sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 13 - Jesteś cholerną egoistką, Cindy...

Justin

Przyciągnąłem drobną szatynkę na kolana i zamknąłem jej wąskie biodra w żelaznym uścisku. Kręciła się, wierciła, szarpała, a ja z każdym jej ruchem jedynie mocniej wbijałem palce w skórę. Nie puszczę jej, choćbym miał siedzieć do wieczora, by na spokojnie z nią porozmawiać. W międzyczasie udałem kilka rozległych ziewnięć i wymownie spojrzałem na szklany zegar na jednej z półek. Każdym gestem dawałem jej do zrozumienia, że mam czas i obserwacja wskazówki obracającej się dookoła tarczy zegara nie jest dla mnie katorgą. Wręcz przeciwnie, stanowi wspaniałą rozrywkę. Zawinąłem wokół palców krótkie, podkręcone przy końcach włosy dziewczyny, a potem upuściłem z powrotem na kark i ponownie zakręciłem. Uśmiech na moich ustach poszerzał się z każdą sekundą, w której Lily opuszczały siły. Wystarczyło pięć kolejnych minut, by wyczerpana usiadła wygodniej na moich kolanach i spojrzała wzrokiem godnym płatnego mordercy. Miałem swoje sposoby, by przemówić jej do rozsądku i nie znosiłem jakiegokolwiek sprzeciwu. Ba, nie było o tym nawet mowy.
-Lily, no błagam, zgódź się - westchnąłem przy jej uchu po raz kolejny.
Ciałem szatynki wstrząsnął dreszcz, gdy celowo odgarnąłem kosmyk włosów za ucho i pozwoliłem, by gorący, miętowy oddech odbił się od jej skóry. Nadal działałem na nią tak, jak przed kilkoma miesiącami, gdy zacięcie przygryzała moją wargę podczas pocałunku i wyginała plecy w łuk za każdym razem, gdy dochodziła w moich ramionach.
-Jesteś nienormalny. Mam iść z tobą na wesele twojej dziewczyny jako twoja dziewczyna. Kompletnie zwariowałeś - wypuściła spomiędzy warg głośne sapnięcie i spojrzała na mnie w karcący sposób.
-To nie jest moja dziewczyna. Przecież ma narzeczonego - zironizowałem, naśladując głos Cindy. Za każdym razem, gdy powtarzała przy mnie tę formułkę, miałem ochotę zatkać jej usta i poczekać, aż zmieni zdanie. Do cholery, wiedziałem, że kobiety należą do gatunku tych niezdecydowanych, ale nie sądziłem, że aż tak. - Proszę cię, Lily. Ślub już jutro, a nie wypada mi iść samemu. A poza tym, będziesz miała doskonałą okazję, by poznać Cindy.
Lily marszczyła brwi jeszcze przez kilka kolejnych minut. Powolutku zaczynała się łamać. Wiedziałem, jak zabrzmi kolejne zdanie z ust Lily. Dobrze, ale ty płacisz za opiekunkę dla Molly. Zaczynała marszczyć nosek i lekko przymykać powieki. Znałem ją tak dobrze, że każdy jej gest stanowił w moich oczach słowo. Nie na darmo mówią, że przyjaciele rozumieją się bez słów. Przeważnie Lily nie musiała się odzywać, bym poznał jej zdanie na dany temat, natomiast kiedy zaczynała mówić, musiałem przysłuchiwać się dokładnie, by zrozumieć, co tak naprawdę chciała powiedzieć. Wypowiadała tysiąc słów na minutę, mówiła chaotycznie, gestykulowała. Przypominała typową nastolatkę z amerykańskich komedii. Również gdy była smutna, nie odstawała od filmowych postaci. Siadała na łóżku z litrem lodów czekoladowych, włączała telewizor i tylko czekała, abym przykrył jej ciałko ciepły kocem. Była królową każdej imprezy, a gdy zaczynała pić, wiedziałem, że będę musiał wynieść ją z klubu, bo nie da rady wyjść o własnych siłach. Podsumowując, była zbiorem przeciwności.
-Dobrze - westchnęła w końcu, przewracając oczami na widok poszerzającego się uśmiechu na moich ustach. - Ale ty płacisz za opiekunkę dla Molly.
-Wiesz, że cię kocham - parsknąłem krótko i już teraz wyobraziłem sobie rozlewającą się po ciele Cindy zazdrość. Mogłem śmiało przyznać, że robiłem jej na złość. Chyba nie pomyślała, jak poczuję się, gdy pocałuje Ryana przy ołtarzu na moich oczach. Była egoistką, bez dwóch zdań.
-Tak, wiem. Nie masz innego wyjścia. A teraz leć już i baw się dobrze.
-Baw się dobrze - powtórzyłem z przepełniającą głos ironią. - Baw się dobrze z facetem dziewczyny, w której jestem ślepo zakochany. Dobre sobie.
Lily jedynie przewróciła oczami i zsunęła się zwinnie z moich kolan, biorąc na ręce małą Molly - swojego młodszego klona. Chociaż Molly ledwo odrosła od ziemi, już teraz kształtowało się między nią a Lily wyraźne podobieństwo. W ten sam sposób marszczyła nosek i brwi tworzące na czole niemal jedną linię. W przedpokoju wsunąłem stopy w buty za kostkę i zarzuciłem na ramiona czarną, skórzaną kurtkę. Stanąłem przed lustrem i kilka razy przebiegłem palcami wśród włosów, by nadać im nieskazitelnego, a jednocześnie seksownego wyglądu. Przed wyjściem nie zapomniałem o moich dwóch pięknych dziewczynach. Podszedłem do Lily, która trzymała w ramionach córeczkę i musnąłem z uśmiechem mały nosek Molly. Większą uwagę poświęciłem jej mamie, której jeszcze raz podziękowałem uroczym spojrzeniem za pomoc podczas jutrzejszego wesela, a na koniec wplątałem palce w jej włosy i z uczuciem pocałowałem zmarszczone czoło młodej kobiety. Moje dwa małe aniołki, których nigdy nie przestanę kochać.
Zdążyłem wyjść na klatkę schodową, kiedy usłyszałem odgłos ponownie otwieranych drzwi i szybkie kroki na schodach. Zerknąłem przez ramię, marszcząc brwi. W samych różowych skarpetkach wybiegła za mną Lily i zdyszana wsparła się na moich ramionach. Między nogami przebiegł szary kot, ocierając się o nogawkę luźnych w kroku jeansów. O mały włos nie straciłem równowagi. Dosłownie w ostatniej chwili chwyciłem dłonią barierkę i uderzyłem o nią plecami, a Lily trzymająca dłonie na moim torsie odbiła się od mojego ciała, chichocząc cicho. Z uśmiechem założyłem niesforny kosmyk brązowych włosów za lewe ucho i musnąłem czubek jej nosa. Była taka śliczna i urocza jak mała dziewczynka, która słodkim uśmiechem odbierała zmysły niejednemu. Uwielbiałem ją przytulać, uwielbiałem kochać się z nią, ale miłość, jaką ją darzyłem, przypominała miłość między rodzeństwem. Od czasu do czasu lubiłem jej po prostu wsadzić.
-Już się za mną stęskniłaś? - zachichotałem i w końcu stanąłem prosto, kładąc dłonie na biodrach Lily. Och, Cindy byłaby cholernie zazdrosna.
-Nie sądzisz, że Cindy zasługuje na prawdę? Może powinieneś powiedzieć jej o wszystkim? Może to coś zmieni? Może spojrzy na wszystko inaczej?
-Wiesz, że prędzej czy później się dowie. Teraz to i tak nic nie da. Ona jutro bierze ślub, a mnie podnieca myśl, że będę miał romans z mężatką.
Lily machnęła dłonią przy czubku mojej głowy i delikatnie roztrzepała włosy, na których perfekcyjne ułożenie zmarnowałem całe pięć minut. Rzuciła jedynie ciche jak uważasz, zanim klepnęła mnie w tyłek i w podskokach wróciła do mieszkania, w którym zostawiła małą Molly. Drzwi trzasnęły, a ja ostatni raz posłałem nieprzytomny uśmiech w stronę trzeciego z kolei schodka. Potrząsnąłem głową, w odbiciu w szybie poprawiłem grzywkę i zbiegłem schodami na parter. Powietrze przed blokiem było świeże i rześkie, a noc rozświetlało pożółkłe światło latarni, z których zwisały pajęczyny i złapane w sieć muchy. Zaczerpnąłem głośno powietrza i ostatni raz odwróciłem się w kierunku balkonu, z którego machała Lily i maleńka Molly na rękach matki. Wysłałem im w powietrzu buziaka i podbiegłem do samochodu, opadając na fotel kierowcy.
Pieprzony Ryan. Wydawał się w porządku facetem, lecz dostawałem białej gorączki przez sam fakt, że dotyka i posiada moją własność. Oddałbym wszystko, z wyjątkiem moich dwóch pięknych księżniczek obserwujących maskę mojego samochodu z balkonu, aby Cindy w ostatnim momencie zerwała zaręczyny i wpadła w moje otwarte ramiona, którymi tak bardzo pragnąłem ją objąć. Byłem po uszy zakochany, nawet nie starałem się zaprzeczać. Wkurwiało mnie tylko, że nie mogę mieć przy sobie ukochanej przez całą dobę, nieprzerwanie. Cóż mogłem zrobić? Ruszyłem z piskiem opon spod wysokiego krawężnika i poprawiłem przednie lusterko, bym dokładnie widział każdy samochód siedzący mi na ogonie. Ulice o tak późnej porze były już niemal puste. Docisnąłem gaz do oporu i przemknąłem przez jedną z najdłuższych ulic Londynu. Dzięki silnej woli nie zatrzymałem się pod blokiem Cindy. Była teraz zupełnie sama, mielibyśmy całą noc dla siebie. Cholernie chciałem być przy niej i w ostatnich chwilach oddalać zamiar poślubienia człowieka, który był jej obojętny. Znałem myśli Cindy. Było jej ciężko zranić Ryana i godziła się na małżeństwo jedynie z żalu. Popełniała największy w życiu błąd i nie zdawała sobie sprawy, że największą krzywdę wyrządzi samej sobie. Jednakże sam obawiałem się reakcji swojego ciała, gdy ujrzę ją w pięknej, białej sukni, rozpuszczonych włosach i welonie na głowie. Jej ślub będzie trudnym przeżyciem dla nas obojga. Nie bez powodu pragnąłem mieć przy sobie Lily, która chwyci moją dłoń i uspokajająco potrze jej wierzch.
Zaparkowałem pod apartamentowcem na obrzeżach Londynu, ostatni raz poprawiłem w lusterku grzywkę i wysiadłem z samochodu, zamykając drzwi automatycznym pilotem. Byłem w swoim życiu na jednym wieczorze kawalerskim i zabawa była przednia, a teraz czułem, że przez całą noc będę uśmiechać się sztucznie. Widok mordy faceta, który z każdym dniem odbiera mi ukochaną, nie należał do najprzyjemniejszych. Przez kolejne godziny obiekt mojego zainteresowania będzie stanowiła jedna ze ścian, lub żyrandol przy suficie. Nie ukrywam, miałem ciekawsze rzeczy do robienia, choćby seks z najpiękniejszą, młodą kobietą. Dwa razy nawet zawahałam się przed wejściem do budynku. Dopiero w ostatnim momencie zacisnąłem zęby i przyrzekłem sobie, że z przyklejonym do ust uśmiechem przetrwam cały pieprzony wieczór kawalerski. Jedyny plus mogła stanowić niemal naga striptizerka na moich kolanach i prostytutka na swoich kolanach. Jeśli wiesz, co mam na myśli.
