wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 10 - Take me to heaven...

Cindy

Trzymał moją dłoń pewnie, lecz delikatnie. Przykładał ją do ust, muskał wargami, całował z czułością i zerkał spod rzęs. Teraz, gdy wyszliśmy z małego, przytulnego pokoiku w motelu, miałam ochotę do niego wrócić, pchnąć Justina na kołdrę ułożoną w nieładzie i kochać się z nim tak, jak kilkanaście minut temu - delikatnie, z miłością, z czułością. Chciałam, aby znów objął ramiona moje ciało w tak pewny, silny sposób. Zmienił się w prawdziwego, dojrzałego i zdecydowanie doświadczonego mężczyznę, który wie, jak sprawić, aby kobieta przy nim czuła się jak prawdziwa księżniczka, jak najważniejsza osoba na świecie.
Zeszliśmy na parter po starych, drewnianych schodach, które skrzypiały nieprzyjemnie z każdym krokiem. Farba łuszczyła się na poręczy i odchodziła z niej płatami. Ściany również pozostawiały wiele do życzenia. Mdły kolor zlewał się ze słabym światłem z potłuczonych lamp. Mimo to zapamiętam mały motel odsunięty od głównej drogi do końca życia. To tutaj przeżyłam najlepsze popołudnie swojego życia, to tutaj przeżyję najlepszą noc i to tutaj przeżyję najlepszy poranek. Nie przeszkadzało mi ani słabo urządzone wnętrze, ani zły gust właściciela. Byłam tutaj z Justinem i nic innego nie miało znaczenia.
 -Czego się napijesz? - spytał z uśmiechem, całując mnie w skroń.
-Soku pomarańczowego - odparłam, głaszcząc jego policzek. Jeszcze nigdy nie byłam do tego stopnia zakochana.
Podeszliśmy do baru, przy którym zebrało się już kilkoro mieszkańców z okolicy. Również przy drewnianych stolikach siedziało kilku brodatych mężczyzn. Justin zamówił dla mnie szklankę soku pomarańczowego, a dla siebie whisky, którą zaczął sączyć powoli, małymi łykami. Nie krzywił się, gdy alkohol przepływał przez jego gardło. Przywykł do piekącego smaku, który u mnie w dalszym ciągu wywoływał grymas. Widząc, jak wpatruję się z niego bez wytchnienia, podał mi swoją szklankę z whisky, abym posmakowała bursztynowego alkoholu. Po jednym łyku stwierdziłam, że to nie moja bajka i wróciłam do powolnego sączenia pomarańczowego soku.
-I co mi powiesz, kochanie? - oparł się jednym łokciem o bar, a drugą dłoń wplątał w moje włosy. Zaczął zawijać między palcami długie, jasne kosmyki.
-Chciałam ci bardzo, bardzo, bardzo podziękować za to, co zrobiliśmy przed chwilą - stanęłam pomiędzy jego nogami i zarzuciłam ramiona na szyję mężczyzny. Otarłam policzek o jego zarost. Dodawał mu męskości i sprawiał, że Justin w moich oczach był jeszcze bardziej przystojny.
-Podobało ci się? - mruknął zadziornie, wsuwając dłoń w kieszeń moich jeansów na pośladku.
-Jeszcze pytasz? - prychnęłam, kreśląc nosem ścieżkę na linii jego szczęki. - Było mi tak cholernie dobrze. Najchętniej wróciłabym na górę i powtórzyła wszystko od nowa - zagryzłam między zębami wargę. Jego wargę. Smakował jak whisky, ale o dziwo tym razem podobał mi się ten smak. Jego smak.
Nagle od pobliskiego stolika wstało dwóch starszych mężczyzn. Obaj mieli gęste brody i pomarszczone twarze, ale wyglądali niezwykle sympatycznie. Odsunęłam się lekko od ukochanego, zauważając, że ruszyli w naszym kierunku. Stanęli po obu stronach Justina, który spojrzał na nich z lekko uniesionymi brwiami. Gdy widziałam ich z bliska, pasowali mi na starych motocyklistów, którzy nie raz czuli żar słońca i krople ulewy na wyniszczonych twarzach.
-Chodź do nas, chłoptasiu. Coś czuję, że jeszcze nie poznałeś życia i nie posłuchałeś wielu historii - jeden z dziadków chwycił Justina za ramię z uśmiechem, a ja zachichotałam na widok miny Justina.
-Ale ja właśnie - spojrzał na mnie wymownie. Liczył na moją pomoc, a ja potrafiłam jedynie chichotać.
-Spokojnie, jak kocha, nie ucieknie.
-A kocha bardzo - wtrąciłam, dotykając policzka Justina.
-Poza tym, dziewuszką zaraz się zajmą - skinął głową w kierunku starszych barmanek w kowbojskich spódnicach i grona ich przyjaciółek, plotkujących na każdy temat.
I zabrali ode mnie Justina, a ja mogłam jedynie ze śmiechem wpatrywać się w jego skwaszoną minę. Sama natomiast czekałam na towarzystwo, dopóki nie dosiadły się do mnie okoliczne babcie, jedne po pięćdziesiątce, inne pod siedemdziesiątkę. Zostaliśmy z Justinem brutalnie rozdzieleni, a mimo to nie potrafiłam przestać się uśmiechać. 
-I jak, pogodziłaś się ze swoim chłoptasiem? - spytała jednak z nich, kiedy wszystkie usiadły wokół stolika z lekko pokrzywionymi, drewnianymi nogami.
-Miała pani rację, poszło szybciej, niż się tego spodziewaliśmy - odparłam uprzejmie, duszkiem kończąc sok pomarańczowy.
-A nie mówiłam, dziecko? Powiedz chociaż, seks na zgodę był?
Rozmawiając wcześniej z Justinem, nie myliłam się ani odrobinę. W tym motelu nie było tematów tabu.
-Był, i to jaki - zaśmiałam się, odrzucając włosy na plecy.
Ukradkiem spojrzałam na Justina, któremu najstarsi mężczyźni co rusz dostawiali kieliszek z wódką. Czułam, że mi go upiją. W końcu nie miał tak mocnej głowy jak oni, a nie wypadało mu odmawiać.
-Doczekamy się jakiś szczegółów? 
-Chyba wolę zostawić je dla siebie - wzruszyłam lekko ramionami i ponownie wróciłam do wspomnień. W jego ramionach było mi tak dobrze. Zbyt dobrze, abym mogła o tym opowiadać i chwalić się grupce napalonych babek. Justin był mój. Tylko mój.
-Z tego twojego chłoptasia naprawdę dobra dupeczka.
Przysięgam, gdybym piła, zadławiłabym się sokiem. Czułam się niezręcznie, wiedząc, że pięćdziesięcioletnia kobitka ślini się na widok mojego... kochanka.
-Tylko to nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać - westchnęłam, a widząc zainteresowanie w ich oczach, kontynuowałam. - Justin jest moim byłym, który powrócił do mojego życia dopiero niedawno. Na co dzień żyję z narzeczonym, za dwa tygodnie biorę ślub, a dzisiaj tak naprawdę zrozumiałam, że nadal kocham Justina. Co więcej, zdradziłam swojego narzeczonego i nawet tego nie żałuję.
-Kochasz go? - tylko jedna z kobiet przerwała ciszę.
Skinęłam głową powoli, chociaż byłam pewna swoich słów jak niczego innego. Byłam w nim niezaprzeczalnie i nieodwołalnie zakochana.
-Bądź z tym, kogo kochasz. Inaczej będziesz żałować.


Justin

Grupa starych, motocyklowych wyjadaczy zasypywała mnie najbardziej nieprawdopodobnymi historiami ze swojego życia, a ja wciąż zerkałem w kierunku Cindy, opierającej się o stolik i sączącej powoli piwo z sokiem malinowym z kufla. Przez ponad godzinę wypiła jedynie połowę niewielkiej szklanki i nic nie wskazywało na to, aby miała dokończyć. Nie smakowało jej, widziałem to. Mi również coraz słabiej przepływały przez przełyk kolejne kieliszki wódki, które mnożyły się i mnożyły. Miałem dość. Chciałem jedynie objąć ramionami moją księżniczkę i przytulić ją do piersi.
Seks z nią był najlepszym w całym moim życiu, przysięgam. Miała piękne ciało i buzię anioła, którą mógłbym obsypywać milionami pocałunków. Gdybym mógł, nie wypuściłbym jej z łóżka. Nie chodziło mi o seks. Chciałem ją po prostu przytulać i nacieszyć się jej bliskością. Całować ją po szyi, dotykać jej szczupłych ramion. Boże, tak bardzo tego pragnąłem.
Zerknąłem na Cindy kolejny raz. Nasze spojrzenia spotkały się na moment. Dziewczyna dała mi bezgłośnie znać, abym wymknął się zza drewnianego stolika i uciekł z nią w jeden z bocznych korytarzy. Uśmiechnąłem się zadziornie, dopiłem do końca kieliszek wódki i gwałtownie odsunąłem krzesło, stając na równych nogach. Mężczyźni spojrzeli na mnie zza zamglonych powiek. Byli pijani. Ja również byłem, jednak nie do tego stopnia, abym nie mógł ustać na nogach.
-Panowie wybaczą, ale muszę się odlać - wybełkotałem, ruszając w stronę korytarza, w którym zniknęła Cindy. 
Podpierałem się ściany. Moje kolana uginały się mimowolnie, a mimo to brnąłem w przód, do Cindy, do mojego aniołka. Odbijałem się od ludzi. Miałem wrażenie, że razem z szatynką byliśmy tu najmłodsi. Cała reszta była grubo po pięćdziesiątce. Chciałem już ją dotknąć, chciałem pocałować. Boże, chciałem ją nawet wąchać, chowając twarz w jej włosach. Była... idealna. W każdym calu.
-Kici, kici, koteczku. Gdzie mi się ukryłaś? - wybełkotałem, łapiąc ją od tyłu w talii.
Nie byłem do tego stopnia pijany. Delikatnie podkoloryzowałem swoje samopoczucie, aby wzbudzić litość w oczach Cindy.
-Nie zamierzam się ukrywać, jestem twoja.
-Żałuję tylko, że nie mogę nazwać cię swoją dziewczyną. Nadal jesteś z Ryanem. To boli - wymamrotałem, całując ją po szyi. 
Posmutniała, a ja zarzucałem samemu sobie, że w porę nie ugryzłem się w język. Nie chciałem, aby była smutna. Nie przeze mnie.
-Ale nie rozmawiajmy teraz o tym. Kocham cię i chcę spędzić w tym motelu najpiękniejsze godziny swojego życia.
Bez trudu uniosłem jej ciało, trzymając dłonie pod udami. Szedłem z nią po schodach dość wolno, uważając przy każdym kroku. Jednocześnie nie czułem, aby na moich ramionach unosił się jakikolwiek ciężar. Była lekka jak piórko. Dotarłem pod drzwi pokoju bez zbędnych słów. Nie wiedziałem, czy Cindy chciała kochać się ze mną po raz kolejny, czy może wieczór wolała spędzić wtulona w moją klatkę piersiową, zamknięta w moich ramionach. Cokolwiek by to nie było, cieszyłem się, że będę z nią.
Jedną rękę trzymałem pod pupką Cindy, aby przytrzymać ją blisko swojego ciała. Zwyczajnie nie chciałem, aby oddaliła się choćby na parę centymetrów. Otworzyłem drzwi niewielkim, metalowym kluczem, a później zamknąłem je za nami nogą. W końcu byłem z moją rybką sam na sam. Mogłem tulić ją do piersi, mogłem bez ograniczeń całować jej zmarszczone czółko, a także pełne, malinowe wargi. Mogłem kłaść ją na łóżku, mogłem muskać jej dekolt. Mogłem ją pieścić, mogłem bez ograniczeń kochać i mogłem pokazywać jej własną szczerą miłość.
-Więc co chciałabyś teraz robić, cukiereczku? - położyłem dziewczynę na materacu, a sam oparłem się na łokciach po obu stronach jej głowy.
Patrzyła na mnie z niesamowitą łagodnością, dzięki której wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł najprawdziwszy dreszcz. Kusiła mnie samym spojrzeniem i tym zalotnym trzepotaniem rzęsami.
-Nie ważne co, ważne że z tobą - zaćwierkała, cmokając moją brodę i czubek nosa. - Ale w zasadzie mam ochotę na gorący prysznic. 
-Zapraszam księżniczkę do łazienki.
-Księżniczka sama nie pójdzie. Czeka, aż ktoś ją zaniesie - zaśpiewała z chichotem, wyciągając przed siebie ramiona.
Zbliżyłem się, a wtedy szatynka owinęła dłonie wokół mojego karku. Uniosłem ją z łatwością i wniosłem do łazienki, wyłożonej starymi kafelkami. W ubraniach postawiłem ją pod prysznicem, wchodząc zaraz za nią. Jeszcze nigdy nie byłem tak szczęśliwy. Nigdy.
-Justin, jesteśmy w ubraniach - zachichotała, chwytając materiał mojej koszulki. Ściągnęła ją gwałtownie przez głowę i musnęła moją nagą pierś.
-Czekam, aż mnie rozbierzesz - wymruczałem do jej ucha. 
Celowo nie zacząłem rozbierać Cindy.
Z przygryzioną wargą odpięła moje spodnie i przejechała dłonią po moim członku, który lekko napinał bokserki. Wystarczył jeden jej dotyk, aby nabrzmiał znacznie mocniej. Kiedy ściągnęła z moich bioder bieliznę, dotknęła całą dłonią mojego przyrodzenia. Była delikatna w każdym geście, w każdym słowie. Taka niewinna i bezbronna, jakby jeden podmuch wiatru mógł ją przewrócić.
-Tylko przypadkiem nie włączaj jeszcze... - przerwałem jej, odkręcając kurek z zimną wodą. - Wody! - dokończyła z piskiem i wybuchnęła głośnym śmiechem. - Znów będziesz mi suszyć ubrania!
-Mi to nie przeszkadza - zawtórowałem dziewczynie, z uczuciem całując jej czoło.
-Ale mi przeszkadza - mruknęła z przekąsem i założyła ramiona na piersi niczym mała dziewczynka, ubiegająca się o uwagę dorosłych.
-Też cię kocham, aniołku. Też cię kocham.
Rozebrałem ją do naga i wrzuciłem kompletnie przemoczone ubrania do starej umywalki. Namydliłem delikatne ciałko dziewczyny, dotykając jej piersi i nagich pośladków. Momentami marzyłem, aby zamknąć ją w silnym uścisku i nie wypuścić już nigdy, lecz szybko wracałem na ziemię, uświadamiając sobie, że Cindy za kilkanaście dni wychodzi za mąż i jeśli nie odwoła ślubu, nie zmieni swojej decyzji, nigdy nie będzie w pełni moja. Bałem się, że mimo wszystko zostanie z Ryanem. Kochała mnie, owszem, lecz jego kochała również. Zdradzało ją samo spojrzenie. Być może teraz nie czuła wyrzutów sumienia, ale po powrocie do Londynu uderzą w nią ze zdwojoną siłą, o ile już nie zaczęły uderzać.
-Masz zamiar wyjść za Ryana? - spytałem niespodziewanie, zagryzając wargę. Musiałem wiedzieć. Musiałem wiedzieć, czy mogę wiązać z Cindy większe, dalsze plany.
Szatynka spuściła głowę i zaczęła kreślić opuszką palca wąską linię wokół mojego pępka i wzdłuż napiętych mięśni brzucha. Czuła się źle, widziałem to. Próbowałem unieść dwoma palcami jej brodę, lecz ona za wszelką cenę unikała mojego wzroku. Bała się spojrzeć mi w oczy.
-Justin, nie zadawaj mi takich pytań, proszę - szepnęła, dotykając policzkiem mojego nagiego torsu. 
Kochałem ją, ale momentami nie rozumiałem. Musieliśmy o tym rozmawiać. Musieliśmy rozmawiać o tym co trudne i bolesne.
-Kotuś, wiesz, że musimy przez to przejść. Wiem, że go kochasz i zależy mi tylko na twoim szczęściu. Jeśli nawet te godziny, które spędzę z tobą teraz, w motelu, miałyby być ostatnimi spędzonymi z tobą chwilami, będę szczęśliwy, o ile ty będziesz naprawdę szczęśliwa, wychodząc za Ryana. O ile będziesz tego pewna, a przy ołtarzu nie zadrży ci głos.
-Jeszcze nie chcę o tym myśleć, przepraszam. Teraz chcę cieszyć się miłością do ciebie, niczym więcej. Więc proszę, kochaj się ze mną znów. Daj mi wszystko, czego potrzebuję i pozwól mi zapomnieć o Londynie, o Ryanie i o tym cholernym ślubie. Proszę, Justin.
Jej drżący głos działał na mnie niesamowicie silnie. Opłukałem nasze ciała chłodną wodą i uniosłem Cindy na wysokość bioder, aby zanieść ją do sypialni, położyć na środku łóżka i kochać się z nią delikatnie, z troską i miłością. Aby kochać się z nią tak, jak oboje pragnęliśmy.


Cindy

Budziłam się w objęciach ukochanego mężczyzny sprzed lat. Otwierałam oczy w objęciach mężczyzny, którego pokochałam na nowo. W ramionach mężczyzny, którego w zasadzie nigdy nie przestałam kochać. Zanim w ogóle przebudziłam się tego ranka, on głaskał moje włosy i zostawiał wśród nich pocałunki. Obudził się aż godzinę przede mną. Przez cały ten czas wpatrywał się we mnie bez wytchnienia. Kochał mnie. Kochał mnie tak, jak zawsze tego pragnęłam. Prawdziwie, szczerze, całym sercem.
-Jesteś taka śliczna, gdy śpisz - wyszeptał wprost do mojego ucha, rozprowadzając po ciele nad zwyczaj przyjemny dreszcz. - Moja mała, słodka kruszynka.
Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchiwałam się w równomierny rytm jego serduszka. Biło równo z moim i utrzymywało mnie przy życiu, przy szczęściu. Zapomniałam o wszystkim, co mi zrobił. To nieprawdopodobne, ale wybaczyłam mu. Miłość do tego stopnia potrafi zawrócić człowiekowi w głowie. Odbiera wszelkie zmysły, odbiera świadomość, odbiera zdolność racjonalnego spoglądania na świat.
Spod moich powiek uleciało kilka łez. Justin już nawet nie pytał, dlaczego znów płaczę. Po prostu otarł słone krople i wtulił moje nagie ciało w tors. Byłam na siebie wściekła, że pomimo ogromnego szczęścia wciąż się rozklejam. Nie mogłabym zwyczajnie uśmiechać się do Justina i cieszyć obecnością? Nie mogłabym pokazać mu, że jest dla mnie równie ważny co ja dla niego?
-Nie chcę wracać do Londynu - mruknęłam słodko, obejmując szatyna ramionami w pasie. Był tak ciepły i umięśniony. Był całym moim światem. - Nie chcę, ale muszę. Oboje musimy.
-A gdybym tak cię porwał i ukrył gdzieś w środku lasu, żeby mieć cię jedynie dla siebie? - spytał poważnie. Gdybym go nie znała, mogłabym zacząć się bać.
-A jeśli zaczną mnie szukać? Co im wtedy powiesz?
-Że kocham cię najmocniej pod słońcem i nie oddam cię za żadną cenę - wzruszył ramionami. Brzmiał cholernie szczerze i był w stanie wzruszyć mnie kilkoma słowami.
-Ty chyba naprawdę chcesz, abym cały czas przy tobie płakała. Lubisz moje łzy, Justin?
-Lubię zlizywać je z twoich warg - zachichotał i zrobił to, o czym wspomniał przed momentem. 
Ugryzł delikatnie moją dolną wargę i pociągnął ją. Wiedział, że sprowokuje mnie do zaatakowania jego ust namiętnym pocałunkiem. Przecież był moim słodkim kochaniem. Chciałam okazywać mu miłość dopóki mogłam, dopóki byliśmy sami.
-Jeśli teraz też będziemy się kochać, wyrobię normę za cały miesiąc - parsknęłam śmiechem, kiedy masował dużymi dłońmi pośladki. Cholera, sprawiał mi przyjemność nawet tym.
-Przy mnie wyrobisz? Jesteś tego pewna? - mruknął zadziornie. - I będziesz czekać na mnie do pierwszego, jak na pensję każdego miesiąca? - dodał z zalotnym uśmieszkiem, tworząc malinkę po boku mojej szyi.
Wróć. Tworząc malinką po boku mojej szyi.
TWORZĄC MALINKĘ PO BOKU MOJEJ SZYI.
-Idioto, zwariowałeś!? - pisnąłem, zrywając się z łóżka i z zawrotną prędkością wbiegając do łazienki, aby stanąć przed lustrem. 
Było już jednak za późno. Czerwony ślad połyskiwał na bladej skórze, mimowolnie przyciągając wzrok. W normalnych okolicznościach byłaby znakiem przynależności do Justina. Ja jednak byłam Ryana, a szatyn był jedynie kochankiem, którego musiałam ukrywać.
-Spokojnie, powiesz, że oparzyłaś się prostownicą czy innym, babskim gównem - mruknął z przekąsem, obejmując mnie od tyłu w talii. Złożył kilka kolejnych pocałunków,tym razem uważając, by nie zostawić malinki.
-Nie prostuję włosów - sapnęłam, próbując ułożyć kosmyki tak, aby przykryły zaczerwieniony ślad. Starałam się, trudziłam, lecz gorący oddech szatyna skutecznie dekoncentrował.
-Więc zakryjesz podkładem - wzruszył ramionami i westchnął głęboko z nutą irytacji.
Dla niego wszystko było takie proste. Był sam i nie zdradzał kobiety, którą kochał. Ja natomiast w obu byłam zakochana i przy boku obojga pragnęłam spędzić każdą minutę życia. Jednocześnie rozumiałam jego żal. Kochał mnie, więc nie chciał, abym wracała do innego mężczyzny, którego całuję, z którym sypiam, któremu poświęcam całą swoją uwagę.
-Przecież nie używam podkładu - wypuściłam z ust niezadowolony jęk, lecz Justin nie pozwolił mi dłużej narzekać.
Stanowczo chwycił moje biodra, przerzucając lekkie ciało przez ramię. Położył mnie na łóżku w sypialni, oparł się po obu stronach głowy i głęboko, bardzo głęboko, spojrzał w oczy.
-Cindy, kocham cię i chcę, żebyś była moja. Proszę, odejdź od Ryana. Przy nim się niszczysz. Chcesz być ze mną i oboje o tym wiemy. Uciekniemy stąd, zamieszkamy razem. Przecież nie jesteś już dzieckiem. Oboje jesteśmy dorośli i chyba nadszedł najwyższy czas, abyśmy jednoznacznie znali swoje potrzeby.
Przed laty nie mówił tak otwarcie o swoich pragnieniach i o ty, co go boli. Krył emocje wewnątrz i wyładowywał złość na mnie. Nie dość, że nauczył się delikatności, potrafił również szczerze rozmawiać.
-Chcę być twoja - szepnęłam, dotykając jego ust wargami. Nie połączyłam ich w namiętnym pocałunku. Lubiłam się z nim czasem podroczyć. - Ale wiesz dobrze, że między nami nic nie jest tak proste, jak mogłoby się wydawać. Kocham cię, kocham przebywać przy tobie, a twoje pocałunki doprowadzają mnie do szaleństwa, ale czy nie pomyślałeś choćby przez chwilę, że ja najzwyczajniej w świecie boję się kolejny raz obdarzyć cię zaufaniem?
Mężczyzna spojrzał na mnie w szoku. Nie spodziewał się, że poruszę temat naszej wspólnej, bolesnej przeszłości. Ja jednak nie zamierzałam kryć przed nim własnych lęków. Musiał pamiętać, że przed laty ogromnie mnie skrzywdził i kilka pieszczot nie zrekompensuje wylanych w poduszkę łez.
-Cindy - szepnął, dotykając dłonią mojego policzka.
Lekko odepchnęłam go od siebie, wciągnęłam spodnie i koszulę, a na koniec wsunęłam stopy w buty. Z potarganymi włosami wybiegłam z pokoju, aby czym prędzej wydostać się poza ściany motelu. Zdążyłam nawet ujrzeć piękno wschodzącego słońca. Pragnęłam w jego blasku wtulać się w ramię Justina, słysząc najpiękniejsze, czułe słowa wyszeptane do mojego ucha. Czy na pewno potrafiłam mu zaufać?
-Cindy, przecież wiesz, że cię nie skrzywdzę.
Zupełnie nie zdziwiła mnie obecność Justina, który dołączył do mnie po kilku minutach i zaczął iść ze mną ramię w ramię pośród gęstej, mokrej trawy sięgającej kolan. Przecież mnie kochał. Nie zostawiłby mnie samej, płaczącej. 
-Nie wiem tego, Justin. Teraz jesteś wspaniały, kochany, czuły, troskliwy i delikatny, ale skąd mam wiedzieć, czy jeśli znowu ci zaufam, nie zmienisz się w potwora sprzed lat? Nie mam tej pewności, Justin. Nie mam jej, a nie chcę kolejny raz pakować się w związek, który przynosiłby mi jedynie ból i cierpienie.
Zatrzymałam się na środku ogromnego pola, z dala od motelu, z dala od ludzi. Byłam tylko ja, zakochana i jednocześnie roztrzęsiona, był Justin, którego twarz obejmowałam niewielkimi dłońmi, i była nasza miłość, chora, zawiła, lecz szczera i prawdziwie piękna.
-Kocham cię najmocniej na świecie, ale nie wiem, czy mogę ci kolejny raz zaufać. Zmieniłeś moje życie w piekło, a teraz wracasz po kilku latach, pojawiasz się tak niespodziewanie i znów przywłaszczasz sobie moje serce, które swoją drogą pragnę oddać ci w najmniejszej części. Przeraża mnie to, jak cholernie mocno potrafiłam się w tobie zakochać. To boli, wiesz?
Justin nadal milczał. Przed laty napinałby już szczękę i byłby gotowy wymierzyć mi uderzenie w policzek za kilka niepotrzebnych słów. Ten Justin był jedynie smutny. Smutny i taki cichy. Było wręcz niemożliwym, aby podniósł na mnie rękę. Wiedziałam o tym, a jednocześnie nie potrafiłam mu bezgranicznie zaufać.
-Cindy, kochasz mnie? - spytał łagodnie i naparł na moje ciało. 
Przejął kontrolę na moim ciałem, kładąc mnie wśród bujno rosnącej trawy.
-Kocham, przecież o tym wiesz - odparłam, niemal pewna tego, co chce zrobić. Pragnął kolejny raz przenieść mnie do nieba i wiedział, że nie będę w stanie mu odmówić. Chciałam tego równie mocno.
-Więc pozwól mi sprawić, abyś już nigdy nie musiała się bać, abyś już nigdy nie bała się mnie - dokończył na wpół szeptem, dotykając szorstką dłonią mojej talii, a ustami rozedrganych warg.
I kochałam się z nim na środku polany, wśród gęstej, wilgotnej trawy. A później jeszcze raz. I kolejny.


~*~


Ile seksu w tym rozdziale, Justin i Cindy szaleją póki mogą hahaha ;D
Dziękuję Wam za 20 tysięcy wyświetleń <3

10 komentarzy:

  1. łooooo Cindy!:D myślę,że Justin się zmienił ale czemu?nie wiem mam nadzieje,że nie długo się wszystko wyjaśni:) rozdział wprost idealny +najlepsza pisarka najlepiej piszę:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Woow, Cindy i Justin szaleja ;D zeby sobie tylko dzieciaczka nie zrobili, bo to juz byloby trudno ukryc przed Ryanem xd
    Ciekawi mnie ktorego z nich wybierze Cindy, ale cos przeczuwal, ze raczej bedzie to Justin ;)
    Ciagle nie rozumiem co stoi za przemiana Biebera, przeciez tak wielkiej metamorfozy nie mogl przejsc sam z siebie, ale skoro mowisz, ze to wszystko bedzie mialo sens i masz na to dobry pomysl, to jedyne co moge to zaufac ci i czekac na kolejne rozdzialy, bo naprawde jak narazie nie moge znalezc zadnej teori wyjasniajacej jego zmiane :/

    Weny kochana i pisz jak najszybciej kolejny <33

    OdpowiedzUsuń
  3. ale erotycznie huehue :o cudny rozdzial ale boje sie justina tez troche mu nie ufam cos mi sie wydaje ze cos sie za tym kryje :(

    OdpowiedzUsuń
  4. ja sądzę, że on był w psychiatryku :d dobrze sądzę ? chyba nie, ale co tam ;o ten seks aż się wylewa z tego rozdziału, a Jus z tą malinką to przesadził, chyba chciał oznaczyć teren :P no i o co chodzi z tą przemianą? czy Cindy stanie przed ołtarzem? a jeśli tak, to czy powie tak? o co chodzi z tą małą i jej matką? i w końcu, czy z tego romansu przypadkiem nie będzie dzieci ? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. No to zaszaleli haha xd mam nadzieje ze Cindy zostanie z Jussem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow. Naprawdę szaleją
    http://dark-sky-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale oni są słodcy ❤️
    Jeju czekam na kolejny rozdział :)
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie kurde, Cindy nie moze wyjsc za Rayna. Musi byc z Justinem i kropka. Genialny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny <33
    Zapraszam na mój nowy blog
    http://my-life-sucks-ff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. To mi cholernie śmierdzi... jestem w trakcie nadrabiania rozdziałów, ale ten postanowiłam skomentować. Jestem chyba jedyną tu, sceptycznie podchodzącą do Justina. Zauważyłam, że seks jest jego sposobem, by przerwać niewygodny dla niego temat. Nie chce porozmawiać o tym, co było, ale przecież nie można wypierać się przeszłości, a bez omówienia jej nie mogą pójść do przodu. Cindy mimo wszystko jest cholernie naiwna, tak jak naiwna była przed laty, gdy Austin kazał jej trzymać się od niego z daleka.
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń