Cindy
Dni mijały, a ja zakochiwałam się w Justinie coraz mocniej. Równocześnie Ryan był w moich oczach coraz bardziej obojętny. Unikałam zbliżeń z nim, jak tylko mogłam, zasłaniając się wymuszonym uśmiechem i bólem głowy. Ilekroć próbowałam przyznać się do zdrady i ujawnić przed nim uczucia, jakimi pałałam do Justina, za każdym razem zmieniałam temat lub szybko kryłam się za kuchennymi drzwiami. Nie potrafiłam stanąć przed nim i otwarcie przyznać się do wielu grzechów. Nie chciałam go ranić. Nie jego. Nie człowieka, który zrobił dla mnie tak wiele.
Niestety, im bardziej starałam się oddalić od Ryana, tym bliższy był mojemu sercu Justin. To niebywałe, że po tylu latach rozłąki i cierpienia potrafiło odżyć we mnie tak silne uczucie. Trzymałam go w szczupłych ramionach tak często, jak mogłam i rozkoszowałam się każdą chwilą, w której pełnymi wargami napierał na moje, bądź muskał rozpaloną szyję. Dostawałam prawdziwych histerii, gdy po namiętnym seksie musiałam wrócić do domu i wtedy jedynie silny uścisk umięśnionych ramion Justina na moim ciele potrafił pohamować potok łez. Nie chciałam go opuszczać. Pragnęłam spakować niewielką torbę najpotrzebniejszych rzeczy i po prostu być przy Justinie. Nie ważne gdzie, ważne, że z nim.
Nocami nie potrafiłam spać. Ukryta pod kołdrą wymieniałam z szatynem wiadomości. Pisał, że tęskni i pragnie wtulić moje rozpalone ciało w nagi tors. Pisał również, że potrzebuje mnie bardziej niż wody i powietrza, a kiedy nie jesteśmy razem ma ochotę płakać. Nawet przez myśl mi nie przeszło, by wątpić w jego miłość. Oczy potrafią zdradzić całą prawdę o człowieku, a jego spojrzenie po brzegi wypełnione było szczerością. Nawet gdyby chciał skłamać, dostrzegłabym to. Przyglądałam się Justinowi znacznie uważniej niż przed laty. Wchodziłam drugi raz do tej samej, rwącej rzeki z niebywale porywczym temperamentem. Nie chciałam żałować decyzji, na którą poświęciłam tak wiele odwagi.
Nie powiem, że przez te dni Justin nie nalegał na mnie, bym odeszła od Ryana. Wspominał o tym przy każdej okazji, z czasem coraz gorliwiej. Groził nawet, że jeśli sama nie odwołam ślubu, zrobi wszystko, by nie dopuścić do ceremonii. Był w stanie postawić wszystko na jedną kartę. Chciał jedynie, abym była jego. Nie kwestionowałam jego zazdrości. Sama wpadłabym w furię, gdyby spędzał czas przy innej kobiecie. Był mój i nikt poza mną nie miał do niego pełni praw.
I tak tkwiliśmy w tym chorym związku, w którym kłamstwa i zdrady były na porządku dziennym. Najpierw oddawałam się Ryanowi, a później przychodziłam do Justina, by uzyskać upragnioną rozkosz. Przede wszystkim jednak leżałam godzinami w jego ramionach i zaciągałam się zapachem perfum. Pachniał tak cholernie dobrze. Potrafiliśmy rozmawiać o wszystkim, bądź zupełnie milczeć. Potrzebowałam jedynie bliskości Justina, która była dla mnie jak narkotyk dla uzależnionego. Był mój, a ja niezaprzeczalnie byłam jego.
***
Przetarłam ostatni stolik, na którym jeden z klientów pozostawił niewielką plamę rozlanej kawy. Otrzepałam ścierkę i wróciłam do baru, gdzie czekała Amanda, jedna z pracownic, wyciągając przed siebie otwartą dłoń, na której chwilę później położyłam firmowy fartuch. Koniec zmiany był moim ulubionym momentem w ciągu dnia. Mogłam zostawić kawiarnię w centrum Londynu i zatopić się w myślach o życiu prywatnym, które od niedawna płata mi same figle i stawia na drodze zakręty, zamiast otworzyć prostą drogę do wymarzonego celu.
-Do zobaczenia jutro - rzuciłam na odchodne, zanim przewiesiłam skórzaną torebkę przez przedramię, poprawiłam dopasowane jeansy i wyszłam z kawiarni na oblaną słońcem ulicę Londynu.
Zaczerpnęłam głęboko powietrza, zarówno tego świeżego jak i zmieszanego z samochodowymi spalinami. Po raz pierwszy w tym tygodniu, a był już piątek, czyste niebo wyłoniło się zza ciemnych chmur i pozwoliło słońcu spełniać swoją rolę. Wystarczyło kilka promieni, by poprawić mój nastrój. Również dzisiaj uśmiechnęłam się szeroko do przejeżdżających samochodów i goniących za czasem przechodniów.
Nagle poczułam parę dużych dłoni przykrywających oczy. Instynktownie położyłam ręce na dłoniach mężczyzny. Po jednym dotyku rozpoznałam lekko szorstką skórę rąk Justina. Nie wiem skąd we mnie tyle pewności. Kiedy dwojga ludzi łączy niezaprzeczalnie silna i szczera miłość, po prostu czuje się obecność ukochanej osoby obok. Ja czułam Justina i potwierdziłam przypuszczenia, kiedy tylko odwróciłam się na pięcie i wpadłam w jego ramiona. Pilnowałam, by nasze powitanie wahało się na granicy przyjaźni. Nikt nie mógł wiedzieć, jak silne uczucia łączą mnie z szatynem. Nikt nie mógł wiedzieć, że chciałam być tylko i wyłącznie jego.
-Stęskniłem się za tobą, księżniczko - mruknął do mojego ucha i musnął wargami płatek. Kochałam nawet tak drobne gesty płynące z głębi jego serca. Robił wszystko, abym na nowo obdarzyła go zaufaniem.
-Ja za tobą też - szepnęłam, masując drobnymi dłońmi jego umięśniony tors. Lubiłam dotykać jego mięśni i tatuaży. Z jednej strony wzbudzały lęk, lecz z drugiej czyniły Justina jeszcze przystojniejszym i dojrzalszym mężczyzną.
-Dlaczego wczoraj do mnie nie przyszłaś? - wydął dolną wargę, a ja westchnęłam głęboko. Momentami Justin nie potrafił zrozumieć, że miałam względem Ryana zobowiązania i chociaż chciałam, nie mogłam całych dni spędzać w jego ramionach.
-Nie mogłam, kochanie - mruknęłam smutno, dotykając opuszkami palców rozgrzanego policzka mężczyzny.
-Gdybyś naprawdę chciała, znalazłabyś sposób - westchnął głośno z rozczarowaniem.
Mogłam wmawiać mu, że jest tym najważniejszym, którego kocham całym sercem, a w nim nadal tliły się wątpliwości.
-Justin - zaczęłam, stając na palcach i muskając czule czubek nosa. - Przecież wiesz, że to nie jest takie proste.
Justin westchnął po raz kolejny i przewrócił teatralnie oczyma. Za każdym razem używałam tej samej wymówki i nie mogłam mieć do Justina pretensji, że po dziesięciu razach zaczął się niecierpliwić. W końcu, ile czasu może żyć w cieniu, jako ten drugi, pozornie mniej ważny? Od wielu dni kryjemy się jak nastolatkowie, którzy boją się reakcji rodziców. Mnie również zaczęło to powoli męczyć.
-Pójdziesz ze mną na spacer? - spytałam słodko, obejmując obiema dłońmi dłoń Justina i przykładając do ust, by złożyć na jej wierzchu ciepły pocałunek.
Justin zerknął na mnie niepewnie, lecz poddał się mojemu urokowi natychmiast. Posłałam mu bowiem szeroki uśmiech, któremu nie odmówił jeszcze ani razu. Objął mnie silnym ramieniem i wsunął palce w kieszeń jeansów na pośladku. Doskonale wiedział, że nie powinien dotykać mnie w dwuznaczny sposób, dopóki nie będziemy sami, lecz ciężko było mu zapanować nad uczuciem i rosnącym pożądaniem. Nie ukrywałam, że ja również pragnęłam jego pocałunków i pieszczot. Były moim skrytym uzależnieniem.
-A jak sądzisz, byłbym w stanie ci odmówić, zwłaszcza kiedy patrzysz na mnie tymi maślanymi oczkami? - westchnął, bawiąc się kosmykiem moich włosów, który oplątał wokół palca i przyłożył pod mój nos, tworząc brązowe, gęste wąsy.
-Nie, bo mnie kochasz - zachichotałam w jego tors, od którego odbił się mój ciepły oddech i rozgrzał delikatnie skórę mężczyzny.
Był moim kochaniem, moim słodkim misiem, bez którego teraz nie przeżyłabym nawet dnia.
Weszliśmy w jedną z najbardziej ruchliwych ulic, przy której samochody nieustannie stały w korku. Chodnik był równie zatłoczony. Co chwila czułam uderzenie w ramię od przepychającego się przechodnia. W takim tłumie nawet Ryan nie dostrzegłby mnie w objęciach Justina. Mogłam co chwila muskać jego ramię i przytulać do niego policzek. Przez moment czułam się tak, jakby Justin był jedynym mężczyzną w moim życiu. Niestety, rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej.
-Justin, pracujesz gdzieś? - spytałam nagle. Zdałam sobie sprawę, że wiem o nim tak niewiele, kiedy sama otworzyłam przed nim całe swe życie.
-Chwytałem się praktycznie wszystkiego. Jakiś czas byłem w wojsku, dorabiałem jako ochroniarz na bramce przed klubem, ale mimo wszystko najwięcej wyciągam na wyścigach samochodowych. Tych nielegalnych, rzecz jasna - spojrzał na mnie znacząco i z lekkim zmieszaniem.
-Nie wolałbyś mieć normalnej pracy, przy której nie musisz każdego dnia narażać życia? - westchnęłam, nie kryjąc zmartwienia. Bałam się, że pewnego dnia usłyszę o śmiertelnym wypadku, którego ofiarą okaże się Justin.
-Kiedyś niewiele brakowało, abym dostał fuchę striptizera - zachichotał, a mi o mały włos nie opadła szczęka.
-Striptizera? - wyszeptałam w szoku, oglądając się przez ramię, by upewnić się, że nikt nas nie usłyszał. Wszyscy byli jednak zbyt zajęci, aby podsłuchiwać cudze rozmowy.
-Zarobiłbym fortunę, wierz mi. Każda babka zapłaciłaby grube tysiące, żeby zobaczyć mnie nago, a ty dostajesz to w stu procentach za darmo - puścił mi zalotne oczko i natychmiast oberwał w czubek głowy.
-Nie za darmo, kochaniutki. W zamian otrzymujesz to samo i wierz mi, ja jako striptizerka zarobiłabym znacznie więcej.
-Więc może założymy taki mały, rodzinny interes, co? - zażartował i natychmiast zakrył ramię, w które uderzyłam zaciśniętą pięścią.
-Ile ty masz lat, Justin? Dwadzieścia cztery czy czternaście?
Kochałam Justina jeszcze mocniej, gdy miał tak dobry humor. Kiedy chciał, potrafił być poważny, natomiast gdy żartował, zmieniał się w uroczego i swoją drogą niezwykle przystojnego chłopczyka.
Nagle przystanęłam gwałtownie na środku chodnika. Kilka nieuważnych przechodniów natychmiast odbiło się od mojego ciała, a ja nadal wpatrywałam się tępo w witrynę sklepu przy głównej ulicy Londynu. Justin zaczął machać dłonią przed moją twarzą i delikatnie potrząsał moimi ramionami. Nie reagowałam. Nie reagowałam nawet wtedy, gdy kilka razy musnął moje zmarszczone czoło i czubek nosa.
-Cindy, co się dzieje? Zaczynam się o ciebie bać - wymamrotał z lekkim przerażeniem w głosie.
-Do jasnej cholery, zupełnie o tym zapomniałam! - krzyknęłam, uderzając z otwartej dłoni w czoło. Nie mogłam zrozumieć, jakim cudem wypadł mi z głowy tak istotny szczegół.
-Cindy, o czym? Mów mi tutaj szybciutko, bo wyglądasz tak, jakbyś zapomniała rano założyć majtek.
Momentalnie spojrzałam na Justina i parsknęłam głośnym śmiechem. Żartował, a brzmiał tak poważnie, jakby rozmawiał z samą królową Anglii. Był nienormalnym idiotą, ale kochałam go również za to.
-Nie wierzę, że to powiedziałeś - parsknęłam krótko, odrzucając włosy na plecy. - A teraz spójrz - dodałam, po czym chwyciłam ramiona Justina i ustawiłam go twarz w stronę witryny sklepowej.
-Suknie ślubne? - uniósł jedną brew ze zdumieniem. Nadal nie rozumiał.
-Wychodzę za mąż za kilka dni, a nie mam, do cholery, sukienki! - pisnęłam na całą londyńską ulicę i niemal siłą wciągnęłam Justina do salonu przez duże, przeszklone drzwi.
-O Boże, Cindy, nie kupuj tej pieprzonej sukienki. Nie chcę, żebyś wychodziła za Ryana, słyszysz? Nie chcę, Cindy, aniołku, jesteś moja.
Nie pozwolił mi wejść do wnętrza sklepu. Trzymał mnie za biodra i uniemożliwiał kolejny krok. Zależało mu na mnie, na mojej miłości. Gdyby liczył tylko na seks, nie przeszkadzałby mu ślub, wesele i piękna, biała sukienka.
-Dzień dobry, mogę w czymś pomóc? - ekspedientka z sympatycznym uśmiechem podeszła bliżej nas. Przyjrzała się sceptycznie Justinowi, który chciał wyciągnąć mnie ze sklepu. Spojrzała również na mnie z prawdziwym współczuciem.
-Bardzo pilnie potrzebuję sukni ślub...
-Niczego nie potrzebujemy i właśnie mieliśmy wychodzić - Justin przerwał mi w pół słowa, lecz ja nie dałam za wygraną.
-Proszę go nie słuchać. Naprawdę muszę dzisiaj kupić tę sukienkę. Mogłaby mi pani pomóc?
Posłałam ostatnie, sceptyczne spojrzenie Justinowi, zanim puścił mnie i z głośnym westchnieniem opadł na czarny, skórzany fotel po środku salonu. Razem z kobietą zaczęłyśmy przeglądać każdą suknię, lecz dopiero po dziesięciu minutach znalazłam tę idealną. Bez ramiączek, z koronkowym gorsetem, a od bioder rozszerzaną, również z koronkowymi zdobieniami. Teraz pragnęłam jedynie, by pasowała jak ulał. Nie miałam czasu, by oddawać ją do przeróbki. W ogóle nie miałam czasu na nic. Potrzebowałam jeszcze białych szpilek, bo w szafce na buty w domu mogłam znaleźć jedynie przybrudzone trampki. Byłabym bardzo nietypową panną młodą, gdybym zamiast butów na wysokim obcasie założyła tenisówki. Dostawałam dreszczy na samą myśl, że przez cały dzień będę musiała męczyć stopy kilkunastocentymetrowymi szpilkami.
-Mam tylko jedno zastrzeżenie - ekspedientka odezwała się z uśmiechem, kiedy zniknęłam za zasłoną przymierzalni. Musiałam więc odsunąć kotarę i spojrzeć na nią pytająco. - Pan młody nie powinien oglądać narzeczonej w sukni ślubnej przed ślubem - wskazała znacząco na znudzonego Justina, który przeglądał pliki w dotykowym telefonie.
-Niech się pani nie martwi - rzucił w kierunku kobiety. - Nie jestem narzeczonym, tylko ukrytym kochankiem, o którym nikt nie może się dowiedzieć.
Młoda ekspedientka zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową. Nie zdawała sobie sprawy, że Justin przyznał przed nią całą prawdę. Był moim kochankiem, siedzącym w ukryciu.
Rozebrałam się do bielizny i natychmiast odetchnęłam z ulgą. Dzięki Bogu, dzisiejszego ranka założyłam białą bieliznę. Ostrożnie włożyłam piękną suknię i przytrzymałam gorset przy biuście. Już teraz czułam, że będę wyglądać jak prawdziwa księżniczka. Szkoda tylko, że książę nie będzie tym jedynym.
-Justin, mógłbyś mi pomóc? - mruknęłam, wychylając głowę zza zasłony.
Justin westchnął głęboko, schował w kieszeń spodni komórkę i podszedł do przymierzalni. Dopóki nie odsłonił całej kotary, nie mógł dostrzec białego, błyszczącego materiału, spływającego po moim ciele. Dopiero kiedy stanął krok za mną w przymierzalni, wstrzymał oddech i przestał mrugać. Spoglądał na moje odbicie w lustrze z prawdziwym oczarowaniem. Sama musiałam przyznać, że ślubna suknia czyniła ze mnie piękną kobietę.
Mężczyzna bez słowa nachylił głowę i przyłożył wargi do gładkiej skóry na roznegliżowanych plecach. Złożył kilka czułych muśnięć, a moje powieki opadły w uczuciu prawdziwej błogości. Tylko on zwykłymi pocałunkami potrafił doprowadzić mnie do takiego stanu. Całował delikatnie i nieświadomie zawiązał oddech w dole mojego gardła. Nie mogłam oddychać, gdy jego szorstkie dłonie masowały moje plecy. Przeniósł pocałunki na kark, a stamtąd prowadziła już prosta droga do niebywale wrażliwej szyi. Moja głowa mimowolnie przechyliła się w bok, by dać mężczyźnie większy dostęp. Gdyby nie pozostała we mnie resztka zdrowego rozsądku, mogłabym kochać się z nim tutaj, w sklepowej przymierzalni.
-I jak, sukienka pasuje? - momentalnie otrzeźwił mnie głos ekspedientki dobiegający zza kotary.
-Tak - odparłam szybko, odpychając Justina i jedynie wzrokiem prosząc go, by zawiązał gorset na szczupłych plecach.
Jego palce znów potarły moją skórę. Z ust uciekł cichy jęk. Pragnęłam więcej.
-Rzeczywiście pasuje jak ulał - kiedy Justin odsunął kotarę, ekspedientka złożyła dłonie jak do modlitwy i zaczęła oglądać suknię z każdej strony.
-Jeśli dziewczyna jest piękna, wszystko będzie leżało na niej idealnie - wtrącił Justin, lecz dzięki Bogu nie wzbudził w kobiecie żadnych podejrzeń.
-W takim razie biorę bez zastanowienia - mruknęłam cicho i szybko zasłoniłam zasłonę przymierzalni, opierając się o ścianę z głośnym westchnieniem. Wykończę się.
Tym razem poradziłam sobie z wiązaniem gorsetu sama. Zdjęłam z ciała suknię i przytuliłam ją do piersi. Była piękna, lecz ja na nią nie zasłużyłam. Nie zasłużyłam na godne miano żony przy boku mężczyzny takiego jak Ryan. Był dla mnie zbyt dobry i zbyt uczciwy.
Podeszłam do kasy, gdzie ekspedientka schowała suknię do dużego pudełka. Zapłaciłam i podziękowałam za pomoc ciepłym uśmiechem, po czym podeszłam do Justina i wręczyłam mu duże pudło. Raniłam go, każąc mu przebywać razem ze mną w salonie sukni ślubnych. Miał świadomość, że z każdym dniem tracił mnie na rzecz Ryana, który w ciągu kilku dni stał się jego wrogiem.
-Pójdziesz do mnie? - spytałam cicho, gdy ponownie wyszliśmy na zatłoczoną ulicę Londynu.
-A Ryan jest w domu? - uniósł wysoko brwi i poprawił kartonowe pudełko pod pachą. Chciał mnie dla siebie i unikał momentów, w których Ryan obejmował mnie ramieniem bądź przytulał.
-Niedługo powinien wrócić z uczelni - mruknęłam cicho. - Ale proszę, chodź ze mną. Kocham cię, Justin - musnęłam wargami linię jego szczęki i zatrzepotałam rzęsami. Później znów musnęłam i znów spojrzałam w podobny sposób.
Mężczyzna objął silnie moją dłoń i splątał razem palce. Zaczęliśmy w ciszy kroczyć chodnikiem wzdłuż jednej z najdłuższych ulic. Co jakiś czas zerkałam na niego spod rzęs, lecz Justin nie obdarzył mnie nawet jednym spojrzeniem. Było mu najzwyczajniej w świecie przykro, że, kochając go, wciąż wybieram Ryana. Po drodze minęliśmy park miejski, w którym kochaliśmy się parę dni temu. Byliśmy prawdziwą zakochają parą, jakie widzi się zazwyczaj w amerykańskich komediach romantycznych z pięknym, cukierkowym zakończeniem. Po zerknięciu na polanę, nawet Justin uśmiechnął się delikatnie i musnął górną wargą wierzch mojej dłoni.
Pod blok dotarliśmy koło godziny siedemnastej, a słońce nadal świeciło w najlepsze. Wystawiałam twarz na gorące promienie, by złapać choćby delikatną opaleniznę, lecz przy naturalnie bladej cerze potrzebowałam wielu godzin na słońcu, by moja skóra pochłonęła kilka ciemniejszych smug. Justin otworzył przed mną drzwi prowadzące na klatkę schodową, a później, gdy stanęliśmy przed drzwiami mieszkania, przepuścił mnie pierwszą. Ryan nie wrócił jeszcze z uczelni. Często zjawiał się dopiero pod wieczór. Widziałam, ile czasu poświęca na naukę i wspierałam go, jak tylko mogłam. Teraz natomiast byłam wdzięczna, bo mogłam spędzać upojne chwile w ramionach Justina.
-Kocham cię, Cindy - mruknął, upuszczając pudełko z suknią ślubną.
Z miłością wpił się w moje wargi i rozpoczął pełen namiętności pocałunek. Pragnęłam tego od naszego ostatniego spotkania. Zaczął masować moje policzki i z coraz większą siłą napierać na wargi, dopóki nie opadłam na kanapę, a Justin przykrył mnie swoim umięśnionym ciałem. Wolałam nie ryzykować, dlatego nie posunęłam się dalej. W każdej chwili do domu mógł wrócić Ryan. Wolałam nie myśleć, co zrobiłby, gdyby nakrył mnie w łóżku z Justinem. Zaczęłam również zastanawiać się nad własnym postępowaniem. Jak mogłam bez skrupułów zdradzać człowieka, z którym na dniach biorę ślub?
Nagle zaskrzypiał klucz w zamku i wykonał pełen obrót wokół własnej osi. Odepchnęłam Justina, poprawiłam włosy i usiadłam prosto na kanapie. Pragnęłam Justina, pragnęłam jego dotyku i pocałunków, a teraz znów musiałam udawać, że to Ryan był tym jedynym.
-Cześć - rzucił z uśmiechem w stronę Justina, natomiast mnie przyciągnął do pocałunku.
Justin zacisnął pięści i spiął całe ciało. Był o mnie zazdrosny, chociaż wiedział, że nie widzę poza nim świata.
-Jak było na uczelni? - spytałam, aby przerwać krępującą ciszę. Czułam, że Justin byłby w stanie skoczyć Ryanowi do gardła, abym tylko była jego.
-Męcząco, ale znośnie - odparł, napełniając szklankę chłodną wodą mineralną. - Chcesz coś do picia, Justin?
-Nie, dziękuję - włożył naprawdę wiele pracy, by jego głos brzmiał naturalnie.
-Swoją drogą dobrze, że cię widzę, stary - Ryan opadł na fotel na przeciwko kanapy, a materac lekko ugiął się pod jego ciężarem. - Mam nadzieję, że wiesz, że spodziewamy się ciebie na weselu. Jeśli masz dziewczynę, śmiało przyjdź z nią.
Na usta Justina wpłynął uśmiech, lecz nie szczery i łagodny. Znów ujrzałam jego bezczelną odmianę.
-O tak, chętnie przyjdę z dziewczyną.
Cholera, doskonale wiedział, jak wywołać u mnie zazdrość.
-A jak nazywa się twoja dziewczyna? - wtrąciłam niby od niechcenia, choć w głębi duszy kipiałam ze złości. Pieprzony idiota robił mi na złość.
-Lily - odparł bez zawahania, opierając się ze skrzyżowanymi na piersi rękoma o oparcie kanapy.
Miałam ochotę wydrapać mu oczy. Był bezczelny i doskonale wiedział, że powoli wyprowadza mnie z równowagi. Prowokował celowo. Miał nadzieję, że teraz przyznam się do wszystkiego przed Ryanem.
-I chcę cię też widzieć na moim wieczorze kawalerskim - posłał Justinowi znaczące spojrzenie, a ja czułam, po prostu czułam, że kryje się za nim coś więcej. Coś, czego zdecydowanie nie powinnam dostrzec.
-Mogę wiedzieć, co wy planujecie na tym wieczorze kawalerskim? - uniosłam prawą brew, która utworzyła na czole półokrągły łuk.
-Nic, o co powinnaś się martwić - zachichotał, poklepując moje kolano. Okłamywał mnie. Teraz byłam zazdrosna o obu.
-Ryan - zaczął z uśmieszkiem Justin, nachylając się lekko w kierunku narzeczonego. - Jakaś naga dupeczka będzie?
Ryan zerknął na mnie ukradkiem i zwilżył krańcem języka wargę.
-Chodź, Justin. Musimy porozmawiać na osobności. Potrzebuję pomocy przy... wymianie żarówki - rzucił ze śmiechem i zarzucił ramię na bark szatyna, kiedy ten wstał z kanapy i poprawił w kroku spodnie.
-Nie krępujcie się. Przecież o nagich dupeczkach możecie śmiało rozmawiać przy mnie - wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Wszystko jest pod kontrolą, Cindy. Wymienimy żarówkę i zaraz jesteśmy z powrotem - rzucił na odchodne Justin, zanim oboje zniknęli za drzwiami sypialni.
Cholerni faceci i cholerna zazdrość, która nie pozwalała mi racjonalnie myśleć.