież odwzajemniłaś pocałunek! - wyrzucił w powietrze obie dłonie. 
Rozumiałam jego wzburzenie. Zachowywałam się jak niedojrzała gówniara. Zmieniałam zdanie co pięć minut, raniąc przy tym Justina.
Już po kilku minutach byłam doszczętnie przemoknięta. Mokre kosmyki włosów przylegały do moich policzków, a ubrania kleiły się do ciała. Krople deszczu czułam nawet w miejscach, w których zdecydowanie nie powinnam ich czuć. Brnęłam przez zalaną wodą łąkę w stronę budynku w oddali. Chciałam jak najprędzej dostać się pod dach i zadzwonić do Ryana, aby wytłumaczyć mu, dlaczego nie wróciłam bezpośrednio po pracy do domu.
-Czy ty sama wiesz, czego tak naprawdę chcesz? - spytał, przekrzykując hałas ulewy.
-Nie, nie wiem, a ty wcale nie pomagasz mi dokonać tego właściwego wyboru!
-Przecież właśnie ci pomagam! - krzyknął po raz kolejny. Odgłos deszczu zmieszany z wiatrem naprawdę donośnie rozbrzmiewał w uszach. - Pokazuję ci, że tak naprawdę kochasz mnie, Cindy! Musisz się z tym pogodzić - z każdym jego słowem przyspieszałam, aż w końcu puściłam się biegiem w kierunku starego budynku, który z każdą chwilą widziałam coraz wyraźniej. - Cindy, poczekaj na mnie i nie bądź tak uparta!
-Zostaw mnie, nie mieszaj mi po raz kolejny w głowie! Już raz zniszczyłeś mi życie. Nie pozwolę ci zrobić tego po raz kolejny! 
Zaczęłam biec ile sił w nogach, jednak Justin ruszył zaraz za mną. Wiedziałam, że nie da mi spokoju. Zależało mu na mnie, po prostu. Nie potrafił ze mnie zrezygnować, ale i ja nie potrafiłam jednoznacznie dać mu do zrozumienia, że między nami nigdy nic więcej nie będzie. Nie miałam takiej pewności. Nie wiedziałam, co zrobi moje serce, jeśli Justin w dalszym ciągu nie odpuści.
Dotarłam pod zadaszenie przy zniszczonym budynku. Nad wejściem wisiał połyskującym szyld z napisem Motel. Nie był przesadnie dużych rozmiarów. Bardziej przypominał opuszczony zajazd przy jednej z bocznych dróg, w którym krzesła i stoły rozpadają się nawet pod delikatnym naciskiem i w którym co noc zbierają się ludzie z okolicy, aby pić na umór piwo z kufli i śpiewać przy głośnej muzyce. Czułam się jak w amerykańskim filmie o dzikim zachodzie. 
Wyciągnęłam ze skórzanej torebki telefon, który dzięki Bogu nie zdążył jeszcze zmoknąć. Chciałam pospiesznie wybrać numer Ryana, lecz nie miałam nawet jednej kreski zasięgu. Miałam wrażenie, że zarówno przyroda ożywiona jak i ta nieożywiona zmówiły się przeciwko mnie i robią wszystko, aby tylko zbliżyć mnie do Justina. Brak zasięgu oznaczał bowiem kolejne godziny spędzone w jego towarzystwie.
-Kurwa, jak się jebie to od razu wszystko - warknęłam, z impetem wrzucając do torebki komórkę, a całą torbę rzuciłam pod ścianę motelu.
Miałam dość. Chciałam jedynie położyć się w ciepłym łóżku we własnej sypialni i czuć dłonie Ryana głaszczące moje włosy. Czy to naprawdę zbyt wiele? Dlaczego całe moje życie skręca ku drodze, na którą nie chcę wkraczać po raz kolejny?
-Ochłoń, Cindy. Teraz już nic nie zrobimy. Proponuję normalnie wejść do środka i zapytać się, w jaki sposób dotrzemy do Londynu - Justin spojrzał na mnie wymownie, przytrzymując drzwi wejściowe motelu.
Miał rację. Miał cholerną rację. Musiałam się uspokoić, opanować i wyciszyć. Inaczej zwariuję.
Weszłam do motelu i otrzepałam lekko mokre włosy. Kapało z moich ubrań, kapało z kosmyków włosów, kapało nawet z czubka nosa. Byłam doszczętnie przemoknięta. Wnętrze motelu wyglądało dokładnie tak, jak je sobie wyobrażałam. Prawie całą salę zajmowały stare, drewniane stoły i krzesła, a przy zniszczonym barze stała kobieta w średnim wieku i dwóch starszych mężczyzn. Wszyscy wyglądali jak z filmu o kowbojach, nawet wąsy nosili podobne. Kobieta za barem miała na sobie długą, szeroką sukienkę, a na głowie bałagan z rudych włosów. Miałam wrażenie, że w motelu odsuniętym od drogi zatrzymał się czas, a wnętrze żyło własnym życiem.
-Witajcie! - krzyknęła na nasz widok, klaszcząc w dłonie. - W czym mogę wam pomóc, kochani? - podeszła do nas i objęła nas ramionami, jakbyśmy byli wieloletnimi przyjaciółmi.
Mimo że mój nastrój nie napawał optymizmem, nie potrafiłam nie uśmiechnąć się na widok jej pogodnego wyrazu twarzy. Zarażała pozytywnym nastawieniem. Nawet jej oczy połyskiwały szczęściem. Była niesamowitą kobietą.
-Chcieliśmy się dowiedzieć, jak najszybciej dotrzemy do Londynu? - odezwał się Justin, posyłając kobiecie najbardziej olśniewający uśmiech.
Przewróciłam oczami. Nadal był podrywaczem.
-Och, dzieciaki. Do Londynu nie dotrzecie szybciej niż jutro. Drogi tutaj nie mamy, a kolejny pociąg przejeżdża dopiero jutro po południu. Musicie zostać z nami - była niezaprzeczalnie uradowana, natomiast ja miałam ochotę wybuchnąć jednocześnie płaczem i ogromną złością. Musiałam całą kolejną dobę spędzić w otoczeniu Justina. Nie chciałam tego, a jednocześnie pragnęłam. Chore, po prostu chore.
-Rozumiem - Justin siknął głową i zerknął na mnie ukradkiem. - W takim razie, może miałaby pani jakiś mały, przytulny pokój na dzisiejszą noc?
-Dwa pokoje - wtrąciłam natychmiast, zaciskając szczękę. - Dwa. 
-Czyżby jakaś kłótnia zakochanych? - kobieta uniosła jedną brew i znów uśmiechnęła się szeroko. - Pożegnajcie wszelkie spory, tutaj nie ma miejsca na złości i awantury. Życie jest na to zbyt krótkie.
-Ma pani świętą rację! Powtarzam to dziewczynie przez cały czas, ale jest cholernie uparta - Justin roztrzepał moje włosy, a ja obdarzyłam go jedynie ostrym spojrzeniem. Nie miałam już siły na kłótnie. - Więc jak będzie z tymi pokoikami?
-Będziecie zmuszeni pogodzić się szybciej, ponieważ mamy wolny tylko jeden przytulny pokój - posłała nam szeroki uśmiech. Zastanawiałam się, dlaczego nie miała jeszcze zmarszczek od ciągłego unoszenia kącików ust ku niebu. - Oto kluczyki. Pokój numer 6 na pierwszym piętrze. Zejdźcie do nas wieczorem, przyjdą okoliczni mieszkańcy. Zobaczycie, jak bawią się ludzie na wsi - poklepała Justina po plecach. Wyraźnie wpadł jej w oko. - Byłaby zapomniała. Jeśli w nocy macie zamiar eksperymentować, nie bądźcie za głośno. Mój mąż cierpi na bezsenność, sami rozumiecie - zanim odeszła z powrotem do baru, puściła nam oczko.
Miałam ochotę warknąć, nie żartuję. Wyrwałam z dłoni Justina klucz i ruszyłam schodami na pierwsze pięto. Byłam zła tylko dlatego, że bałam się o własne serce. Mogło nie wytrzymać bliskości Justina i zerwać dystans, który starałam się zachować pomiędzy nami. Wszystkie moje starania mogły pójść na marne. Chciałam uwolnić się od Justina raz na zawsze, a nie wracać do niego i rozpamiętywać przeszłość.
-Cindy, jesteś na mnie zła? - wymamrotał cicho, gdy włożyłam metalowy klucz do dziurki w drzwiach z numerem 6.
-No coś ty. Jestem cholernie szczęśliwa z myślą, że zamiast spędzić z Ryanem miły wieczór, będę musiała użerać się z tobą - rzuciłam, wchodząc do wnętrza pokoju.
Wyglądało tragicznie. Ze ścian schodziła farba, w starej szafie nie zamykały się drzwi, a łóżko wyglądało tak, jakby pod najmniejszym naciskiem miało się zapaść. Przerażała mnie sama myśl o nocy spędzonej na nim, jednak jeszcze bardziej obawiałam się bliskości Justina. Ulegnę mu, jeśli nie przestanie próbować. Byłam tego pewna.
-Nie złość się na mnie, cukiereczku. Przecież to nie ja kazałem ci wsiąść d tego pociągu. Ja jedynie wszedłem za tobą - uśmiechnął się do mnie łagodnie, opadając na zniszczone łóżko. Jego przesiąknięte wodą ubrania niemal natychmiast zostawiły na pościeli mokre plamy.
-Justin, wyjaśnijmy sobie coś raz, a porządnie - stanęłam między jego lekko rozchylonymi nogami. - Musisz zostawić mnie w spokoju. Kiedyś byliśmy razem, to fakt. Kiedyś cię kochałam, prawda. Jednak teraz mam narzeczonego i nie potrzebuję pocieszenia w czyichkolwiek ramionach, rozumiesz? Jestem z Ryanem naprawdę szczęśliwa, zrozum to, Justin. 
-A ja myślę, że kłamiesz, a przynajmniej nie mówisz mi całej prawdy - podniósł się powoli, chwytając w dłonie moje szczupłe ramiona. - Cindy, chcę, abyś dokładnie mnie wysłuchała i nie przerywała w międzyczasie. Wiem, że kochasz Ryana, widzę to w twoich oczach. Ale widzę w nich coś jeszcze. Coś, co pojawia się tylko w mojej obecności. Cindy, ja nie chcę niszczyć twojego życia. Chcę ci tylko pokazać, że cię kocham i zawsze kochałem. Ryan nie musi o tym wiedzieć. Nie musi wiedzieć o tym, co nas łączy. Ja mu nie powiem, przysięgam. Możesz mi zaufać. Chcę tylko, żebyś przyznała przed samą sobą, że nadal jestem dla ciebie tak samo ważny - pogładził mnie po policzku i musnął moje czoło. Wtuliłam policzek w jego dłoń. Chciałam tego. Naprawdę chciałam. Jego dotyk koił cały ból i napawał nową nadzieją. Był inny niż przed laty. Zmienił się w najwspanialszego mężczyznę, kochanego, troskliwego. - Odepchnij mnie, jeśli nic nie czujesz. Jeśli jednak tego chcesz, proszę, nie walcz z samą sobą.
Po ostatnim słowie naparł na moje wargi, a ja nie zastanawiałam się nawet chwili przed odwzajemnieniem pocałunku. Jego usta były tak ciepłe i jedwabiście miękkie. Uwielbiałam uczucie, jakie towarzyszyło mi za każdym razem, gdy jedna z jego dłoni przytulona była do mojego policzka, bądź obejmowała biodro. Nie przyspieszał pocałunku, tylko muskał wargi z ogromną pasją i zaangażowaniem. Był tak cholernie delikatny w każdym przelanym na mnie geście. Kiedy zrobił krok w przód, ja wykonałam go w tył i pozwoliłam, aby mężczyzna przyparł moje ciało do ściany. Zalałam się łzami. Przed laty byłam jego popychadłem i dziwką nocami, natomiast teraz czułam się jak najprawdziwsza księżniczka. To bolało. Bardzo.
-Justin, kocham cię - wychlipałam, gorliwie obejmując małymi dłońmi jego twarz i kolejny raz wpijając się w jego wargi. - Zawsze cię kochałam. Po prostu bałam się do tego przyznać - łzy utrudniały mi widzenie, lecz mimo to wyraźnie dostrzegłam łagodny uśmiech na ustach szatyna. - Kocham cię tak cholernie mocno, że to wręcz boli. Dlaczego ja czuję to wszystko? Powiedz mi, dlaczego?
Byłam szczęśliwa z Ryanem. A teraz? Teraz byłam jeszcze szczęśliwsza, ponieważ przyznałam przed ukochanym, co naprawdę czuję.


~*~


Jak sądzicie, czy Cindy dobrze zrobiła, przyznając przed Justinem, że wciąż go kocha? Ludzie się zmieniają, lecz czy do tego stopnia? A może za tym wszystkim kryje się drugie dno? Czekam na Wasze opinie i propozycje <3
ask.fm/Paulaaa962

Ps. Pamiętajcie o głosowaniu w ankiecie po prawej stronie bloga :)

Polecam!
http://www.wattpad.com/story/43491644-druga-twarz

14 komentarzy:

  1. Tyle na to czekałam! Boję się, że Cindy zrani Justina i wyjdzie za Ryana co równałoby się z końcem świata.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszy raz nie wiem co napisać. Z jednej stron dobrze, że Cindy powiedziała Justinowi, że go kocha a z drugiej źle bo czuje, że coś się stanie. Do następnego :')

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cuudowny <3
    Postawa Cindy w ostatnich linijkach mnie zaskoczyła (tak pozytywnie) :)
    Zaczynam sie bać co już dalej wymyśliłaś :")
    Czekam na następny rozdział :***
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem i tutaj! Cześć!
    Dobrze ze Cindy wyznała Justinowi swoje uczucia, może troszeczkę poczuje się lepiej..? Co do Ryana.. szkoda mi go. W końcu zostanie sam bo ciężko mi to powiedzieć ale ona wybierze Justina i to z nim będzie brać ślub, niestety. Boje się tego

    Buziaki i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  5. mysle ze serio sie zmienil, po stracie i rozlace zroumial swoje bledy i sie ogarnal <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Cos czuje ze oni wkoncu beda razem ale justin nie zawsze bedzie taki milusi..czekam nn:***

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm... Myślę, że Cindy będzie z Justin'em, ale nie takiego rozstanie się z Ryan'em, a Jus to nie będzie przeszkadzało, lecz jestem pewna, że jest jakieś drugie dno całej tej sprawy lub jest on z kimś w zmowie.? Nwm jak to nazwać. Weny <3
    http://wait-for-you-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. kurde no intrygujesz jak zawsze :o ja nie mam słów :< cudo :*

    OdpowiedzUsuń
  9. #Najlepsze!!! Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Coś czuje, że Cindy z Justinem będzie łączył romans. Tylko wiedząc, że Cindy kocha Justina, szkoda mi Ryana. Boże, jak ja kocham twoje opowiadania, a ta druga część jest niesamowita, taka niespodziewana. Trudno cokolwiek wymyślić co mogłoby dziać się dalej. Skoro jednak Cindy wyznała miłość Justinowi mam nadzieje, że tego nie zniszczy i nie zmieni po raz kolejny Cindy życia w piekło. Jakoś w tej części trudno mi uwierzyć w metamorfozę charakteru Justina. Boje się o Cindy. Rozdział niesamowity, jak zawsze. Z niecierpliwością czekam na next i weny życzę. KC :**

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeju cudo *.* zakochałam się w tym opowiadaniu, z niecierpliwością czekam na następny ;* i życzę weeeny!

    OdpowiedzUsuń
  12. Jejkuu*.*Dopiero dzisiaj zauważyłam, że jest druga część. Czekałam i czekałam, aż się doczekałam!♡Świetny rozdział. Ciekawi mnie co znowu ukrywa Justin.....
    Nie mogę się doczekać następnego. xx

    OdpowiedzUsuń
  13. Matko! Genialny rozdział. Mam nadzieje, że Justin sie zmienił i Cindy dobrze zrobiła wyznaj.ac mu prawde.

    OdpowiedzUsuń