środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 6 - Liar, liar...

Mężczyzna ostrożnie wyciągnął przed siebie otwartą dłoń i spojrzał na Cindy łagodnie. Osiemnastolatka zaczęła żałować, że zatrzymała Justina i nie pozwoliła mu odejść, jednak niezidentyfikowana część jej ciała, część jej duszy, pragnęła ponownej obecności szatyna. Spojrzała spod rzęs na jego dużą, szorstką dłoń i przygryzła dolną wargę. Wahała się pomiędzy powrotem do klubu i nieudanego tańca w ramionach Ryana, a spacerem w blasku księżyca wraz z równomiernym biciem serca Justina, ukochanego sprzed lat.
-Nie bój się mnie, skoro sama zaproponowałaś spacer - zaśmiał się cicho. - Przecież nie zrobię ci krzywdy.
-Nie wiem, czy mogę ci ufać - wymamrotała, spinając mięśnie jeszcze bardziej, kiedy Justin do prawej dłoni dołączył lewą i stanął zaledwie pół kroku przed wystraszoną dziewczyną.
-Obiecuję ci, że możesz. Naprawdę możesz. Nie skrzywdzę cię. Z czasem zrozumiesz moje słowa, ale teraz jest jeszcze za wcześnie - gdy przyłożył dłonie do rozgrzanych policzków Cindy, ugięły się pod nią kolana. Jego cholerny dotyk przyprawiał dziewczynę o zawroty głowy.
Cindy nie chciała nawet wnikać w jego przesiąknięte tajemnicą słowa. Chciała mu jedynie wierzyć. Wierzyć, że się zmienił i wierzyć, że nie sprawi jej bólu po raz kolejny. Jego spojrzenie wywoływało u dziewczyny dreszcze. Chciała go dotknąć, musnąć opuszką palca, przytulić, pocałować. Chciała mu zaufać. Zaufać silniej niż przed laty i z każdego czynu mężczyzny czerpać pewność, że postąpiła słusznie, wchodząc po raz kolejny do tej samej, rwącej rzeki.
-Za rączkę z tobą iść nie będę - ostrzegła go z uśmiechem i wymownie zerknęła na jego wciąż otwarte dłonie.
Mężczyzna z ulgą odwzajemnił uśmiech i ruszył wolnym krokiem ramię w ramię z szatynką. Nie omieszkał zerknąć ukradkiem na jej długie, smukłe nogi w górnej partii kryjące się pod sukienką. Również na pełnych piersiach zawiesił wzrok. Był mężczyzną i nie zmieni tego strach w oczach Cindy ani jej dystans do szatyna. W każdym geście przejawiał jednak niebywałą delikatność i łagodność, której Cindy zabrakło przed laty. Dojrzał? Wydoroślał? A może w bólach i cierpieniach sprzedał duszę diabłu, zamieniając ją na dobre, ciepłe i kochające serce?
-Jeszcze zobaczymy - potarł wierzchem dłoni nagie ramię szatynki i zagryzł wargę między zębami.
Była niezaprzeczalnie piękną, młodą kobietą.
-W zasadzie gdzie my idziemy, Justin? - spytała, kiedy oddalili się od klubu na wystarczającą odległość, by uderzenia głośnej muzyki ucichły, a powietrze wypełniła wszechogarniająca cisza i spokój chłodnej nocy.
-Przed siebie, Cindy, przed siebie - westchnął głęboko, zanim wsunął dłoń w kieszeń spodni i wyciągnął z niej paczkę papierosów razem z czarną zapalniczką. - Może teraz dasz się skusić? - wyciągnął w kierunku dziewczyny nieduże opakowanie i czekał, aż wyjmie z paczki jednego papierosa.
-Nigdy tyle nie paliłeś. Chyba dałeś wciągnąć się w nałóg - mruknęła, chociaż tym razem nie odmówiła i chwyciła między palce odrobinę pozornego rozluźnienia.
-Ludzie się zmieniają, Cindy. Naprawdę się zmieniają - dziewczyna nie zdawała sobie sprawy, jak wiele znaczyło jedno ukradkowe spojrzenie szatyna. Zdoła przekonać się o tym dopiero z biegiem dni, tygodni, miesięcy.
Szli powoli, regularnie zaciągając się tytoniowym dymem. Niegdyś cisza pomiędzy nimi zdawała się trwać wiecznie i stawiała Cindy w bardzo niekomfortowej sytuacji. Teraz jednak, gdy czuła bijące od niego bezpieczeństwo, spokój i równowagę, mogła milczeć przez kolejne godziny, wsłuchując się w ciche kroki mężczyzny. Nie wiedziała, skąd u Justina tak niebywała zmiana. Nie wiedziała, skąd zmiana u niej. Czuła się jednak szczęśliwa. W ciągu tej krótkiej chwili naprawdę poczuła szczęście, które Justin ograniczał jej przed laty. 
-Nie jest ci zimno, skarbie? - mężczyzna wyrzucił niedopałek na chodnik i przydeptał go podeszwą, zanim spojrzał na Cindy z troską.
Z troską, a nie z brutalnością w oczach i agresją wymalowaną na twarzy.
-Dlaczego mówisz do mnie skarbie? - Cindy czuła ciepło na sercu na dźwięk każdego wśród czułych słów Justina, lecz jednocześnie uważała, że jej zachowanie nie jest w porządku w stosunku do Ryana. 
Pierwszy raz zaczęła dokonywać wyboru pomiędzy miłością a miłością.
-Ponieważ jesteś moim skarbem. Moim delikatnym aniołkiem, któremu ktoś w drodze z nieba na ziemię ukradł skrzydła. Moim kwiatkiem, który rozkwita z każdym dniem, kiedy tylko dostaje szansę. Moją najjaśniejszą gwiazdką na niebie, której blask dociera do samego serca. Mogę wymieniać dalej. Z pewnością nie zabraknie mi określeń, jakimi mogę nazywać twoją urodę, twoje ciało, twój dobry charakter.
Cindy gwałtownie wciągnęła powietrze. Chociaż odmieniony Justin dawał jej poczucie bezpieczeństwa, teraz naprawdę zaczęła się bać. Justin sprzed lat komplementem nazywał wzmiankę o piersiach bądź krągłych pośladkach. Nie pamiętała nawet, aby chociaż raz usłyszała od niego, że ma piękne oczy. Mężczyzna stojący przed nią był zupełnie inny. Romantyczny, troskliwy, kochający, ciepły, czuły i po prosu dobry. Czy to możliwe, aby z bezuczuciowego brutala zmienił się w najdelikatniejszego mężczyznę pod słońcem?
-Co się z tobą stało? - wyszeptała, przykładając drobne dłonie do policzków Justina z widocznym, lekkim zarostem. - Nie poznaję cię.
-Mówiłem ci, Cindy. Ludzie się zmieniają, czasami nawet nie do poznania. Wystarczy im jedynie zaufać i uwierzyć, że potrafili dokonać zmian.
Cindy czuła, że gdyby w ciągu kilku sekund nie opuściła dłoni, naparłaby z pasją na jedwabiście miękkie wargi Justina, które regularnie zwilżał krańcem języka. Jeszcze przed tygodniem uważała zdradę za ostateczne rozerwanie więzi łączących partnerów i była pewna, że nigdy nie zdradzi Ryana. Teraz jednak tę pewność straciła. Coraz bardziej ciągnęło ją do Justina i do jego nowej, odmienionej osobowości.
-Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, słoneczko - mężczyzna przesunął opuszką palca wzdłuż jej obojczyka do nagiego ramienia odkrytego spod narzuconej, skórzanej kurtki. - Nie jest ci zimno?
-Może odrobinkę - szepnęła, a wtedy szatyn przystanął, ściągnął nakrycie z ramion dziewczyny i złapał kurtkę w taki sposób, by Cindy mogła wsunąć w rękawy szczupłe ręce. - Dziękuję - mruknęła, przytulając policzek do środkowej części okrycia. Justin pachniał tak wspaniale, mimo że w używanych przez niego perfumach wyczuła obcą, nieznaną dotychczas nutę.
-Jak długo jesteś już z Ryanem? - spytał z ciekawości. 
Cindy nie wyczuła w jego głosie złości czy wyrzutów. Pytał tak, jakby był zwykłym starym znajomym z czasów szkolnych. Był spokojny, opanowany i coraz bardziej przerażał zdezorientowaną dziewczynę. Momentami wolałaby, aby stał przed nią stary Justin. Łatwiej byłoby jej zrezygnować z miłości do mężczyzny, natomiast kiedy zmienił się w człowieka, jakiego Cindy pragnęła całym sercem, nie miała pewności, czy nie ulegnie.
-Już pół roku. Za niespełna trzy tygodnie bierzemy ślub. Jestem z nim naprawdę szczęśliwa, Justin. Jest względem mnie dobry, opiekuńczy, troszczy się o mnie i po prostu jest, kiedy najbardziej go potrzebuję.
-Jest ci z nim lepiej niż ze mną? - spytał cicho, wsuwając obie dłonie w kieszenie spodni.
Cindy zamilkła i na moment przystanęła. Spuściła głowę wsłuchując się jedynie w szelest liści na drzewach i przyspieszone bicie serca Justina. Nie chciała go krzywdzić, a jednocześnie nie potrafiła kłamać. Jakiegokolwiek wyboru by nie dokonała, zrani osobę którą kocha.
-Ryan ma do mnie szacunek - stwierdziła krótko i pewnie. Nie kłamała. Ryan traktował ją jak księżniczkę, a Justin jak popychadło, mimo że oboje darzą ją miłością. Ich charaktery znacznie się różniły.
-Chodź za mną - objął dłoń dziewczyny palcami. - Nieopodal jest mały park, a jeśli znasz drogę, możesz dotrzeć nad niewielką rzekę. Chodź, pokażę ci ją.
-Mówiłeś, że jesteś w Londynie od bardzo niedawna i nie znasz dobrze miasta - Cindy zmarszczyła brwi, jednak ruszyła wzdłuż jednej z parkowych alejek z Justinem trzymającym jej dłoń. Dreszcze wstrząsające ciałem osiemnastolatki nie odpuszczały.
-Akurat to miejsce zdążyłem już odnaleźć - posłał jej pokrzepiający uśmiech, a w głębi duszy poczuł ukłucie.
Kłamstwo numer jeden.
Dziewczyna wiedziała, że po wielu minutach spędzonych sam na sam z Justinem nie będzie potrafiła bez wyrzutów spojrzeć Ryanowi w oczy i powiedzieć, że jest dla niej tym jedynym. Nie był. Jej pierwsza miłością była miłość do Justina i nie zmieniłby tego bez względu na wszystko. To jemu pierwszemu oddała swoje serce, to z miłości do niego zwariowała najbardziej. Przez długie miesiące każde z jej marzeń dotyczyło Justina, jego uśmiechu i łagodnego spojrzenia. Teraz wszystko zaczęło powracać, a Cindy czuła, że traci siły, aby odepchnąć od siebie miłość po raz kolejny. 
Justin skręcił z głównej alejki w jedną z bocznych ścieżek i pociągnął za sobą Cindy. Przeszli przez dość gęste krzaki na rozjaśnioną księżycem polanę, z niewielkim strumieniem po środku. Mężczyzna poprowadził ukochaną na drewnianą kładkę i usiadł na pomoście. Spojrzał na Cindy łagodnie i polecił jej, aby usiadła obok niego. Kiedy jej krągłe pośladki dotknęły drewnianych desek pomostu, Justin ponownie splątał jej palce ze swoimi i położył na swoich udach.
-Pięknie tu - wyszeptała zawstydzona jego delikatnymi gestami. Tęskniła za nimi, a teraz, kiedy miała Justina przy sobie, nie wiedziała, jak powinna się zachować. - Ale nie rozumiem, dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś.
-Chciałem z tobą porozmawiać, Cindy. Jeszcze raz na spokojnie porozmawiać. O tym, co nas łączyło i o tym, co nadal nas łączy. Wiesz, że musimy razem przez to przebrnąć, porozmawiać bez kłótni i nerwów. 
-Justin, do cholery, rozmawialiśmy już o tym. Jestem z Ryanem, kocham go, bierzemy ślub. Powinieneś o mnie zapomnieć i znaleźć sobie wspaniałą dziewczynę. Może do niej nabierzesz szacunku.
-Cindy - westchnął głęboko, przytulając dłoń do małego policzka dziewczyny. - Proszę, spójrz mi w oczy.
Osiemnastolatka nie chciała się zgodzić, jednak kiedy druga dłoń Justina również odwróciła jej głowę w jego stronę, uległa. Bała się, do czego doprowadzi przenikliwy wzrok mężczyzny. Bała się, że ich spotkanie nie skończy się jedynie na rozmowie. Czuła, że nie zna samej siebie i nie wie, do czego może doprowadzić jej ciało.
-Wiesz dobrze, że ja się nie poddam, że nie odpuszczę, że nie odejdę, dopóki nie pokażę ci, czego tak naprawdę chcesz. Jesteś niezdecydowana, Cindy. Widzę, jak patrzysz na Ryana, ale widzę również, w jaki sposób patrzysz na mnie. Nie widzisz we mnie wroga, nie boisz się mnie. Chcesz się do mnie zbliżyć, chcesz poznać mnie na nowo. Pragnę tego samego, Cindy. Pragnę twojego szczęścia.
Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że w ciągu niespełna trzech lat Justin zmienił się do tego stopnia. Jej dawnego ukochanego przypominał jedynie w kwestii wyglądu. Charakter nawet w najmniejszym stopniu nie pasował do jego dawnego usposobienia. Ulegała mu po każdym czułym słowie i wie, że jeśli nie zamknie się w domu pod kluczem, w końcu wpadnie w sidła dawnej miłości.
-Po prostu odpuść, Justin. To nie ma sensu. Ja z tobą nie będę. Kocham Ryana i nie zamierzam go zostawiać.
-Kochanie, przypomnij sobie wszystkie piękne chwile między nami. Przypomnij sobie momenty, w których byłaś naprawdę szczęśliwa. Wróć do tego myślami, proszę.
-Justin, przestań mieszać mi w głowie. Przestań zmieniać moje... - przerwała gwałtownie, kiedy naparł wargami na jej pełne, malinowe usta. 
Popchnął ją delikatnie na pomost, podparł się dłońmi na deskach po obu stronach jej głowy i naparł na jej kruche ciało. Zamknął ją w pułapce własnych ramion. Spod powieki Cindy momentalnie wypłynęła łza i chociaż nie odwzajemniała delikatnego pocałunku, nie potrafiła go również przerwać. Już teraz czuła się jak po zdradzie, zwłaszcza że było jej tak dobrze. Całował zupełnie inaczej niż przed laty. Dojrzalej, delikatniej, z miłością a nie samym pożądaniem.
-Justin, przestań - wychlipała, zaciskając w dłoniach jego koszulkę. - Przestań, mam narzeczonego! - pisnęła, wymierzając mężczyźnie lekkie uderzenie w policzek. Nie chciała go skrzywdzić, a jedynie otrzeźwić.
-Nie odepchnęłaś mnie od razu - uśmiechnął się delikatnie z wyższością.
-Tylko dlatego, że byłam w szoku! - wyrzuciła w powietrze ręce, uniosła się do pozycji siedzącej i poprawiła materiał sukienki. - Ten spacer nie był dobrym pomysłem. Powinnam od razu wrócić do klubu, do SWOJEGO CHŁOPAKA - podkreśliła, nie kryjąc zirytowania zachowaniem Justina. Nie potrafił zrozumieć, że Cindy nie jest już jego. Nie potrafił się z tym pogodzić.
-Więc dlaczego sama zaproponowałaś mi spacer? - zaśmiał się, zakładając niesforny kosmyk jej włosów za ucho. 
-Bo - zawahała się i przez następne sekundy szukała odpowiedniej, wiarygodnej wymówki. 
-Bo, bo, bo? - Justin znów pogładził jej policzki. Nie dał się zwieść. Znał ją. - Skarbie, nie zaprzeczaj samej sobie. 
Cindy przegrała i poddała się z głośnym westchnieniem. Podniosła się z drewnianych desek pomostu i lekko otrzepała sukienkę. Spojrzała przelotnie na Justina i nie wiedziała, czy powinna na niego czekać, czy może wrócić na parkową alejkę samotnie.
-Myślę, że jeszcze w tym miejscu została odrobina kurzu - Justin ostrożnie położył dłoń na lewym pośladku Cindy i otrzepał sukienkę.
-Och, nie zapominaj się - zaśmiała się cicho. Musiała nabrać do wszystkiego dystansu i przyzwyczaić się do myśli, że Justin powrócił do jej życia na stałe.
-Cindy, chcę żebyś wiedziała, że nie jestem tutaj, aby zniszczyć twój związek. Obiecuję, że dam ci tle czasu, ile tylko będziesz potrzebowała. Nie będę na ciebie naciskał, nie będę próbował żadnych sztuczek. Chcę, abyś sama dokonała wyboru - powiedział z powagą, gdy wyszli na ulicę i z oddali dochodziły do nich światła klubu. - A teraz chodź podbijać imprezę. Jestem pewien, że bez nas to nie to samo.
Cindy zaśmiała się i przeszła przez bramkę w klubie przed Justinem. Wyczuła w powietrzu alkohol zmieszany z potem, jednak ta niedługa rozmowa z Justinem znacznie podniosła ją na duchu i uspokoiła. Miała ochotę bawić się i szaleć na parkiecie. Justin w przeciwieństwie do Ryana naprawdę dobrze tańczył.
-Cindy, wszystko w porządku? Justin powiedział, że gorzej się poczułaś - dziewczynę natychmiast zaatakował zaniepokojony głos Ryana.
Spojrzała na niego z uśmiechem i przytaknęła głową.
-Spokojnie, po prostu zrobiło mi się słabo. To pewnie przez tę muzykę.
-A może zasłabłaś przez małego dzieciaczka kryjącego się w brzuszku, hmm? - zaćwierkał, głaszcząc dłonią materiał sukienki dziewczyny w okolicach pępka.
-Ryan, przestań! - pisnęła ze śmiechem i odsunęła od siebie dłonie Ryana. - Wybacz, ale teraz idę potańczyć z Justinem, bo ty poruszasz się jak prawdziwa pokraka - na sam koniec wysunęła w stronę rozbawionego Ryana język i odeszła, zaczynając w ramionach Justina poruszać się w rytm muzyki.
Mężczyzna objął dłońmi jej biodra i dał się ponieść emocjom. Wykorzystywał każdą chwilę, w której Cindy pozwalała mu się zbliżyć. Przy niej jego serce rozkwitało jak róża pozostawiona w wodzie, na słońcu. Musnął czubkiem nosa jej szyję i zaciągnął się zapachem. Pragnął jej w każdym znaczeniu tego słowa, lecz potrafił zachować samokontrolę i powstrzymywać się przed pragnieniami serca i ciała. Teraz trzymał ją w ramionach i delikatnie poruszał jej biodrami. Był szczęśliwy.
Nagle poczuł w kieszeni spodni wibracje dzwoniącego telefonu. Wyjął go niechętnie, nie przestając kołysać się w rytm muzyki, jednak gdy ujrzał imię dzwoniącego, jego mięśnie spięły się boleśnie, a ochota na szaleństwa na parkiecie momentalnie przeszła. Pozostał jedynie stres napierający na każdy skrawek jego ciała.
-Muszę odebrać, Cindy, przepraszam - szepnął dziewczynie do ucha, po czym pospiesznie wyszedł poza klub.
Cindy obserwowała z wnętrza, jak gestykuluje rękoma i wyraźnie podnosi głos. Kłócił się z rozmówcą, chcąc jak najszybciej zakończyć niewygodną rozmowę. Osiemnastolatka chciała podsłuchać chociaż kilku słów Justina, jednak nie miała odwagi podejść bliżej i ukryć się za jednym z filarów. Mogła jedynie patrzeć na szatyna ze zdenerwowaniem ciągnącego za końcówki włosów. Znów wyjął z kieszeni papierosa i zaczął zaciągać się nim pospiesznie. Zawsze reagował w ten sposób na stres.
Zakończył rozmowę szybko, wrócił do klubu, minął Cindy i złapał skórzaną kurtkę, którą dziewczyna pozostawiła na obrotowym stołku. Szatynka w ostatniej chwili chwyciła jego spięte ramię i zatrzymała w pół kroku.
-Przepraszam cię, Cindy, muszę już iść - wymamrotał pospiesznie, przebiegając palcami po włosach.
-Justin, co się stało? Jesteś bardzo zdenerwowany.
-Spokojnie, skarbie. Wszystko jest w porządku.
Kłamstwo numer dwa.
I wyszedł z klubu, zostawiając na środku parkietu zdezorientowaną Cindy, zagubioną we własnych uczuciach.


~*~


Wpadłam na całkiem dobry pomysł dotyczący tego ff i powoli zaczynam wprowadzać go w życie. Powiem jedno - namieszam ^^
A drugą sprawą jest oczywiście bohaterka. W ciągu tygodnia wymyślałam ich chyba z pięć i do każdej musiałam robić szablon, ale w końcu zdecydowałam się na jedną, ostateczną już. Jej zdjęcie zostało dodane do zakładki bohaterowie, zmieniłam szablon (który swoją drogą bardzo mi się podoba), ale również tutaj dodaję jej zdjęcie :)





11 komentarzy:

  1. pierwsza bitches !!! <3 cudy rozdzial <3 justin taki inny :) podejrzewam ze zayn dzwonil :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Asdfghhljdh dobrze, że Justin nie chce zniszczyć związku Cindy i Rayana, ale czekam aż namieszasz :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Jezu...co sie dzieje..kto dzwonil do justona? .oze ten jej glupi brat? Moze justin ma za zadanie zaciagnac ja tam spowroten? Boze nwm ale boje sie! Czekam nn :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! ;) A bohaterka super ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział <33 myślę że.do Justin dzwonił Zayn czekam nn :)) moment-destorys-everything.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  6. Genialny! Nie wiem czemu, ale czuję, że że ten telefon mógłbyc od Zayna. Nie wiem czemu. Aż się boje dalszych wydarzeń xd.

    OdpowiedzUsuń
  7. szablon jest śliczny, a rozdział super, mam mieszane uczucia, co do Biebera, ale wszystko się okaże, prawda ? :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Brak słów :*
    http:// wait-for-you -1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. N I E S A M O W I TY.
    Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć i napisać. Kocham to opowiadanie i mam nadzieje, że Cindy nie zakocha się znowu po uszy w Justinie. Mam złe przeczucia względem niego. Nie jestem w stanie uwierzyć, że Bieber w tym opowiadaniu, byłby w stanie się zmienić. Mam nadzieje, że wszystko będzie dobrze, a ślub Ryana i Cindy się odbędzie. Niesamowity szablon, podobnie, jak ładna główna bohaterka. Życzę weny i czekam na next. KC. :****

    OdpowiedzUsuń
  10. geniaalny rozdział <3 i idealnie dopasowana dziewczyna do opowiadania :) zachęcasz mnie do pisania samej opowiadania jesteś moją idolką <3 + znalazłam teledysk justina ten nowy na jakimś kanale chcesz zobaczyć?:O

    OdpowiedzUsuń