Cindy, otulona ciepłym, puchowym ręcznikiem, stanęła przed otwartą na oścież szafą i wsparła rękę na biodrze. Przeglądała każdy z pojedynczych wieszaków w poszukiwaniu odpowiedniej sukienki, bez ramiączek, kończącej się przy połowie uda. Nie chciała wyglądać jak większość prowokatorek w klubie. Zakładała dopasowaną sukienkę jedynie dla chłopaka, który, widząc materiał opięty na jej szczupłym ciele, przejeżdżał dłonią od ramienia po biodro szatynki, uśmiechał się delikatnie i muskał z miłością jej czoło.
Osiemnastolatka obawiała się dzisiejszej imprezy, mimo że od kilku miesięcy podobały jej się wyjścia ze znajomymi, zakrapiane alkoholem i głośną muzyką. Miała świadomość, że nie będzie mogła swobodnie poddać się sympatycznej atmosferze w gronie przyjaciół. Już teraz czuła na plecach wzrok Justina. Czuła jego oddech. Czuła samą obecność, która przerażała ją bardziej, niż perspektywa spędzonych z nim godzin. Nie bała się wielokrotnie użytej przez niego przemocy. Miała jedynie obawy, że jego nagły powrót wywróci jej życie do góry nogami i pomiesza uczucia w jej sercu, które w dalszym ciągu nie odnalazło stabilnej pozycji.
Cindy puściła ręcznik, pozwalając mu bezszelestnie opaść na podłogę przy bosych stopach. Wyjęła z górnej szuflady bieliznę, a z wieszaka zsunęła granatową, koronkową sukienkę bez ramiączek, jak wcześniej planowała. Zanim jednak materiał przykrył jej nagie ciało, poczuła na biodrze dużą, męską i lekko szorstką dłoń. Nawet nie drgnęła. Nie krępowała się przy Ryanie, nie wstydziła się nagości. Wiedziała, że nie skrzywdziłby jej nawet nieświadomie. Obchodził się z dziewczyną, jak z wyjątkowo kruchym jajkiem i uważał nawet na najczulszy dotyk, który mogłaby odebrać w niejednoznaczny sposób. Kochał ją i szanował ponad własne życie, a jej krzywda byłaby osobistym ciosem prosto w serce Ryana.
-Wyglądasz przepięknie w każdej sukience, ale najbardziej podobasz mi się tak, jak stworzył cię Bóg, kochanie - chłopak musnął nagie ramię Cindy i objął dziewczynę w pasie.
-Ale nago na imprezę nie pójdę - zachichotała cicho, na moment opierając głowę o silny bark narzeczonego.
Czuła się przy nim jak prawdziwa, doceniona, młoda kobieta. Jak księżniczka, na której książe skupia całą uwagę.
-Połowa klubu umarłaby z wrażenia - mężczyzna zawtórował narzeczonej i mocniej przytulił jej ciało.
Kiedy schował twarz w zagłębieniu jej gładkiej szyi i zaciągnął się olśniewającym zapachem, ugięły się pod nim kolana. Była jego ideałem, choć pozornie ideałów nie ma. On jednak znalazł bratnią duszę, która była dla niego więcej, niż wodą, tlenem i pożywieniem. Stanowiła nieodłączną cząstkę jego serca.
-Kochanie, nie masz nic przeciwko, że zaprosiłem Justina, prawda? Wydaje się być naprawdę w porządku facetem.
Sam dźwięk jego imienia rozprowadził po skórze szatynki dreszcze. Nienawidziła reakcji swojego ciała na najmniejszą wzmiankę o Justinie, lecz każdy objaw jedynie utwierdzał ją w przekonaniu, że nigdy nie był dla niej obojętny. Nawet wtedy, gdy wmawiała samej sobie, że zapomniała o każdej emocji, łączącej ją z szatynem. W dalszym ciągu była zbyt słaba, aby wyrzucić go se swojego serca, z życia i przede wszystkim z pamięci.
-Oczywiście, że nie mam nic przeciwko - mruknęła cicho, aby najmniejsze zawahanie w jej głosie było ledwo słyszalne.
Udało jej się. Ryan znów nie wyczuł niczego niepokojącego.
-Powiem ci szczerze, że cieszę się, że zostanie naszym sąsiadem. Mam dość tych wszystkich starych bab, zatruwających nam życie samym spojrzeniem. Przyda się w bloku ktoś młody, z kim będzie można utrzymywać bliższe, może nawet przyjacielskie relacje. Nie podobał mi się jedynie sposób, w jaki na ciebie patrzył. Musiałaś wpaść mu w oko, ale czemu ja się dziwię? Sam od wielu miesięcy wpatruję się w ciebie jak w obrazek.
Cindy jedynie zaśmiała się cicho i nienaturalnie. Nie zamierzała znów powracać do tematu Justina. Nie chciała o nim słyszeć. Nie chciała, aby Ryan regularnie wymawiał jego imię. Nie chciała także, aby zbliżył się do niego i nawiązał przyjacielskie relacje. Pewnego dnia cała prawda wyjdzie na jaw, a wtedy Ryan zostałby skrzywdzony podwójnie - zarówno przez narzeczoną, lecz także przez przyjaciela.
Ryan wyszedł z sypialni, a Cindy w samej bieliźnie opadła ciężko na łóżko, dając upust głośnemu westchnieniu. Próbowała powstrzymać w sobie myśli o Justinie, lecz jak na złość sprowadzały się wyłącznie do jego karmelowych, ciepłych oczu, pełnych, malinowych warg i głosu, zachrypniętego, męskiego, umiejętnie rozpraszającego zagubioną Cindy.
-Bieber, jeszcze nic nie zrobiłeś, a już rozpieprzasz mnie psychicznie - wyszeptała, przecierając twarz dłońmi.
Wiedziała jedno. Musiała być silna i pomimo wszelkich trudności brnąć przez życie z uniesioną głową.
Ubrała skromną, dopasowaną sukienkę, poprawiła biust, aby nienagannie ułożył się pod koronkowym materiałem, a na koniec kilkukrotnie przejechała szczotką po włosach. Nie malowała się mocno i wyzywająco. Podkreśliła jedynie rzęsy tuszem, a na usta nałożyła owocowy błyszczyk, którego zapach i smak za każdym razem przyciągał Ryana do długiego, pełnego namiętności pocałunku. Chociaż od szpilek niemiłosiernie bolały ją stopy, dzisiejszego wieczoru postanowiła ubrać buty na wysokim obcasie, wysmuklające delikatnie opalone nogi Cindy.
-Jezus Maria, musisz mi to robić, kicia? - Ryan jęknął przez zaciśnięte wargi, kiedy Cindy przeszła przez próg sypialni i stanęła między nogami narzeczonego, siedzącego na skórzanym fotelu.
Mimowolnie uniósł dłoń i dotknął opuszkami palców gładkiego uda dziewczyny.
-Muszę, bo bardzo cię kocham, Ryan, mój słodki misiu - zaćwierkała, nachyliła się i musnęła jego czoło, jak przed momentem on.
-Na całowanie będzie czas po powrocie. Jeśli teraz zaczniesz swoje sztuczki, obawiam się, że nie dam rady iść na żadną imprezę - westchnął głośno i wstał z fotela.
Ułożywszy dłoń w dole pleców Cindy, skierował ją do wyjścia z mieszkania. Sam chwycił jeszcze klucze i po zamknięciu drzwi upchnął je do najgłębszej kieszeni w spodniach. Zawsze przepuszczał Cindy pierwszą. Z jednej strony wykazywał się przed nią dobrym wychowaniem, natomiast z drugiej lubił zawiesić wzrok na jej zgrabnej pupie. Również teraz zerknął na krągłe pośladki narzeczonej i uniósł jeden kącik ust w nikłym uśmiechu, przebiegając palcami po włosach, a językiem po wardze.
***
Cindy przekroczyła próg klubu z narastająca w sercu niepewnością. Starała się nie ukazywać zdenerwowania, lecz wewnątrz cała drżała. Jedynie obecność Ryana podnosiła ją na duchu. Nie odważyła się puścić jego dłoni. Nie odważyła się oddalić, w obawie, że niespodziewanie trafi na brązowookiego szatyna, na którego widok jej serce zaczynało kołatać.
Ujrzała Justina przy barze. Siedział w towarzystwie ich znajomych, sączył drinka i flirtował ze znajomą Ryana ze studiów, Cindy miała cichą nadzieję, że nie spuści z nowej znajomej wzroku przez resztę wieczoru. Niestety, wystarczyło aby zbliżyli się z Ryanem do baru, a szatyn obdarzył ją spojrzeniem pełnym ciepła, troski i szczerej miłości.
-Widzę, Justin, że zdążyłeś już wszystkich poznać - Ryan klepnął szatyna w plecy i przywołał gestem dłoni barmana.
-Jestem towarzyski chłopak, więc z zawieraniem nowych znajomości nie mam najmniejszych problemów - posłał Ryanowi krótki uśmiech, lecz po chwili pospiesznie przeniósł wzrok na Cindy.
To ona była jego księżniczką. To w jej delikatną buzię chciał wpatrywać się długimi godzinami. To ona była oczkiem w jego głowie. To ją kochał ponad życie.
Cindy usiadła na wysokim stołku przy barze i założyła prawą nogę na lewą. Zaczęła mieszać słomką drinka w szklance i sączyć go powoli. Miała ogromną ochotę upić się i zapomnieć o Justinie, który niespodziewanie wtargnął w jej życie uczuciowe i towarzyskie. Bała się jedynie, że kiedy procenty zmieszają się z jej krwią, sprowokują wiele niebezpiecznych słów i zachowań. Ludzie pijani mówią prawdę, a prawda leżała po stronie Justina, który w dalszym ciągu stanowił obiekt westchnień Cindy.
-Pięknie wyglądasz, słoneczko - szepnął do ucha dziewczyny i odgarnął jej gęste włosy na plecy.
-Dziękuję - mruknęła krótko, lecz nie odważyła się nawiązać z mężczyzną kontaktu wzrokowego. Zwyczajnie bała się, że jego smutny wzrok na nowo rozbudziłby w niej wszystkie skrywane uczucia i emocje, z którymi walczyła od dwóch dni.
-Jesteś moim ideałem, Cindy, wiesz? - delikatnie opuścił dłoń na jej nagie udo i potarł ciepło, przysuwając się bliżej dziewczyny.
-Ideały nie istnieją, wiesz? A na świecie są tysiące, jak nie miliony ładniejszych ode mnie dziewczyn, dlatego myślę, że skoro ja jestem już zajęta, możesz odpieprzyć się ode mnie i szukać szczęścia gdzie indziej.
-Jesteś moja, Cindy. Wiesz o tym, prawda? - spojrzał na nią w sposób tak nieokreślony, że po plecach szatynki przebiegło stado nieprzyjemnych dreszczy.
Justin nie był ani szczęśliwy, ani smutny, jednak jego spojrzenie wyrażało niezbadaną głębię, w którą Cindy zatopiła się moment po odwróceniu w jego stronę wzroku. Znów chciała płakać w bezsilności i bezradności. Gdziekolwiek nie pójdzie, podąży za nią Justina. Czegokolwiek nie zrobi, on nie przeoczy żadnego z jej gestów. Była wolnym człowiekiem, a mimo to wciąż czuła się kontrolowana.
Cindy gwałtownie odwróciła głowę i zaczęła wpatrywać się w Ryana, szalejącego na parkiecie ze znajomą ze studiów. Zaśmiała się cicho, widząc jego mało płynne ruchy. Nie był dobrym tancerzem i nigdy tego nie ukrywał, dlatego gdy Cindy miała ochotę przez pół wieczoru podbijać parkiet, on pasował, siadał na barowym stołku i pozwalał jej wyszukać partnera wśród mężczyzn z klubu. Miał do niej pełne zaufanie i nie bał się, że para dłoni obcego faceta sprowokuje Cindy do zdrady. Był pewien jej miłości. Każdego dnia otrzymywał od niej potwierdzenie w postaci czułego uśmiechu, pocałunku na dzień dobry bądź pieszczot po zachodzie słońca.
-A wy co tak siedzicie, jakby wam tyłki do krzeseł przymarzły? - rzucił spocony i zdyszany, gdy po przetańczeniu jednej z szybszych piosenek wrócił do baru i oparł się z jednej strony o ramię Justina, a z drugiej o ramię Cindy. - Wynocha na parkiet, ale już! - dodał ze śmiechem, kończąc jednym porządnym łykiem drinka narzeczonej.
Cindy spojrzała na Justina i tym razem nie kryła przerażenia. Mężczyzna natomiast uśmiechnął się subtelnie, wstał z wysokiego stołka i wyciągnął przed siebie dłoń. Każdy mięsień w ciele osiemnastolatki zesztywniał, aby po chwili pokryć się ledwo wyczuwalnym dreszczem.
-No już, kochanie. Wiesz, że nie mam nic przeciwko.
Ryan nieświadomie rzucał narzeczoną w otchłań strachu i niepewności. Najchętniej trzymałaby się jak najdalej Justina i jego paraliżującego wzroku. Teraz natomiast musiała wyciągnąć rękę i subtelnie położyć dłoń na dużej dłoni szatyna. Spodziewała się, że po pierwszym zetknięciu z jego skórą dozna wstrząsu. Nie podejrzewała jednak, że będzie tak silny i... przyjemny.
-Mogę panią prosić do tańca? - wymruczał nisko i gardłowo, delikatnie zamykając małą rączkę ukochanej w swoich męskich i silnych dłoniach.
Cindy niemrawo skinęła głową i zsunęła się ze stołka. Nie potrafiła postawić się Justinowi, gdy tuż obok siedział Ryan i uważnie obserwował każdy jej ruch. Z całego serca pragnęła ukazywać w ruchach naturalność i brak skrępowania. Tymczasem miała wrażenie, że z każdym krokiem jej kolana trzęsły się coraz bardziej, a na prostych nogach utrzymywała się jedynie dzięki dłoni Justina. Niestety, gdy szatyn przeniósł ją na dolną partię pleców osiemnastolatki, musiała przygryźć dolną wargę. Jeszcze nigdy żaden dotyk nie działał na nią tak silnie. Zdobywała kolejny dowód, że kocha Justina nieprzerwanie od kilku lat, a każdy dzień jedynie nasilał miłość i burzę pozostałych uczuć.
Na nieszczęście Cindy, z głośników zaczęła płynąć spokojna, powolna piosenka, z zabarwieniem romantycznym. Osiemnastolatka poczuła nagły przypływ emocji, które muzyka rozprowadziła po całym jej ciele. Na moment zastygła, gdy jedna z dużych dłoni Justina przytuliła się do jej biodra, a klatka piersiowa dotknęła biustu dziewczyny. Był blisko niej. Zdecydowanie zbyt blisko, aby Cindy mogła czuć się swobodnie.
-Rozluźnij się, kochanie - szepnął jej do ucha i zaczał delikatnie kołysać jej biodrami, na których delikatnie zaciskał dłonie.
-Nie mów do mnie kochanie - odparła, choć pragnęła podobnych czułych słów z jego ust więcej i więcej. Pragnęła, aby okazał jej miłość, o której mówił od wczoraj. Wiedziała jednak, że im dłużej pozwala mu na bliskość, że im dłużej był obok, tym trudniej będzie jej zapanować nad własnym sercem.
Cindy przymknęła oczy, czując silny zapach perfum Justina i ciepło jego ciała. Trzymał ją mocno i stanowczo, a ona z każdą przetańczoną minutą czuła się coraz słabsza psychicznie i fizycznie również. Justin podtrzymywał ją w pozycji stojącej, lecz kiedy sam zobaczył, że Cindy coraz słabiej utrzymuje się na prostych nogach, delikatnie ujął jej dłonie i położył na swoim karku. Nie wiedział, że z każdym czułym gestem odbierał jej zdolność racjonalnego myślenia. Cindy nie potrafiła dłużej opierać się emocjom i delikatnie oparła czoło na ramieniu szatyna. Był jej tak bliski, a zarazem daleki.
-Kocham cię, Cindy, mój mały aniołku - wyszeptał do ucha osiemnastolatki i kilka razy musnął z czułością jej szyję, tworząc ścieżkę mokrych pocałunków.
Dziewczyna wiedziała, że w każdej chwili jej oczy mogą pokryć się łzami. Słowa szatyna przelały czarę goryczy i sprowokowały kilka słonych kropel, spływających w dół policzków. Pierwsze wytarła w czarną koszulę Justina, lecz kolejnych nie potrafiła już wstrzymywać.
Gwałtownie odsunęła się od mężczyzny i wybiegła z klubu na świeże, nocne, chłodne powietrze. Justin natomiast w pierwszym momencie spojrzał na smukłą, oddalającą się postać ukochanej, a po chwili wrócił do baru, aby zdjąć z wysokiego stołka skórzaną kurtkę.
-Co się stało Cindy? - Ryan spytał z przejęciem, zatrzymując Justina w pół kroku. Gdy zobaczył, jak osiemnastolatka pospiesznie wychodzi z klubu, jego serce ścisnęło się boleśnie.
-Źle się poczuła, potrzebowała świeżego powietrza. Wyjdę z nią na chwile, żeby pooddychała głęboko - szatyn posłał rywalowi sztuczny uśmiech. Nie chciał, aby Ryan dołączył do niego i wyszedł przed klub do zapłakanej dziewczyny. Będąc z nią sam na sam, mógł wyzwalać w niej skrywane emocje, których wstydziła się przed światem i przed samą sobą.
-Źle się poczuła, potrzebowała świeżego powietrza. Wyjdę z nią na chwile, żeby pooddychała głęboko - szatyn posłał rywalowi sztuczny uśmiech. Nie chciał, aby Ryan dołączył do niego i wyszedł przed klub do zapłakanej dziewczyny. Będąc z nią sam na sam, mógł wyzwalać w niej skrywane emocje, których wstydziła się przed światem i przed samą sobą.
-Dzięki, Justin. Naprawdę fajny z ciebie facet - Ryan ostatni raz klepnął go w plecy, zanim szatyn odszedł, przewracając teatralnie oczami.
Irytowała go postawa Ryana, choć korzystał z jego naiwności. Dzięki niemu mógł bez trudu zbliżyć się do Cindy, być przy niej, czuć jej bliskość, której również potrzebowała. Na każdym kroku unikała jego spojrzenia i to jedynie utwierdzało mężczyznę w przekonaniu, że nadal skrywa w sercu miłość.
Wyszedł przed klub z przewieszoną przez ramię kurtką. Ujrzał ukochaną kilkanaście matrów dalej, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, przechadzającą się wzdłuż wysokiego krawężnika. Nie podszedł do niej od razu. Najpierw z daleka obserwował jej ciało, lecz sam jej widok nie wypełniał serca mężczyzny. Był zbyt daleko. Zdecydowanie zbyt daleko. Pragnął dotknąć dłonią jej biodra, potrzeć zziębnięte ramię. Dotychczas mógł jedynie wpatrywać się w jej smukłe, seksowne nogi i biust opięty pod materiałem koronkowej sukienki. Wyglądała olśniewająco i zapierała Justinowi dech w piersi. Zupełnie jak kiedyś, zupełnie jak przed laty.
-Zmarzniesz, kochanie - szepnął, okrywając jej nagie ramiona skórzaną kurtką.
Po ciele szatynki przebiegł dreszcz. Potrzebowała dotyku Justina, choć walczyła z samą sobą. Wmawiała sobie, że uwolniła się od przywiązania, łączącego ją z szatynem. W rzeczywistości ich więzi z każdym dniem wzrastały na sile. Należała do niego w każdym znaczeniu tego słowa. Zakochując się w nim raz, skazała serce na dożywotnią miłość, pełną burz, lecz również wypełnioną ciepłem i namiętnością.
Pospiesznie otarła wierzchem dłoni załzawione oczy, by Justin nie widział jej gorzkich łez, wylanych z jego powodu. Spojrzała na niego spod gęstych rzęs i od razu tego pożałowała. Jej wzrok napotkał parę tęczówek mężczyzny, ciepłych, wciągających i przeraźliwie smutnych. Ujrzała w nich cały swój świat, choć do niedawna to w oczach Ryana odnajdowała wszystko, czego jej potrzeba. Justin samym pojawieniem się w jej życiu zmienił wszystko i pogrzebał każdą wartość, jaką uznawała przed jego powrotem.
-Dlaczego ty mi to robisz? - wymamrotała, zatrzymując się na przeciw klatki piersiowej chłopaka. - Dlaczego zachowujesz się, jakbyśmy byli razem? Przecież wiesz, że mam chłopaka i wiesz również, że za trzy tygodnie bierzemy ślub. Dlaczego chcesz to wszystko zniszczyć?
-Cindy, czy to moja wina, że nie potrafię przestać cię kochać? Czy to moja wina, że serce w piersi bije jak oszalałe, kiedy tylko czuję ciebie obok? Starałem się zapomnieć o tobie przez trzy lata i zmyć z siebie poczucie winy. Sądziłem, że wszystko ustąpiło, dopóki nie ujrzałem cię przy moim stoliku w kawiarni. Wszystko powróciło, rozumiesz? Każde wspomnienie i każde uczucie, jakim cię obdarzałem - nie było mu łatwo na nowo otworzyć się przed ukochaną dziewczyną. Zmieniła się. Była bardziej pewna siebie. Chciał poznać ją na nowo. - Po twoim odejściu powróciłem do całonocnych imprez i tylu dziwek w łóżku, ile tylko zdążyłem zaliczyć. Pieprząc każdą wyobrażałem sobie, że kocham się z tobą, delikatnie, z czułością. Pamiętasz, jak było nam razem dobrze? Pamiętasz, jak za każdym razem umierałaś z rozkoszy w moich ramionach?
Po policzku Cindy spłynęła kolejna łza. Mówił prawdę. Gdy oddawała się Justinowi dobrowolnie, pod wpływem pożądania, marzyła tylko o jednym. Chciała zatrzymać Justina blisko siebie do ostatniego dnia życia. Mogła nie jeść, mogła nie spać, mogła nawet nie oddychać, aby tylko Justin trzymał ją w ramionach, przytulał, całował i pieścił. Wtedy czuła się spełniona.
-Dlaczego taki jesteś? - jej głos drżał tak samo jak dłonie, które Justin ostrożnie objął swoimi. - Dlaczego kiedyś byłeś brutalem bez serca, a teraz pojawiasz się po latach, czuły, odmieniony i taki smutny?
-Jestem smutny, ponieważ nie mam osoby, do której mógłbym się w nocy przytulić. Nie mam przy sobie osoby której mógłbym szeptać do ucha czułe słówka. Nie mam kobiety, którą dażyłbym prawdziwą, szczerą miłością. Nie mam ciebie.
Justin doskonale wiedział, jakich słów użyć, aby po policzkach Cindy spłynęły kolejne łzy wzruszenia. Widząc jej smutne oczy, pragnął delikatnie objąć ją ramionami i wtulić w klatkę piersiową, na której znalazłaby upragnione oparcie. Nigdy nie pogodził się z myślą, że Cindy mogłaby należeć do innego mężczyzny. Jeśli bliska jego sercu kobieta raz odwzajemniła miłość szatyna, już zawsze będzie jego. Względem Cindy czuł wzmożone przywiązanie. Wiedział bowiem, jak wiele wyrządził jej krzywd. Żałował. Naprawdę żałował.
-Justin, przestań mieszać mi w głowie, proszę - jęknęła cichutko, gładząc dłonią jego klatkę piersiową z wyraźnie odznaczającymi się mięśniami.
-Odejdę, jeśli spojrzysz mi w oczy i powiesz, że mnie nie kochasz - zażądał, opierając plecy dziewczyny o jeden z murów. Całym sercem pragnął położyć usta na jej pełnych wargach, ale bał się, że niepotrzebnie spłoszy dziewczynę.
-Justin, przestań - szepnęła, dokładając do prawej dłoni lewą. Chciała odepchnąć jego ciało, lecz brakowało jej silnej woli.
-Zrób to, kochanie - ponaglił, układając pod jej brodą dłoń i unosząc głowę dziewczyny.
Cindy spuściła wzrok i zaczęła bawić się jednym z guzików koszuli Justina. Zwyczajnie nie potrafiła kłamać, patrząc mu w oczy.
-Nie kocham cię, Justin - szepnęła ledwo słyszalnie, utrzymując wzrok wbity w czubki butów Justina.
-Spójrz mi w oczy. Proszę, Cindy, spójrz mi w oczy.
-Nie potrafię.
Z ust szatyna uleciało głośne, głębokie westchnienie, a przez usta przeleciał nikły uśmiech. Ostatni raz pogładził Cindy po policzku, opuścił dłoń i odszedł chodnikiem w przeciwnym kierunku do głównego wejścia do klubu, wyciągając z kieszeni paczkę cienkich papierosów.
Tym razem to Cindy wpatrywała się w jego oddalającą się postać, dopóki serce nie kazało jej pobiec za Justinem i zatrzymać go w pół kroku. Znów wspomniała smutek w jego oczach, przejmujący, chwytający za każdy rąbek duszy. Nie mogła pozwolić ukochanemu odejść ze spuszczoną głową. W ogóle nie była w stanie pozwolić mu odejść. Była zbyt słaba.
-Justin! - krzyknęła, przygryzając dolna wargę. Mężczyzna odwrócił się powoli na pięcie i uniósł prawą brew, tworzącą wysoki łuk na jego czole. - Masz może ochotę na spacer?
~*~
Ten rozdział również pisany był w szpitalu, w stylu "nie myślę nad tym, co piszę, tylko po prostu piszę, bo bez tego nie mogę wysiedzieć na tyłku" hahaha, mam nadzieję, że mnie zrozumieliście i wybaczycie mi, jeśli niektóre zdania nie będą trzymać się kupy ;D
ZAPRASZAM DO ZAKŁADKI BOHATEROWIE, GDZIE POJAWIŁO SIĘ ZDJĘCIE RYANA :)
Taak! Nie moglam sie doczekac rozdzialu! Nie wiem czemu, ale to opowiadanie chyba najbardziej ze wszystkich mnie wciagnelo ;*
OdpowiedzUsuńAle czemi przerwalas akurat teraz? Kiedy ja juz sie wczulam w sytuacje i musialam wiedziec co dalej, a ty nagle takie bum! Koniec rozdzialu xdd
Niech Justin sie zmiani, ona do niego wroci, ale on bedzie ja juz dobrze traktowal, bo sie zmieni ;D
Jejuu, oni sa tacy slodcy ^^ musza byc razem
(Przepraszam, ze taki krotki, ale wlasnie przezywam zajebistosc tego rozdzialu i ogolnie bloga <33)
Weny ;**
Jest super ♥♥♥ wchodzę a tu taka niespodzianka :) marwi mnie ze Cindy zrani Ryana, wole zeby zostala przy nim. szczerze to nie chcę zeby odzywala się do Justina po tym co jej zrobił. Miłość jest ślepa. Ale czy to jeszcze miłość? Jak to zacytaowal Johny Depp "jesli zakochales się w dwóch osobach, i nie wiesz, którą wybrać, to wybierz tą drugą bo gdybyś kochał pierwszą w nikim innym byś się nie zakochał" Ten cytat wydaje mi się jest idealny ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na następny :) pa ♥
Wiktoria chyba oszalałaś, to ff kiedy Cindy jest z Justinem nabiera życia, Ryan był dla niej zapomnieniem, ale to pierwsza miłość jest tą prawdziwą i nie zapomnianą :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ale już się nie mogę doczekać aż Cindy i Justin oficjalnie będą razem <3
O jaki słodki rozdział ;* Super, że dodałas Ryana ;* A i co wkoncu z postacią Cindy? Zmieniasz na kogos innego?
OdpowiedzUsuńCzekam na next
OdpowiedzUsuńSuper! Oni muszą do siebie wrócić. A ten Ryan moim zdaniem gra tylko takiego świętego pf..
OdpowiedzUsuńDalej dalej dalej! Boze nie wytrzymam...ona ma byc z ryanem a justin ma ich zostawic w spokoju! Czekam nn :***
OdpowiedzUsuńJezu kocham te opowiadanie
OdpowiedzUsuńjaki cudny <3 musz szczerze porozmawaic !!!! <3
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział <333
OdpowiedzUsuńmoment-destorys-everything.blogspot.com
Niesamowity rozdział <3
OdpowiedzUsuńCzekam na next :*
/Wiki
Oooo Bosh !! cudo <3
OdpowiedzUsuńO jeny. Już nie mogę doczekać się następnego, ciekawi mnie co się w nim wydarzy. Wspaniałe <3
OdpowiedzUsuńhttp://wait-for-you-1dff.blogspot.com/
Boże to jedno wielkie cudo. Kocham to. Boże, ale Ryan jest naiwny. Mimo to i tak kocham go i wiem, że Cindy dla niego jest całym światem. Czekam na next i weny życzę.
OdpowiedzUsuńJak ty to robisz, ze twoje rozdziały są takie niesamowite? Cudowny rozdział. Z jednej strony chciałabym, żeby znowu byli razem, ale z drugiej nie. Nie wiem co mam myśleć.
OdpowiedzUsuńCzytam to od wczoraj i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to opowiadanie jest jak narkotyk, uzależniłam się, przysięgam, proszę dodah kolejny rozdział jak najszybciej bo umrę!
OdpowiedzUsuńCindy musi zostać z Ryanem
OdpowiedzUsuńGenialny rozdzial ale Cindy i Ryan są tacy słodzcy, Ryan opiekuńczy i kochany. Niech Cindy zostanie z Ryanem bo Justin wszystko niszczy.
OdpowiedzUsuń