Pieprzona winda sunęła się między piętrami powoli, jakby mówiła mi, że mam jeszcze czas, by zawrócić i zamiast prostytutkę, bzyknąć Cindy. Chociaż zbliżeń z szatynką nie mogłem nazwać zwykłym seksem. Były pełne miłości. W podobny sposób kochałem się tylko z Lily. Nie zastąpi mi tego żadna tania dziwka, która za kilkadziesiąt, w porywach do kilkuset dolarów zrobi dla ciebie wszystko. Przeszedłem długi korytarz i zapukałem w ostatnie drzwi apartamentu jednego z kolegów Ryana. Otworzył mi wysoki, dobrze zbudowany brunet z rzędem prostych, białych zębów. Był krótko ścięty, a mięśnie opinały się pod materiałem dopasowanej koszulki. Był przystojny, lecz przy mnie wyglądał jak kawałek gówna. Uścisnął moją dłoń i wpuścił mnie do środka, pokazując po drodze, gdzie mogę zostawić kurtkę. Wnętrze apartamentu było urządzone skromnie, lecz wszystko idealnie ze sobą komponowało. Po środku salonu stała skórzana kanapa, wielki telewizor zawieszony był na jednej ze ścian, a kuchenny blat zamienił się w bar godny porządnego klubu w centrum.
-Siema, stary - Ryan klepnął mnie po męsku w plecy, a ja przekląłem go w myślach. Pieprzony debil, który kradnie mi ukochaną. - Czego się napijesz? Piwa, czy może od razu coś mocniejszego?
-Jeśli masz whisky, będę wdzięczny.
-Oczywiście, że mam. Mam wszystko, czego dusza zapragnie - zarechotał, nalewając do szklanki alkoholu. Wyraźnie był już lekko wstawiony. - I czego ciało zapragnie również - dodał, rzucając ukradkowe spojrzenie w stronę półnagiej dziewczyny, której odgłos szpilek odbijał się echem od ciemnych paneli w salonie.
-To mi się podoba - mruknąłem pod nosem. - A Cindy wie, co robi jej narzeczony dzień przed ślubem?
-Hej, mam zamiar jedynie popatrzeć sobie na nagą dupeczkę. Tego jeszcze zdradą nie można nazwać. Nie posunę się do niczego więcej, ale na wszelki wypadek pilnuj mnie, gdybym uchlał się za bardzo i nie pamiętał, że jutro po południu biorę ślub.
Przytaknąłem głową. Najchętniej sam wepchnąłbym Ryana do łóżka nagiej prostytutki i skompromitował go w oczach Cindy. Może wtedy odwołałaby ten pieprzony ślub, który od kilku tygodni spędzał mi sen z powiek. Odkąd przyparłem ją do muru w wąskiej, londyńskiej uliczce, przyrzekłem sobie, że musi być moja, że musi być ze mną i zostawić Ryana, z którym jedynie męczyła się każdego dnia. Co on może jej dać? Jest marnym studencikiem mieszkającym w wynajmowanym mieszkaniu. Poza tym nie chodziło o pieniądze. On nigdy nie pokocha jej tak jak ja. Nigdy nie okaże jej miłości, na jaką zasługuje Cindy. I nigdy nie zrobi jej tak dobrze jak ja, a to przecież również miało istotne znaczenie. Moja księżniczka zasługiwała na zajebisty seks, a nie kilka pchnięć, które zdobywa od Ryana.
Ze szklanką whisky przysiadłem na jednym krańcu kanapy i upiłem kilka niewielkich łyków. Ponownie przemierzyłem wzrokiem apartament z numerem 126. Na ścianach wisiało kilka zdjęć, jednak żadne nie przedstawiało właściciela mieszkania. W barku lśniły butelki z kolorowego szkła wypełnione różnorodnym alkoholem, poczynając od słabego, którym upicie się graniczyło z cudem, kończąc na wysokoprocentowych. Po ekranie płaskiego, wielocalowego telewizora przebiegały sceny amerykańskiej komedii. Ja jednak uwagę skupiłem na striptizerce w koronkowej bieliźnie, która popchnęła lekko Ryana na krzesło po środku pokoju i położyła małe dłonie na jego ramionach od tyłu. Muzyka z głośników rozbrzmiewała w uszach. Powoli sączyłem whisky, patrząc, jak młoda kobieta zawiązała oczy Ryana opaską i zsuwała dłonie w dół jego klatki piersiowej. Chłopak zagryzł lekko wargę, kiedy dotknęła jego krocza, a potem obeszła go dookoła i usiadła na jego udach w rozkroku. Gdyby Ryan naprawdę silnie nie zagryzał między zębami warg, jęknąłby głośno i przegrał zakład.
Miałem cholerną ochotę wyciągnąć telefon i nagrać dla Cindy krótki, pokazowy filmik, który zbliżyłby mnie do wiecznego miejsca u jej boku. Mógłbym na przykład przerwać księdzu ceremonię i zaprezentować niedługi film, na którym Ryanowi rosną bokserki pod pośladkami striptizerki. Ale czy byłem tak nieznośnie wredny? Ryan był niezwykle podobny do mnie - kochał Cindy całym sercem, nie miałem co do tego złudzeń. Zaprosił mnie tu, bo mi ufa i wierzy, że nie pisnę Cindy słówka. Zamierzałem trzymać język za zębami, mimo wszystko.
W końcu Ryan jęknął, przegrał zakład i wcisnął w kieszeń kumpla pięć dolarów. Zaśmiałem się krótko, dopijając whisky do dna szkła. Wtedy rozmowa zeszła na zupełnie inny temat, w którym mógłbym udzielać się godzinami, a milczałem jedynie po to, by nie wzbudzić podejrzeń. Rozmawiali bowiem o Cindy.
-Muszę przyznać, Ryan, że dziewczyna trafiła ci się wyjątkowo piękna. I seksowna. Bardzo seksowna - mruknął jeden z mniej pijanych chłopaków. Nie trudziłem się, by zapamiętać jego imię.
-Pamiętam, kiedy przedstawiłeś nam ją po raz pierwszy. Nie ukrywam, chciałem ją bzyknąć - wybełkotał drugi i pociągnął z butelki łyk piwa.
Zacisnąłem palce prawej dłoni w pięść. Wkurwiało mnie, że mówił o Cindy jak o łatwej. Nie była taka. Była wyjątkowa, zasługiwała na tak wiele. Nikt z wyjątkiem mnie nie powinien zbliżać się do niej na odległość mniejszą niż metr. Nikt nie da jej tyle co ja.
-Pamiętajcie, że Cindy jest moja i nikt inny nie ma do niej praw - w twoich snach, pierdolony frajerze.
Ryan z pewnością nie był trzeźwy i nie przywiązywał większej wagi do słów kolegów. Ja natomiast najchętniej wycelowałbym każdemu silne uderzenie w szczękę. Może nauczyliby się szacunku, na jaki zasługiwała Cindy, na jaki zasługiwała każda kobieta, bez względu na wiek, wygląd i pozycję społeczną.
-A ty, Justin? Co sądzisz o Cindy? Chyba miałeś okazję ją poznać - zagadnął jeden z chłopaków, gdy zauważył, że od kilku minut nie odezwałem się ani słowem i odpłynąłem w krainę własnych myśli.
-Cindy? Jest najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem i dlatego wkurwia mnie, gdy mówicie o niej jak o dziwce - westchnąłem, przebiegając palcami wśród kosmyków włosów. - Szczęki wam poopadają, jak zobaczycie ją w sukni ślubnej. Wygląda jak księżniczka.
Sumienia kazało mi dodać drugą część wypowiedzi. Chciałem, aby wiedzieli, że łączy nas coś więcej niż kilka przeprowadzonych rozmów. Niestety, byłem w apartamencie tym najbardziej trzeźwym i niewiele docierało do moich towarzyszy. Westchnąłem więc głęboko, mając nadzieję, że w głowie chociaż jednego chłopaka pojawił się zarys domysłów i dwuznacznych przypuszczeń.
-Widziałeś Cindy w sukni ślubnej? - umieraj z zazdrości, frajerze. Ryan jakby na zawołanie zatrzymał puszkę piwa przy ustach i zmarszczył brwi.
-Pomagałem jej w wyborze - i dokładnie wycałowałem w przymierzalni jej gładkie plecki.
-Uważaj, Ry. Masz godnego rywala. Zanim się zorientujesz, między Justinem a Cindy rozkwitnie mały romansik, a ona częściej będzie się pieprzyć z sąsiadem niż z mężem - parsknął wysportowany, dobrze zbudowany brunet.
Żebyś się, kurwa, nie zdziwił.
Miałem pieprzoną ochotę powiedzieć im o wszystkim. O każdym razie, kiedy Cindy z głośnym, namiętnym jękiem dochodziła w moich ramionach. O każdej chwili, w której z przymkniętymi powiekami oddawała pocałunek. O każdym momencie, w którym wyznawała mi odwzajemnioną miłość. Ryan musiał być idiotą, jeśli nie widział w zachowaniu własnej narzeczonej żadnych zmian. Miłość go zaślepiła, zasłoniła mu oczy i pozwoliła wykorzystywać jego niebywałą naiwność.
-Justin, ja widzę, jak patrzysz na Cindy i ostrzegam cię, że nie zawaham się przypierdolić ci w buźkę - wybełkotał król wieczoru, powodując jedynie kpiący uśmiech rozciągający się na moich ustach. 
-W jaki sposób na nią patrzę? - ciągnąłem temat, jak tylko mogłem. Chciałem rozmawiać o Cindy. Chciałem rozmawiać o dziewczynie, którą kochałem.
-Pewnie tak, jakby chciał ją bzyknąć - zarechotał chłopak, siedzący po mojej lewej stronie i przybił piątkę z facetem na przeciwko.
-Właśnie nie - mruknął nieprzytomnie Ryan i ze zmarszczonymi brwiami utkwił we mnie podejrzliwe spojrzenie. A niech się gnojek domyśla. - Patrzy na nią tak, jakby ją kochał.
Poczułem ucisk w gardle i w żołądku jednocześnie. Moje oczy zdradzały wszystko. Patrzyłem na Cindy z niezaprzeczalną miłością. Ryan jednak nie był tak głupi, jak z początku myślałem. Po prostu udawał, by czuć się lepiej. Wpatrywał się we mnie bez wytchnienia, a ja zacząłem ze skrępowaniem błądzić po smugach na ścianie. Poczułem się naprawdę niepewnie. Z jednej strony chciałem, by wiedział o wszystkim, a z drugiej wolałem zachować to w sekrecie.
-Myślę, że wypiłeś już dzisiaj zdecydowanie za dużo i zaczynasz pieprzyć głupoty - machnąłem lekceważąco ręką, a potem wstałem z kanapy i okręciłem ramię wokół talii niemal nagiej dziewczyny. W jej przypadku nie miałem już złudzeń. Nie była niewinną striptizerką, a prostytutką z kilkuletnim stażem. - A teraz przepraszam was na moment - dodałem, po czym wciągnąłem kobietę do pierwszego z pomieszczeń.
Była młodsza ode mnie o rok, może o dwa. Jej gęsto włosy w kolorze blond opadały w lekkich falach na ramiona i plecy, a duże, niebieskie oczy podkreślone kredką, wciągały głębią. Była ładna i nie pasowała mi na dziwkę bez grama szacunku do samej siebie. Zanim popchnąłem ją na łóżko, pogładziłem kciukiem gładki policzek i przebiegłem palcami wśród kosmyków włosów. Była kobietą i jak każda zasługiwała na odrobinę ciepła i delikatności. Jej powieki opadły, a usta rozchyliły się, gdy musnąłem wilgotnymi wargami jej szyję. Drżała pod moim dotykiem. Już dawno nikt nie poświęcał jej tyle uwagi.
-Jesteś piękna, pamiętaj o tym - szepnąłem jej do ucha z cichym pomrukiem. Chciałem, aby choć przez chwilę poczuła się wyjątkowo. Praca nie dawała jej ku temu wielu okazji. - Zrobisz mi dobrze?
Dziewczyna nieśmiało skinęła głową. Onieśmielałem ją, byłem tego pewien. Żaden inny klient nie zwracał się do niej tak łagodnie i z pewnością nigdy nie pytał o zgodę. Blondynka opadła przede mną na kolana i posłała mi łagodny uśmiech, zanim chwyciła między palce pasek spodni. Rozpięła go razem z guzikiem i rozporkiem. Zanim zsunęła spodnie z pośladków, dotknęła niedużą dłonią przyrodzenia przez jeansy. Wciągnąłem powietrze między wargi, a prawa dłoń powędrowała w burzę gęstych, jasnych włosów. Kiedy zsunęła spodnie i pociągnęła za gumkę bokserek, odchyliłem lekko głowę, rozchyliłem wargi i wbiłem wzrok w małą smugę na suficie. Pełne usta dotknęły główki mojego członka i zaczęły ją przyjemnie ssać. Poruszała dłonią przy podstawie, a ja przygryzałem wargi, nie pozwalając jękom opuścić ust. Doskonale wiedziała, co robi. Wiedziała, jak sprawić mi ogromną przyjemność. Była doświadczona, a każdy jej ruch wyróżniał się precyzją. Doszedłem w jej ustach niebywale szybko. Już po kilku minutach uwolniłem nagromadzone podniecenie, obserwując, jak młoda kobieta przełknęła wszystko i ostatni raz przejechała krańcem języka po główce.
Pochyliłem się, by wciągnąć bokserki i spodnie, a później spojrzałem na blondynkę, która wzięła z szafki nocnej butelkę wody i upiła kilka łyków. Posłałem jej delikatny uśmiech. Była naprawdę piękna i żałowałem, że zajmowała się tym, czego popis dała mi przed momentem. Podszedłem do dziewczyny, pogładziłem jej miękkie włosy i pocałowałem w czoło. Jednocześnie wyciągnąłem z tylnej kieszeni jeansów banknot i wsunąłem go pomiędzy miseczki stanika blondynki. To nie tak, że nie chciałem uprawiać z nią seksu. Po prostu zbliżenie było dla mnie czymś więcej. Czymś, czego chciałem doznawać jedynie przy Cindy. I chociaż nie byliśmy razem, czułbym się jak po zdradzie.
-Jak ci na imię, piękna? - wyszeptałem do jej ucha, zakładając za nie kosmyk włosów.
-Diana - odparła nieśmiało i spojrzała mi głęboko w oczy. Jej tęczówki przywodziły na myśl wzburzone fale oceanu.
-Nie rób tego więcej, Diana. Jesteś zbyt piękna na brak szacunku do samej siebie - powiedziałem, po czym posłałem jej ostatni uśmiech i wyszedłem z sypialni, przekładając pasek między szlufki jeansów.
Opadłem na swoje stare miejsce na skórzanej kanapie, a wzrok wszystkich facetów w salonie padł na mnie. Wzruszyłem jedynie ramionami i duszkiem dokończyłem puszkę piwa.
-Dobrze się pieprzy? - brunet uniósł wysoko jedną brew, kształtując usta w uśmiech. 
Chciałem zwrócić mu uwagę, powiedzieć, żeby nawet w słowach pamiętał o szacunku do młodej kobiety, lecz machnąłem jedynie ręką. Nie byłem tu po to, by go pouczać.
-Dobrze obciąga - sprostowałem szybko. Nie chciałem, by przez Ryana dodarły do Cindy kłamliwe plotki. - Wiecie, mam dziewczynę. Nie chciałem jej zdradzać.
-Myślisz, że dowiedziałaby się o szybkim skoku w bok? Proszę cię, poza to mieszkanie nie wychodzi nic z dzisiejszego wieczoru.
-Po prostu czułbym się źle przed samym sobą z myślą, że ją zdradziłem, to wszystko - wzruszyłem niedbale ramionami i ponownie wstałem. - Przepraszam, panowie, ale ja będę się już zbierał - mruknąłem, po czym szybko chwyciłem kurtkę i, żegnając się przelotnie z królem wieczoru, wyszedłem na korytarz.
Nie odpowiadało mi ich towarzystwo. Wolałem siedzieć w domu samotnie, niż dłużej słuchać o weselu, o Cindy która mimo wszystko była moja. Nigdy nie zaprzyjaźnię się z Ryanem, nie miałem co do tego żadnych wątpliwości. Przycisnąłem w ścianie przycisk przywołujący windę i czekałem, aż rozsuną się przede mną metalowe drzwi. Wszedłem do środka, poprawiając włosy w lustrze. Wysłałem windę na parter, jednocześnie zastanawiając się, w jaki sposób spędzę resztę wieczoru. Nie chciałem siedzieć samotnie we własnych czterech ścianach. Samotność skutecznie psuła mój nastrój. Na imprezę w klubie również nie miałem ochoty. W tej chwili wyjątkowo potrzebowałem u boku bliskiej osoby. Osoby, przy której zwykła rozmowa zmieniała się w okazję do wspomnień. Osoby, która objęłaby delikatnie moją głowę i wtuliła w miękkie piersi. Potrzebowałem Cindy, która zapewniłaby mnie, że ślub nie zmieni niczego między nami, że nasza miłość nie uschnie, a będzie nieustannie kwitnąć.
Wskoczyłem na fotel kierowcy i przekręciłem w stacyjce kluczyk. Serce biło w piersi szybciej na myśl, że za kilka minut zobaczę Cindy, jej uśmiech, jej oczy. Kochałem ją z dnia na dzień coraz mocniej. Zajmowała największą część mojego serca. W moim życiu liczyły się trzy osoby - maleńka Molly, Lily i Cindy. Chciałem, aby była szczęśliwa, lecz jej szczęście nie wiązało się z moim szczęściem. Będę musiał nauczyć się poświęcenia. Byłem gotów zrobić wszystko, aby tylko z ust Cindy nie schodził uśmiech. Przyspieszyłem na zielonym świetle, dociskając pedał gazu do oporu. Pędziłem jak wiatr tylko po to, by móc zapukać do drzwi jej mieszkania, a potem objąć ramionami drobną talię.
W połowie drogi wyciągnąłem papierosa ze schowka i przypaliłem koniec zapalniczką. Paliłem, póki nie byłem przy Cindy. Nie lubiła, gdy zaciągałem się szkodliwym dymem. Skończonego papierosa wyrzuciłem przez szparę w uchylonym oknie i znów przyspieszyłem. Z trudem odnalazłem wolne miejsce parkingowe przed blokiem. Wysiadłem z samochodu i zamknąłem drzwi pilotem. Uniosłem wzrok ku niebu, na którym księżyc świecił w pełni. W pewnym momencie ponad głową przeleciała gwiazda, pozostawiając za sobą jasną smugę. Na moment opuściłem powieki i zacisnąłem kciuki.
-Chciałbym po prostu, aby była szczęśliwa, nawet jeśli ja miałbym przez to cierpieć - szepnąłem i chociaż nie wierzyłem w magiczną moc spełniania życzeń, tym razem miałem nadzieję, że spadająca gwiazda zapewni Cindy szczęście.
Otworzyłem zapasowym kluczem drzwi prowadzące na klatkę schodową i przeskakiwałem w biegu po dwa stopnie na schodach. Na drugie piętro dotarłem w mgnieniu oka. Odczekałem parę sekund, by ustabilizować oddech, po czym przyłożyłem zaciśnięte kostki do drzwi i zapukałem dwa razy. Gdy Cindy nie otworzyła w przeciągu kilkunastu sekund, zacząłem obawiać się, że smacznie śpi, przykryta kołdrą po sam nos. Wtedy jednak po drugiej stronie drzwi odbiły się echem szybkie, ciche kroki. Zamek w drzwiach wykonał pełen obrót, a zza futryny wyłoniła się ona. Niespełna dziewiętnastoletnia dziewczyna ubrana jedynie w cienki szlafrok, z białym ręcznikiem na głowie i zieloną maseczką na idealnej twarzy. Zanim zdążyła uchylić usta, przemknąłem pod jej dłonią, kurczowo zaciskającą się na klamce, i domknąłem butem ciężkie drzwi, aby w następnej sekundzie trzymać dziewczynę w objęciach. Jej małe ciałko wpadło w moje ramiona, jakby czekało na to cały dzień. A i ja pragnąłem nie rozluźnić uścisku już nigdy więcej.
-Wyglądam jak ufo - stwierdziła po kilku minutach, chichocząc wprost do mojego ucha. 
-W takim razie jesteś najseksowniejszym ufoludkiem, jakiego widziałem.
-Jestem jedynym ufoludkiem, jakiego widziałeś - parsknęła, a jej śmiech powodował szybsze bicie mojego serca. 
Byłem niezaprzeczalnie zakochany.
-Tęskniłem za tobą, Cindy - mruknąłem po kolejnych minutach gładzenia dłonią jej pleców. Dotknąłem również jej nagich, przykrytych jedynie cienkim, satynowym szlafrokiem piersi. Były miękkie i delikatne jak Cindy i jej ciepłe serduszko, które otworzyła dla mnie.
-Nie powinieneś być na wieczorze kawalerskim? - spytała, muskając dolną wargą płatek ucha. 
-Byłem, ale wolę resztę wieczoru spędzić przy tobie. Ich nie kocham, a za tobą wskoczyłbym w ogień.
-Chociaż nie ukrywasz, że chętniej wskoczyłbyś za mną do łóżka - posłała mi chytry uśmieszek i zassała między zęby skórę na szyi. Utworzyła na niej zgrabną, wyrazistą malinkę o idealnym kształcie i kolorze.
-Nie ukrywam - moja klatka piersiowa zawibrowała podczas chichotu. Wystarczyło, że patrzyłem na Cindy. Od razu czułem się jak nowonarodzony, jak po dawce silnego narkotyku.
-Justin? - uniosła wzrok znad gęstych rzęs, którymi zatrzepotała słodko. - Mogę ci zadać pytanie?
Skinąłem głową, przywierając dłońmi do bioder dziewczyny. 
-Na tym wieczorze kawalerskim nie było jedynie facetów, mam rację? Striptizerki prostytutki, co dusza zapragnie, prawda?
Próbowałem powstrzymać chytry uśmiech, ale nie potrafiłem. Uniosłem kąciki ust ku górze i objąłem dłońmi pośladki dziewczyny.
-Żadna nie miała tak pięknej pupki jak ty - pospiesznie zmieniłem temat, masując dłońmi jej urocze, niewielkie krągłości.
-Przestań żartować i powiedz lepiej, spałeś z jakąś? - nie chciała być zazdrosna, a mimo to jej usta ułożyły się w słodkim grymasie.
-Tak, z każdą po trzy razy - odparłem poważnie, blokując parsknięcie. Cindy uchyliła w szoku usta i zmarszczyła ciemne brwi. Nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem w twarz osiemnastolatki.
-To wcale nie jest śmieszne! - pisnęła, wymierzając uderzenie małą pięścią w klatkę piersiową. Nawet nie poczułem bólu.
-Gdybyś tylko widziała swoją minę - wymamrotałem, ocierając spod oka niewidoczną łzę. - A tak naprawdę, jedna mi obciągnęła.
Cindy skrzywiła się i przewróciła teatralnie oczyma. Wychodziła z niej mała zazdrośnica, słodko marszcząca brewki i nosek. Odepchnęła mnie dłonią i ruszyła z powrotem do łazienki. Wiedziałem, że nie jest zła. Była jedynie zaborcza. Mając dwóch, pragnęła, abym był tylko jej.
-No co - parsknąłem po raz kolejny, opierając się o futrynę w drzwiach łazienki.
-Jesteś obrzydliwy, Justin. 
-Bo co? Bo jakaś obca panienka zrobiła mi loda? - celowo ująłem myśl wulgarnymi słowami. - A może jesteś zazdrosna, że to nie ty zrobiłaś mi dobrze?
Trafiłem w jej czuły punkt.
-Och, zamknij się, proszę. Nie mogę się stresować, nie dzisiaj - mruknęła, po czym pochyliła się nad umywalką i opłukała twarz chłodną wodą, by zmyć zieloną maseczkę.
-Nie jestem tu po to, byś się stresowała. Wręcz przeciwnie, pomogę ci się rozluźnić
Stanąłem za plecami Cindy i pogładziłem wnętrzem dłoni jej spięte ramiona. Była sporo niższa, mniejsza i delikatna jak najprawdziwszy aniołek, któremu brakowało jedynie skrzydeł. Pod wpływem pocałunków składanych na szyi przymknęła powieki i delikatnie odchyliła głowę, by dać mi większy dostęp do nagiej skóry. Uważałem przy delikatnym ssaniu zagłębienia szyi. Nie mogłem zrobić Cindy malinki. Nie dzisiaj. Zepsułbym romantyczny nastrój i spłoszył Cindy niewłaściwym ruchem.
-Zdradzać narzeczonego w przeddzień ślubu to prawdziwy grzech - mruknęła cicho, odwróciła się i powoli przywarła wargami do moich ust. 
Pocałunek był delikatny, powolny i namiętny. Oboje kochaliśmy takie momenty najbardziej. Ja sprawiałem przyjemność Cindy, a ona radowała swym dotykiem mnie. Uzupełnialiśmy się i tworzyliśmy perfekcyjną całość.
-Zakazany owoc smakuje najlepiej, nieprawdaż?
Cindy mimowolnie przytaknęła. Nie chciała zdradzać Ryana, ale miłość do mnie odbierała jej zmysły. Gdy uniosłem jej drobne ciało, objęła nogami biodra i wtuliła twarz w zagłębienie szyi. Chciała kochać mnie, a ja chciałem dzisiejszej nocy kochać ją. Opuściłem Cindy dopiero na łóżko w sypialni i wsunąłem się na miękką, świeżą pościel. Palcami pociągnąłem wiązanie szlafroka i rozchyliłem oba skrzydła. Była zupełnie naga. Jej piękne piersi prosiły wręcz, abym ujął je w dłonie i pieścił do świtu. Chciałem nacieszyć się nią, póki mogłem, nawet jeśli miałbym czerpać korzyści jedynie fizyczne. Mógłbym pójść do Ryana i powiedzieć mu o wszystkim. Mógłbym rozpieprzyć Cindy wesele i mieć ją tylko dla siebie. Ale po co? Po co, skoro Cindy byłaby nieszczęśliwa? Bawiła się mną, wykorzystywała moje uczucia, grając na dwa fronty. Owinęła mnie sobie wokół palca i sprawiła, że nie potrafiłem jej odmówić. Byłem zbyt słaby i zdecydowanie zbyt mocno zakochany. Pieprzona miłość.
Sprawne rączki Cindy odpięły pasek, guzik i rozporek spodni, głaszcząc i uciskając przyrodzenie przez bokserki. Ukryłem twarz w poduszce, żeby nie przekląć głośno i nie szarpnąć materiałem szlafroka. Usiadłem okrakiem na jej udach i przeciągnąłem przez głowę koszulę, której dwa pierwsze guziki rozpiąłem jeszcze przed wejściem do mieszkania. Cindy nie czekała, aż obsypię jej piersi pocałunkami. Chwyciła gumkę bokserek i zsunęła je, po czym owinęła palce wokół nasady członka. Albo miałem jedynie wrażenie, albo Cindy była zazdrosna o prostytutkę, w której towarzystwie spędziłem kilka przyjemnych minut. Była urocza, kiedy ukrywała zazdrość.
-Teraz, Justin, teraz - szepnęła, mocno wbijając paznokcie w moje plecy, gdy naparłem na nią całym ciałem i wsunęłam w ciasne wejście dziewczyny główkę penisa.
Wbiłem się do samego końca i spiłem z ust Cindy głośny jęk w słodkim pocałunku. Zacisnąłem palce obu dłoni na zagłówku łóżka i pchnąłem biodrami raz, później kolejny i kolejny. Czy miałem wyrzuty sumienia? Ogromne. Jeszcze przed godziną żartowałem z Ryanem, a teraz, wulgarnie mówiąc, posuwałem jego narzeczoną. Było mi szkoda tego chłopaka jeszcze bardziej niż samej Cindy. Każdego dnia przyprawiała mu rogi i nie powstrzymała się nawet w noc bezpośrednio przed ślubem. Cholera, była podła, a ja byłem podły razem z nią. I jeszcze raz - pieprzona miłość. Gdyby chciała skoczyć ze mną na bank, nie odmówiłbym jej. Gdyby kazała mi zabić pierwszego przechodnia na ulicy, zrobiłbym to. Straciłem dla niej głowę. Dla niej i dla jej ciasnej cipki.
Warknąłem głośno, kiedy z kolejnym pchnięciem wbiłem się w Cindy do samego końca. Krzyk dziewczyny z początku zasiał we mnie ziarno paniki. Spojrzałem na jej rozchylone usta i opuszczone powieki i wiedziałem już, że pisk był przejawem dzikiej rozkoszy, rozchodzącej się po całym ciele. W zasadzie byłem na nią zły, że znów jej uległem i że ona kolejny raz uległa mi. Przyjemność była jednak zbyt silna, abym mógł wycofać się w momencie największego wybrzuszenia w spodniach. Cindy uniosła lekko nogi i ostrożnie objęła moje biodra. Wszedłem w nią jeszcze głębiej niż przed momentem i warknąłem zwierzęco. Nie spostrzegłem nawet, że dzisiejsze seks nawet w najmniejszym stopniu nie przypominał codziennych wymian uczuć. Pieprzyłem ją tak mocno, jak tylko mogłem, a ona najwyraźniej tego chciała, ponieważ dodatkowo motywowała mnie, wbijając paznokcie w nagie, lekko spocone plecy. Kurwa, nie chciałem aby nasz seks był szybkim, kilkuminutowym numerkiem, a teraz było już za późno, bo w przeciągu paru kolejnych pchnięć doszliśmy oboje - ja spuszczając się w jej wnętrze, a ona wyginając plecy w łuk i lekko gryząc moje ramię.
-Jesteś nimfomanką, Cindy - oznajmiłem po paru sekundach, wychodząc z niej i opadając obok na pościel.
-Nie myślę o seksie przez całą dobę - zaprotestowała, zaczesując rozrzucone w każdą stronę, wilgotne włosy.
-Nie przez całą dobę, tylko przez cały dzień - zaszydziłem i przesunąłem opuszkami palców od jej kości biodrowej przez talię i piersi, aż do odznaczającego się obojczyka.
-Założę się, że nie myślę o seksie częściej niż ty - prychnęła lekceważąco, dotykając bosą stopą mojej owłosionej i umięśnionej łydki.
-Ale ja jestem facetem, mi wolno.
-A mi nie, dlatego, że jestem kobietą? Jesteś śmieszny, Justin.
-Wolno by ci było, gdybyś myślała o seksie z narzeczonym - podpuściłem ją, zerkając ukradkiem na odprężoną twarz Cindy.
Zmarszczyła nerwowo brwi i gwałtownie wsparła się na jednym łokciu. Zagryzłem wargę, wiedząc, że mam przesrane, ale w końcu wyrzuciłem z siebie coś, co ciążyło mi na sercu. 
-Nagle zaczęło ci przeszkadza, że zdradzam Ryana? Gdybyś nie pojawił się w moim życiu po raz kolejny i gdybyś przez dwa tygodnie nie chodził za mną nieustannie, nie uległabym ci i żyłabym szczęśliwie z Ryanem.
-Więc to moja wina? To ja każę ci go zdradzać? Każę ci otwierać przede mną nogi i krzyczeć moje imię tak głośno, że prawdopodobnie słyszeli je wszyscy sąsiedzi? - spytałem z niedowierzaniem, również podpierając się na łokciu. Drugą dłonią pchnąłem małe ciałko Cindy z powrotem na pościel. - Jesteś cholerną egoistką, Cindy.
-Ja jestem egoistką?
-Tak, ty. Jutro bierzesz cholerny ślub, a teraz pieprzysz się ze mną, jakbyś nie miała wobec Ryana żadnych zobowiązań. Nie mówię, że przeszkadza mi fakt, że tak chętnie oddajesz mi swoje słodkie ciałko. Po prostu zastanawiam się, jak możesz nie mieć wyrzutów sumienia przed samą sobą. Sypiasz z Ryanem, sypiasz ze mną. Skąd mam wiedzieć, czy nie masz jeszcze jednego frajera na boku?
Cindy zacisnęła szczękę i przez parę chwil nie odrywała wzroku od mojej poważnej twarzy. W końcu jednak chwyciła cienki szlafrok, wsunęła w rękawy obie ręce i zawiązała przy pępku. Wyglądała kurewsko gorąco, gdy spod materiału wyłaniały się jej długie, smukłe, nagie uda, a na górze luźno spływał po pełnych, kształtnych piersiach. Byłem tak zafascynowany widokiem jej ciała, że ocknąłem się dopiero w chwili, w której dziewczyna rzuciła moje ubrania na nagi brzuch.
-Wynoś się stąd - warknęła, wskazując małą dłonią drzwi. - Głuchy jesteś? Powiedziałam, wynoś się stąd! - podniosła głos, a ja wiedziałem już, że nie żartowała. Naprawdę wyrzucała mnie z mieszkania pięć minut po ostrym seksie i pierwszej sprzeczce, poprzez którą chciałem jedynie otworzyć jej oczy.
-Twoje wahania nastroju wpędzą mnie kiedyś do grobu - warknąłem, wciągając na tyłek parę dopasowanych bokserek z czerwoną gumką. - Jeśli masz dostać okres, trzeba było zwyczajnie powiedzieć, zamiast rozładowywać na mnie agresję.
-Zamknij się i po prostu wyjdź, irytujesz mnie.
-Ale kiedy robiłem ci dobrze nie byłem problemem, co? - odszczekałem się jak zwykły szczeniak, ale z każdą chwilą wzbierała we mnie złość.
Cindy rzuciła we mnie parą jeansów, którą pospiesznie wciągnąłem przez długie nogi. Koszuli nie zdążyłem nawet założyć. Z nagim torsem i rozwiązanymi sznurowadłami zostałem wyrzucony przez obrażoną księżniczkę na wycieraczkę i pożegnany jednym, krótkim zdaniem, które zastępowało więcej niż tysiąc słów.
-Kiedyś faceci bawili się mną, więc teraz ja mam prawo pobawić się wami.
Zatrzasnęła z hukiem drzwi, a ja z frustracją uderzyłem zaciśniętą pięścią w ścianę na wysokości głowy. Kostki zapiekły nieznośnie, a z jednej wypłynęła wąska stróżka krwi.
Gdybyś tylko, kurwa, wiedziała.


~*~


Jak widzicie, Justin w końcu pokazał, co myśli o Cindy :)

13 komentarzy:

  1. Justin to idiota a Cindy to egoistka :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z koleżanką wyżej xD
    Poza tym cudoowny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, Cindy to cholerna egoistka.... A Justin? Dobrze ze powiedział jej co w końcu myśli o niej i o tej całej sytuacji.. może wreszcie pani "mam dwóch do bzykanka" się ogarnie i skończy tą grę jeszcze przed ślubem :D

    Buzi ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się z nim. A najbardziej ciekawi mnie ostatnie zdanie. Bardzo bym chciała, żeby wszystko się już wyjaśniło
    http://dark-sky-1dff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. niech justin wyjawi jej ten sekret przed slubem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam sie z Justinem <3 Cindy jest egoistka :/
    Czekam na kolejny rozdział <3
    /Wiki

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie zgadzam się na ślub. Super czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  8. O boze co oni robia ze swoim zyciem... Nie tylko ona jest tu winna...oboje przeginaja..

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy Justin chce się na niej zemścić za to, że złamała mu serce?
    Nie, nie zupełnie chyba.
    A Cindy jest straszną egoistką i hipokrytką... Justin zrobił bardzo dobrze, mówiąc jej te słowa, a ona nie ma prawa się na niego obrażać, powiedział przecież całą prawdę.
    Z niej to widać niezłe ziółko jest, twierdzi, że nie chce ranić Ryana, ale pewnie podoba jej się przygodny seks z kochankiem. trochę adrenaliny, bo przecież w każdej chwili Ryan może ich przyłapać, z pewnością działa na wyobraźnię. to ją kręci.
    Czekam na następny <3
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Zabiłaś mnie ostatnim zdaniem Cindy !!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Matko, kocham to ff, mam nadzieję, że nie dojdzie do ślubu. Życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń