poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 11 - I always will...

Cindy 

Wysiadłam z pociągu, gdy tylko zatrzymał się na stacji w Londynie. Nie puściłam dłoni Justina. Po prostu nie potrafiłam. Powinnam odsunąć się od niego, by nie wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń. W końcu, nie byliśmy już sami, na środku polany, tylko w centrum jednego z większych miast świata. Chociaż czułam się tak, jakbym należała tylko do Justina, nie mogłam zapomnieć, że na moim palcu pobłyskiwał pierścionek zaręczynowy od Ryana. Przyjęłam jego oświadczyny, przyjęłam jego miłość, a teraz wolałabym uciec od niej prosto w objęcia Justina, który był moim skarbem, moim kochaniem, za którego oddałabym własne życie. Nikogo nie kochałam tak mocno jak jego i wiedziałam również, że nikogo tak bardzo nie pokocham. W ciągu doby spędzonej przy Justinie, Ryan nagle stał mi się po prostu obojętny. Mógłby być, mogłoby go nie być. Marzyłam tylko o szatynie z grzywką uniesioną ku niebu, mocno zarysowaną linią szczęki i pięknym uśmiechem, który rozweselał również jego oczy.
-I teraz tak po prostu wrócisz do domu, do niego, jakby nie było nas? - spytał, przypierając moje drobne ciało do jednego z pociągów. 
Zaczął całować mnie po szyi i za uchem, a ja drapałam delikatnie skórę jego głowy w niebywałej przyjemności. Cholera, doskonale wiedział, co robi.
-Muszę, Justin - szepnęłam, choć wcale nie byłam pewna swoich słów. 
-A ja sądzę, że nie musisz i po prostu boisz się od niego odejść.
-Może się boję, to nie ma znaczenia - wymamrotałam i chciałam spuścić głową, ale Justin ujął dłonią moją brodę i uniósł, by móc musnąć moje wargi.
-Jak to nie ma znaczenia? Kochamy się, chcemy być razem. Ja chcę być z tobą, zrozum to, moja kochana idiotko - mocno chwycił moje policzki i oparł czoło o moje, jakby chciał w ten sposób dotrzeć do mnie głębiej. - Kocham cię tak cholernie mocno, musisz to zrozumieć.
-Muszę?
-Musisz, bo inaczej zrobię ci kolejną malinkę - powiedział z cwanym uśmieszkiem i natychmiast sprawił, że moje oczy otworzyły się szerzej.
-Nawet się nie waż! - pisnęłam ze śmiechem, a później tak po prostu, naturalnie zarzuciłam ramiona na jego szyję.
Stopy oderwały się od ziemi, gdy Justin w uścisku uniósł moje ciało kilkanaście centymetrów nad ziemię. Czułam się jak w dennej książce o miłości, gdzie bohaterka kocha dwóch i nie może podjąć odpowiedniej decyzji. Jakiegokolwiek ruchu by nie postawiła, skrzywdzi ukochanego mężczyznę, jednocześnie dając szczęście drugiemu. Ja również byłam taką bohaterką, tyle że moja historia nie była denna i oklepana. Zawierała mnóstwo zwrotów akcji i krętych ścieżek, przez które mogłam przebrnąć tylko w ramionach prawdziwej miłości.
-I znów pojawiłeś się w moim życiu w najmniej odpowiednim momencie, Bieber. Co ja z tobą mam - westchnęłam, przeczesując smukłymi palcami jego grzywkę.
Był mój. Był cały mój. Gładziłam jego policzki, szczękę i kark. Przejeżdżałam opuszką kciuka po dolnej wardze, a później bawiłam się płatkiem ucha. Chciałam nacieszyć się nim, póki mogłam, póki nie musiałam jeszcze wracać do domu, do Ryana, który z pewnością czekał na mnie zmartwiony. Miałam wrażenie, że Justin momentami wątpił w moją miłość. Musiałam wyprowadzić go z błędu. Musiał wiedzieć, że jest dla mnie najważniejszy.
-Dasz mi ostatniego buziaka? - spytał słodko, przybierając minkę zagubionego szczeniaka.
Ostatni raz musnęłam wierzchem dłoni jego policzek i rozbiłam wargi na jego ustach. Przygryzł moją wargę, pociągnął ją i bez większego problemu wdarł się językiem do moich ust. Poczułam niebywałą przyjemność, gdy otarł nim o podniebienie. I, kurwa, znów zaczęłam płakać. Całował tak dobrze, tak cholernie dobrze. Nasze języki wprawione w namiętny taniec powodowały dreszcze i wstrząsy nie tylko mojego ciała, ale również ciała Justina. Mogłabym całować się z nim przez kolejne godziny, a później kochać z tak olbrzymią namiętnością jak jeszcze parę godzin temu, wśród bujno rosnącej trawy.
Nagle w kieszeni Justina zawibrował telefon. Justin jęknął nieznacznie i po raz ostatni przygryzł moją wargę, zanim wyjął komórkę i przejechał kciukiem po dotykowym ekranie. Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, a ja uwielbiałam patrzeć na niego w tym stanie. Nawet objęłam go w pasie i przytuliłam ucho do klatki piersiowej, by słyszeć bicie jego serca.
-Cześć, skarbie - Justin mruknął do telefonu, szczerząc zęby w uśmiechu.
Natychmiast odsunęłam się od szatyna i spojrzałam na niego z wysoko uniesionymi brwiami. Był mój. Nie miał prawa mieć żadnego innego skarbu. Nie on.
Justin zachichotał na widok mojej reakcji. Byłam cholernie ciekawa z kim rozmawiał. Jednego byłam pewna. Nie ukrywał niczego przede mną. W przeciwnym razie nie odebrałby telefonu od swojego "skarbu".
Cholera, byłam zazdrosna.
-Przerwałaś mi możliwe najlepszy pocałunek w życiu, ale teoretycznie mogłaś zadzwonić podczas seksu. Z dwojga złego wolę to - zachichotał, a i ja zapragnęłam zaśmiać się cicho. Widać, że miał z rozmówczynią bardzo swobodny kontakt.
-Tylko nie każ mi znowu zmieniać jej pieluch - przewrócił oczami, gładząc moje włosy. - Jeśli tak, będę za pół godziny. Nie, nie masz za co mi dziękować, idiotko - prychnął i zakończył połączenie.
Wtedy ciekawość wzięła górę.
-Z kim rozmawiałeś, Justin? - spytałam, niby od niechcenia, lecz w środku omal nie pękłam. Przecież był mój.
-Pamiętasz tego małego brzdąca, którym opiekowałem się na placu zabaw?
-Twoją córeczkę, tak, pamiętam - odparłam z delikatnym wzruszeniem ramionami. 
-Cindy, jaką córeczkę, do cholery? Przecież mówiłem ci kilka razy, że to nie jest moje dziecko - westchnął głęboko, ale nie zamierzał dłużej sprzeczać się ze mną. - Rozmawiałem z jej mamą. Jest moją wieloletnią przyjaciółką.
Na moment zacisnęłam wargi. Na usta cisnął mi się ogrom pytań. Chciałam wiedzieć wszystko. Wszystko i jeszcze więcej.
-A mogę cię o coś spytać? - zaczęłam nieśmiało, zakręcając wokół palca materiał koszulki mężczyzny. Wyczułam pod dłonią twarde mięśnie. Cholera, robiły wrażenie.
-Tak, spałem z nią - zachichotał. Pieprzony gówniarz od razu wiedział, o co chciałam go spytać. Czytał mi w myślach, czy tak dobrze mnie znał? - Nie raz i nie dwa - dodał z cwanym uśmieszkiem.
-Uprawiałeś z nią seks? - zmarszczyłam brwi, patrząc na niego. Był tak nieprzyzwoicie przystojny i bałam się, że ukradnie mi go pierwsza lepsza lalunia.
-A czy to nierównoznaczne z sypianiem ze sobą? 
-Powiedz mi, dobrze ci z nią było? - nie mogłam powstrzymać swojego niewyparzonego języka. Po prostu byłam ciekawa. Momentami zapominałam, że ciekawość to pierwszy krok do piekła.
-Och, ty moja śliczna zazdrośnico - zmierzwił moje włosy, a ja sapnęłam z irytacją. - Z nikim nie było mi tak dobrze jak z tobą, królewno - dodał, po czym przyciągnął mnie do silnego, pełnego uczuć uścisku, którym zapewnił mnie jednocześnie, że jestem jedyną i najważniejszą kobietą w jego życiu. Jak mogłam mu nie wierzyć, skoro każdym gestem i każdym spojrzeniem potwierdzał swoje słowa?

***

Przekręciłam w zamku klucz i niepewnie nacisnęłam klamkę. Z salonu dobiegało ciche pochrapywanie. Ryan spał, a ja miałam kilkadziesiąt, może nawet kilkanaście minut na poukładanie wszystkiego w głowie. Musiałam wytłumaczyć swoją nieobecność, a zupełnie nie wiedziałam, jakimi słowami powinnam go przekonać. Ryan miał do mnie zaufanie, którego nie chciałam stracić. Do cholery, nie chciałam go ranić. Przecież mimo wszystko niewielką częścią siebie nadal go kochałam.
Postawiłam torebkę na podłodze w przedpokoju i ściągnęłam ze stóp trampki, które w nieładzie kopnęłam pod szafkę. Przeszłam przez salon na palcach, by w kuchni wyjąć z szafki czystą szklankę i nalać do niej chłodnej wody. Byłam cholernie zdenerwowana, a stres narastał z każdą chwilą. Co mam mu powiedzieć? A może nie powinnam kłamać i po prostu odejść od niego, zanim poprzez małżeństwo nie zrobię mu nadziei, że jest tym jedynym, którego kocham najmocniej? Nic już nie wiedziałam i niczego nie byłam pewna.
Nagle dostrzegłam na kuchennym blacie niewielką kartkę wyrwaną z zeszytu w kratkę, a na niej kilka koślawych słów, zapisanych pismem Ryana.

Wychodzę z chłopakami na imprezę, wrócę jutro, nie czekaj na mnie. Kocham Cię, maleńka xx

Nie wierzyłam we własne szczęście. Największy problem rozwiązał się sam. Ryan nie miał żadnych podejrzeń, a i ja nie musiałam się tłumaczyć. Szybko zgniotłam kartkę w dłoni i wyrzuciłam do śmietnika ze zużytą makulaturą. Następnie ponownie wypełniłam szklankę chłodną wodą i wróciłam do salonu, gdzie na kanapie Ryan zaczął się powoli rozbudzać i przeciągać.
-Główka boli? - spytałam z uśmiechem, starając się brzmieć jak najbardziej naturalnie.
Ryan skrzywił się lekko i natychmiast upił kilka łyków ze szklanki, którą wziął ode mnie. Pocałowałam go w lekko zmarszczone czoło i spojrzałam w oczy. Nie potrafiłam zachowywać się przy nim swobodnie, kiedy wciąż niemal czułam na ciele dłonie Justina i jego pocałunki na szyi. Czułam, że to wszystko zacznie mnie powoli wykańczać.
-Najebałem się w trzy dupy - wymamrotał, opadając z powrotem na poduszki. 
Zachichotałam pod nosem, przeczesując jego gęste włosy, układające się w kilka loków. Był przystojny, bardzo przystojny. Ale nie był Justinem.
-Cóż to za okazja? Z tego co wiem, nie pijesz za często, a już na pewno nie upijasz się do tego stopnia, żebyś nie trafiał do domu - parsknęłam wymuszonym śmiechem i mogłam mieć jedynie nadzieję, że Ryan nie wyczuje zdenerwowania w moim głosie. 
-Pamiętasz Danny'ego, kolegę ze studiów, prawda? - przytaknęłam głową, a Ryan kontynuował. - Wczoraj dowiedział się, że zostanie ojcem. Musieliśmy to oblać.
-Jego dziewczyna jest w ciąży? - spytałam, nie kryjąc zaskoczenia zmieszanego z uśmiechem. - To wspaniale, koniecznie go ode mnie pozdrów.
-Cindy - przeciągnął uroczo, chwytając w dłonie moje biodra. Trzymał je mocno i stanowczo, lecz nie tak jak Justin. - Nie jesteś na mnie zła, prawda? Wiesz, ja poszedłem na imprezę, a ty musiałaś spędzić cały wieczór i noc sama - uroczo wydął dolną wargę, połykając kilka kolejnych łyków.
Poczułam mocny ucisk w dole żołądka. Ryan nie miał cholernego pojęcia, co robiłam ostatniego popołudnia, wieczoru, nocy i poranka. Zdradziłam go kilka, jak nie kilkanaście razy z rzędu i, co więcej, nie miałam wyrzutów sumienia. Odwróciłam jedynie wzrok, by dłużej nie patrzeć Ryanowi w oczy. Mógłby wyczytać nieszczerość z mojego spojrzenia, którą skutecznie udawało mi się ukrywać. Naprawdę nie chciałam go oszukiwać. Po prostu nie miałam wyboru.
W oczach Justina wszystko było tak cholernie, śmiesznie wręcz proste. Wrócę do domu, usiądę na kanapie i zacznę szczerą rozmowę z narzeczonym, podczas której przekreślę wiele miesięcy naszego związku, w których pomógł mi się podnieść. Ryan zrobił dla mnie coś, czego nie zrobił żaden inny człowiek. Zwyczajnie wyciągnął w moim kierunku pomocną dłoń, a ja chwyciłam ją i utonęłam w morzu jego dobroci. Był wspaniałym człowiekiem, kochającym i troskliwym mężczyzną. Nie byłam w stanie tak po prostu złamać mu serca. Wiedziałam, jak bardzo mnie kochał. Nie wyleczyłby się z miłości z dnia na dzień. Cierpiałby przez wiele kolejnych miesięcy, a ja, znając własne cierpienie, chciałam mu tego oszczędzić. Pewna cząstka mnie potrzebowała Ryana. Potrzebowała go jak przyjaciela, a nie męża, z którym założyłabym rodzinę, z którym wychowałabym dzieci i od którego zabrałaby mnie dopiero śmierć.
-Oczywiście, że nie jestem zła - odparłam po długiej przerwie, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. 
Wstałam z kolan i powoli ruszyłam do sypialni, jednak w drodze zatrzymały mnie dłonie Ryana, które ponownie zacisnął na moich biodrach. Zaczął z uczuciem muskać moją szyję, a ja mogłam jedynie modlić się, aby przypadkiem nie znalazł wyrazistej malinki. Masował palcami talię i zaciągał się zapachem włosów. Bałam się, że wyczuje wśród nich zapach perfum Justina, którego nie zdążyłam jeszcze z siebie zmyć. Gdyby Ryan nie miał kaca, nasza rozmowa mogłaby przebiegać inaczej.
-Ryan - szepnęłam, odwracając się twarzą do mężczyzny i obejmując dłońmi jego policzki. - Przepraszam, ale nie mam ochoty. Chcę się po prostu położyć, miałam ciężki dzień.


Justin

-O Boże, przepraszam, że kolejny raz zatruwam ci życie - Lily westchnęła głęboko, opadają twarzą na moje kolana. - Po prostu musiałam z kimś porozmawiać.
-Spokojnie, gruba. Obraziłbym się, gdybyś przerwała mi w trakcie zajebistego seksu, ale pocałunki jeszcze nadrobię - zachichotałem, gładząc jej miękkie włosy.
Odsunęła dłonie od twarzy, leżąc na moich udach, i przyjrzała mi się uważnie. Była zamyślona. Zawsze wtedy marszczyła słodko mały nosek i zaczynała bawić się materiałem mojej koszulki. Miała dwadzieścia jeden lat, a momentami zachowywała się jak nastolatka, ale właśnie to tak cholernie w niej kochałem. Była sobą. Zawsze.
-Zakochałeś się - zaćwierkała wesoło, badając opuszką palca linię mojej szczęki. Była małą prowokatorką i nie raz jej uległem. 
-Nie da się ukryć, co? - poklepałem ją lekko po udzie i westchnąłem. - No co ja mogę? Jest piękna, zabawna i taka urocza. Najsłodsza jest kiedy marszczy brwi i zmienia się w małą zazdrośnicę. 
-O kogo jest zazdrosna? Bieber, już dajesz jej do tego powody? Niegrzeczny chłopiec.
-Jest zazdrosna o ciebie - parsknąłem śmiechem na widok zdezorientowanej miny Lily. Jak zawsze w takich sytuacjach uderzyła się z otwartej dłoni w czoło i pokręciła głową.
-Musisz mi ją przedstawić - stwierdziła wprost. - Chcę wiedzieć, jaką dupę teraz pieprzysz i co za laska ukradła mi tak zajebisty seks - westchnęła z przekąsem i nawet nie zdawała sobie sprawy, jak mocno podniosła moją samoocenę.
-Och, Boże, kocham cię, idiotko - zachichotałem i zacząłem łaskotać płaski brzuszek Lily, kiedy nagle do pokoju wbiegła Molly, mała córeczka mojej przyjaciółki.
-W co będziemy się bawić? - zapiszczała radośnie, podrzucając kremowego misia, trzymającego łapki złożone jak do modlitwy. - Tylko w coś, w co możemy bawić się też z mamą.
-Z mamą, powiadasz? - spojrzałem na młodą kobietę z cwanym uśmiechem. - Z twoją mamą możemy bawić się w pięćdziesiąt twarzy Biebera.
-Och, przestań - Lily rzuciła zamszową poduszką od kompletu z kanapą, trafiając w czubek mojej głowy. - Demoralizujesz mi dziecko.
Była słodką, rozpieszczoną księżniczką, ale oddałbym za nią własne życie. Tak samo jak za jej oczko w głowie, za małą Molly, którą traktowałem jak własną córeczkę. Zastępowały mi rodzinę i przez lata je obie nazywałem swoimi dziewczynami. Przez pewien okres czasu nawet pomieszkiwaliśmy razem i byłem bliski zakochania się w szatynce, ale w porę zrozumiałem, że między mną a Lily nigdy nie będzie silnego uczucia i zawsze zostaniemy na etapie przyjaźni.
-Molly, kochanie, idź pobawić się w pokoju. Muszę porozmawiać z twoją mamusią - uśmiechnąłem się do niej ciepło. Słuchała mnie jak ojca. W końcu, momentami  mówiła do mnie nawet tato.
Wtedy spojrzałem na Lily. Przestała być roześmiana, a kąciki jej ust opadły. Chociaż była szalona, nie zawsze miała powody do uśmiechu. Teraz, przed poważną rozmową, nie miała ich. Pogładziłem jej gładki policzek i tym gestem przelałem czarę goryczy. Dziewczyna objęła moją szyję ramionami i usiadła okrakiem na moich udach. Cóż mogłem zrobić, widząc zapłakaną, młodą kobietę? Przytuliłem ją mocno i zacząłem gładzić nagie plecy pod bluzką. 
-Boję się. Po prostu się boję. To wszystko się powtórzy, to powróci, zobaczysz - pociągnęła głośno nosem, więc sięgnąłem dłonią po paczkę chusteczek higienicznych i otarłem najpierw powieki Lily, a później nosek.
-Nikt cię nie skrzywdzi, malutka. Obiecuję ci to, słyszysz? - mocno objąłem jej twarz i rozkazałem, by spojrzała mi w oczy. - Nikt cię nie skrzywdzi.
-Przecież wiesz, jak to wszystko jest popieprzone. Boję się o siebie, boję się o Molly, ale najbardziej boję się o ciebie - zapłakała cicho w moje ramię, obejmując małymi rączkami mój kark. 
-Kot, patrz na mnie - mruknąłem do ucha dziewczyny, uderzając gorącym oddechem o jej wrażliwą skórę. - Nie na darmo byłem w wojsku i nie na darmo uczyłem się bronić, a przede wszystkim nie na darmo wpajali mi do głowy, że szacunek do kobiety stawia się ponad wszystko inne. Będziesz bezpieczna, Lily. Będziesz bezpieczna, bo ja nie pozwolę cię skrzywdzić, choćby miała być to ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu.


~*~


Końcówka może wprowadzić Was w lekką niepewność, chociaż Ci dociekliwi mogą znaleźć kilka ewentualnych rozwiązań :-)
Ps. Komentujcie i piszcie, co powinnam poprawić <3

13 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział :)))
    Ja jakoś wolę żeby Cindy była z Ryanem a nie z Justinem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ha i sie wyjasnilo!!!! nie podoba mi sie relacja justina i tej lali :( dodaj szybko

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie lubie Lily... ale uwielbiam Ryana ;)
    Rozdział świetny! Ja chce już następny... ;c
    Może jakoś wytrzymam ;)
    Kocham ;*** <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie podoba mi się ta Lily, przeczuwam że Justinowi coś się stanie :( Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudnee* .* życzę weny i z niecierpliwością czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta końcówka to daje dużo do myślenia. Czemu ja mam dziwne przeczucie, że chodzi o Zayn'a? Weny <3
    http://dark-sky-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny <3
    Końcówka jest dość tajemnicza :)
    Czekam na next :*
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże! Nie wiem już co mam myśleć! *.* Albo Zayn wróci i wszystko spierdoli albo Justin wybierze jednak Lily. Ja pierdziele. To w wojsku Justin się zmienił. Zrozumiał wszystko, mam rację? To opowiadanie jest takie skomplikowane, ale kocham je! Życzę weny! <3 ;***

    OdpowiedzUsuń
  9. No właśnie!!!!! Ja też myślę, że to o Zayna chodzi ;oo ale nie mam siły dzisiaj myśleć, więc się nie zagłębiam :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja pierdziu, niby ff o Justinie, ale wciąż bardzie shippuję Cyan (śmiesznie brzmi XD)
    No nie wiem dlaczego, ale Justin nie wydaje się być dość przekonujący i ta jego "zmiana".. Coś mi w tym wszystkim nie pasuje.
    Szkoda, że wcześniej nie wpajali Justinowi, że szacunek do kobiety stawia się ponad wszystko, bo wtedy Cindy nie musiałaby tyle cierpieć.
    A jeśli chodzi o Zayna to idk. Ja bym go tam zabiła i byłoby z głowy, lel. Najlepiej zabijmy wszystkich!!!
    To się nazywa nocna energia.
    school-loser-and-love-jb.blogspot.com
    Ps: Znowu jestem głodna xdd

    OdpowiedzUsuń
  11. kocham i czekam na następny :3 <3

    OdpowiedzUsuń