piątek, 29 maja 2015

Rozdział 1 - He's back...

Edit: Od rozdziału 7 zaczyna się narracja pierwszoosobowa.

        Cindy przecierała blat stolika w jednej z londyńskich kawiarni okrężnymi ruchami, podśpiewując cicho pod nosem słowa piosenki, płynącej z miejskiego radia. Kilkoro klientów, zwłaszcza płci męskiej, przyglądało się z zaciekawieniem jej smukłej sylwetce, poruszającej się w rytm muzyki. Żaden nie przerwał wprawionych w spokojny taniec bioder osiemnastolatki. Z daleka zdawała się szczęśliwa, pełna życia i energii. Z bliska wyglądała jeszcze lepiej. Jej oczy były radosne, kąciki ust uniesione, a wyraz twarzy pogodny. Ciszyła się wszystkim, co dawało jej życie.
        Nikt z obcych nie przypuszczałby, że szatynka przeszła w swoim życiu przez piekło. Że przez długie miesiące była bita i gwałcona, a gdy w końcu zaznała smak miłości, wiara w lepsze jutro została jej brutalnie odebrana. Od pamiętnych wydarzeń minęły niespełna trzy lata, podczas których Cindy zapomniała o każdej doświadczonej krzywdzie. Zapomniała o ludziach, zapomniała o dniach, przepłakanych w poduszkę. Ukończyła terapię dla osób dotkniętych przemocą. Poznała wspaniałego mężczyznę, narzeczonego. Wyszła w życiu na prostą i od kilkunastu długich, pięknych miesięcy nie płakała, nie smuciła się, tylko przez cały czas uśmiechała, chcąc pokazać, że ból po wyrządzonych krzywdach ustąpił miejsca szczęściu i radości.
        -Co panu podać? - spytała wesoło klienta, trzymając w dłoni notes, w którym czarnym długopisem kreśliła nieśmiałe wzorki.
        -Czy w menu znajduje się może numer pani telefonu? - spytał nonszalancko, unosząc jeden kącik ust. Był zadbanym mężczyzną po trzydziestce. Po pierwszym spojrzeniu na radosną, pełną energii osiemnastolatkę, zauroczył się w niej.
        -Przykro mi, nie umawiam się z klientami - odparła, zakładając niesforny kosmyk włosów za ucho. - A poza tym, za parę tygodni wychodzę za mąż.
        -No tak - mruknął smutno. - Mogłem się domyślić, że tak piękna kobieta, jak pani, nie spędza wieczorów samotnie.
Cindy była przyzwyczajona do łagodnych komplementów klientów kawiarni. To tutaj, podczas jednej z popołudniowych zmian, poznała swojego obecnego narzeczonego. Teraz nie reagowała już na czułe słowa i jedynie uśmiechała się pod nosem. Każdy z podrywających ją klientów był w jej oczach po prostu uroczym facetem. Cieszyła się również, że żaden z mężczyzn tutaj, w Londynie, nie traktował jej przedmiotowo, a komplementy ograniczały się jedynie do pięknych oczu i anielskiej urody.
        -W takim razie poproszę filiżankę czarnej kawy i może szarlotkę - posłał Cindy uśmiech i oddał menu, zanim dziewczyna odeszła do lady.
        -Trafił się kolejny zakochany klient? - koleżanka stojąca za barem zaśmiała się cicho na widok teatralnego przewrotu oczu osiemnastolatki. - Czasem zastanawiam się, czy męska część klientów przychodzi tutaj ze względu na świeżo mieloną kawę i pyszne ciasto, czy tylko po to, aby popatrzeć, jak taneczny krokiem wycierasz każdy ze stolików.
        -Proszę cię, przestań. To już piąty dzisiaj. Kolejne zamówienia będziesz odbierać ty. W końcu, niedawno rozstałaś się z chłopakiem. Mogłabyś kogoś poznać, a niektórzy z naszych klientów to naprawdę niezłe ciacha. Gdybym nie była zaręczona, zakręciłabym się koło jednego z nich - poruszyła znacząco brwiami i obie z koleżanką wybuchnęły cichym śmiechem.
        -My tu rozmawiamy, a na ciebie czeka nowy klient, Cindy. Jeśli ten też będzie chciał cię uwieść, przysięgam, od kolejnego zamieniamy się rolami i to ja zacznę odbierać od najprzystojniejszych facetów zamówienia.
        Cindy tanecznym krokiem ruszyła w stronę stolika, przy którym siedział kolejny klient, wystukując cichy rytm w blat świeżo wypolerowanego stolika. Osiemnastolatka nie spoglądała na niego, tylko w drodze zaczęła kreślić kolejne wzory w notesie. Spoglądała jedynie na podłogę, aby mieć pewność, że nie potknie się o jedno z krzeseł.
        -Dzień dobry, co panu podać? - spytała uprzejmie, unosząc wzrok znad małej, białej kartki z kilkoma naszkicowanymi, czarnymi kwiatami na brzegach.
Zamarła.
Chociaż mężczyzna dopiero powoli unosił głowę, ona doskonale rozpoznała brązowe włosy z grzywką postawioną ku niebu. Sama barwa włosów nie wzbudziłaby w niej niepokoju, gdyby na szyi mężczyzny nie ujrzała charakterystycznego, dobrze znanego tatuażu, który niegdyś otaczała opuszkami palców. 
Justin.
Uniósł głowę i zaczął wpatrywać się dziewczynie prosto w oczy tym samym przenikliwym spojrzeniem, jakim otaczał ją przed laty. Miało w sobie cień troski i miłości, ale także nutę szoku i zdezorientowania. Usta Justina uchyliły się minimalnie, jakby miał ulecieć z nich cichy dźwięk, jednak w kawiarni w dalszym ciągu panowała cisza i jedynie w tle leciała puszczona z radia muzyka.
        -Cindy - wyszeptał gardłowo. Jego głos wywołał dreszcze na skórze osiemnastolatki.
Zmienił się. Bardzo. Rysy jego twarzy zmężniały, a szczęka stała się wyraźniej zarysowana. Przed dwoma laty widoczny był w nim jeszcze chłopiec, przeistaczający się w faceta. Teraz był mężczyzną z krwi i kości. Podrósł kilka centymetrów, a niegdyś lekko umięśnione ciało teraz w znacznej części pokrywały wyrzeźbione mięśnie. Przybyło mu również tatuaży, które pokryły całą powierzchnię ramion. Na twarzy wyszczuplał, a oczy miał ciemniejsze, bardziej tajemnicze i zdecydowanie smutne.
        Cindy wypuściła z rąk notes i pobiegła na zaplecze kawiarni. Gwałtownie zamknęła za sobą drzwi i zsunęła się po ścianie na podłogę. Drżała na całym ciele, ale nie płakała. Nie mogła pozwolić sobie na łzy po tak długim czasie. Po skończonej terapii obiecała sobie, że już nigdy nie uroni łzy z powodu wracających wspomnień. Odcięła się od nich, uciekając i już nie wróci, nawet jeśli one starałyby się namieszać w jej głowie.
        -Hej, Cindy, co się stało? Uciekłaś od niego, jak oparzona. Znasz go? - przy osiemnastolatce ukucnęła koleżanka, gładząc dłonią jej ramię, od dołu do góry pokryte dreszczami. Nieprzyjemnymi dreszczami.
        -Znam go. Znam go bardzo dobrze.
Po przyjeździe do Londynu jedynie narzeczonemu powiedziała, przez co przeszła w życiu. Żadni znajomi nie znali jej przeszłości. Nie chciała litości i współczujących spojrzeń. Potrafiła doskonale poradzić sobie z przeszłością sama, a wiedziała, że gdyby więcej osób znało najczarniejsze sceny z jej życia, na każdym kroku czułaby współczucie, którego chciała uniknąć.
        -To Justin, mój były chłopak. Spotykałam się z nim, kiedy miałam szesnaście lat. Był jednym z powodów, dla którego uciekłam ze Stanów do Londynu - wymamrotała, wpatrując się tępo w ścianę.
        Zastanawiała się, co powinna zrobić. Czy bez strachu wyjść z zaplecza, podejść do stolika, przy którym siedział Justin, i suchym głosem odebrać od niego zamówienie, jak od każdego innego klienta? Czy zrzucić z siebie firmowe wdzianko, wyjść tylnym wyjściem i, nie odwracając się, dotrzeć pod drzwi domu, gdzie narzeczony mógłby objąć ją ramionami i pocieszyć?
        -Cindy, idź do domu. Za pół godziny kończysz zmianę, a ja bez najmniejszego problemu zastąpię cię w kawiarni. Mamy dzisiaj niewielki ruch. Naprawdę powinnaś iść, położyć się, przespać. To dobrze ci zrobi.
        Osiemnastolatka z wdzięcznością przytuliła czarnowłosą koleżankę i wstała z podłogi. Udało jej się. Nie uroniła ani jednej łzy, chociaż mogłaby. Nie wpuściła do zakamarków umysłu również wspomnień. Nawet jedna z jej myśli nie zapędziła się w stronę przeszłości. Przed oczyma pojawiał jej się jedynie obraz tego, prawie dwudziestoczteroletniego Justina, z kilkoma zmianami na znacznie poważniejszej twarzy.
        -Widzimy się jutro, Diana - kiedy Cindy przebrała firmowe ubrania na własne, składające się z luźnej koszuli wsuniętej w dopasowane spodnie z wysokim stanem, rzuciła na pożegnanie do koleżanki i wyszła z kawiarni tylnym wyjściem na tyły budynku.
        Posłuchała głosu serca i nie odwracała się, stawiając szybkie kroki na jednej z ciemnych uliczek. Głowę miała spuszczoną, a kosmyki brązowych, prostych włosów do pasa opadały po obu stronach twarzy. Teraz walczyła z samą sobą. Co chwila widziała urywki ze swojej przeszłości, dlatego zamykała mocno oczy, a gdy ponownie je otwierała, rozpościerała się przed nią jedynie stara, wąska uliczka. Jednakże, gdy tylko mrugnęła, wszystko powracało na nowo. 
Po kilkuminutowej walce poddała się i wpuściła do wnętrza umysłu ostatnie wspomnienie z Justinem, zanim uciekła, rozpoczynając nowe życie.



Cindy schowała bilet lotniczy do najgłębszej kieszeni torby i odeszła od kasy na lotnisku. Nie chciała, aby ktokolwiek ją zobaczył, aby ktokolwiek rozpoznał. Podjęła decyzję o ucieczce i to właśnie tego wieczora postanowiła napisać ostatni, pożegnalny, lecz fałszywy wpis w pamiętniku, który otwarty zostawi na środku łóżka, dając jasny wgląd Zaynowi w każde słowo, przelane na papier. Wiedziała, że uwierzy. Wiedziała, że uwierzy zarówno on, jak i Justin. Ucieknie od nich, ucieknie od dawnego życia i już nigdy nie zostanie skrzywdzona.
Niestety, pech chciał, że, krocząc bocznym korytarzem lotniska, przez własną nieuwagę wpadła na lekko umięśnione ciało chłopaka. Zaczerpnęła powietrza, a razem z nim wyczuła zapach silnych perfum Justina, które na początku doprowadzały ją do szaleństwa, a później wywoływały jedynie obrzydzenie. Powoli uniosła wzrok z podłogi i wbiła go w parę chłodnych, pozbawionych wyrazu oczu.
Znów się bała.
Znów najchętniej puściłaby się biegiem wzdłuż terminalu, aby uciec od jego spojrzenia, aby uciec od niego.
-Dokąd tak się spieszysz? - spytał cicho, zagradzając jej drogę ciałem.
-Moje życie nie jest już twoim problemem - wyszeptała, wiedząc, że gdyby odezwała się głośniej, Justin wyczułby w jej głosie zalążek płaczu. Nie chciała dawać mu satysfakcji, chociaż wiedziała, że prędzej czy później zobaczy nowo powstałe łzy na policzkach.
-Owszem, nie jest. Jednak tylko grzecznie zapytałem i oczekuję od ciebie grzecznej odpowiedzi. Jesteś grzeczną i posłuszną dziewczynką, Cindy, prawda? - ułożył dłoń pod jej brodą, prowokując ją, aby uniosła głowę. Od razu ujrzał na policzku smugi po spływających łzach, lśniące w sztucznym świetle.
-Po prostu mnie zostaw - wyszeptała, układając jedną dłoń na jego klatce piersiowej i odpychając od siebie ciało mężczyzny. Był dla niej zbyt silny. Ani drgnął i jedynie zaśmiał się gardłowo.
-Nie uciekaj ode mnie, Cindy. Nie zrobię ci krzywdy.
-Nie potrafię nawet zliczyć, ile razy słyszałam z twoich ust identyczne zdanie. Nigdy nie dotrzymałeś obietnicy, wiesz? Nigdy. Zawsze, po wszelkich zapewnieniach, przez dziesięć minut byłeś spokojnym, czułym chłopakiem. Później zmieniałeś się w brutala. Teraz już nic nie ma prawa mnie zdziwić. Rób, co chcesz. Moje życie jest już obojętne zarówno wam, jak i mnie.
Justin nie odezwał się więcej. Przyłożył dłoń do rozgrzanego policzka dziewczyny i z silnie zaciśniętą szczęką przesunął kciukiem po skórze, ocierając łzę. Nie zrobił tego z troską i uczuciem. Jego gest po brzegi wypełniony był obojętnością. Było mu obojętne, czy Cindy się go bała, czy żywiła do niego czystą nienawiść.
Odszedł w ciszy, z rękoma schowanymi w kieszeniach spodni i spuszczoną głową. Zostawił rozedrganą nastolatkę na środku opustoszałego korytarza, pozwalając jej zalać się łzami, gdy tylko zniknął z pola widzenia. Nie była mu jednak obojętna. Sam nie wiedział, co czuł i przez to uczucie złości mieszało się w jego wnętrzu ze smutkiem.
Przypadkowe spotkanie z wielomiesięcznym oprawcą i jednocześnie człowiekiem, którego nadal nie przestała kochać, jedynie utwierdziło ją, że musi uciec. Dziś.

        Cindy przyspieszyła, czując przysłowiowy oddech na plecach. Miała nieodparte wrażenie, że ktoś podąża krok w krok za nią, obserwując każdy jej ruch i każdy moment zawahania. Nie chciała biec, ponieważ wiedziała, że wzbudziłaby wtedy niepotrzebne podejrzenie. Zachowywała ję naturalnie, jakby ciężkie kroki tuż za plecami nie zrobiły na niej wrażenia.
Do czasu.
W pewnym momencie jej ciało zostało szarpnięte silnym, mocno umięśnionym ramieniem i popchnięte na mur jednej z kamienic. Oddech Cindy przyspieszył, a serce uderzało w klatkę piersiową, jakby starało się z niej wyrwać. Stał przed nią, sporo wyższy, dobrze zbudowany, mocno umięśniony. Stał i wpatrywał się w nią bez mrugnięcia. Wpatrywał się w nią tak, jak przed laty. Z miłością, troską i wściekłością.


~*~


Witam Was, moi kochani, po niemal roku od zakończenia Black tears. Kontynuacja, czyli opowiadanie Getting closer, jest zupełnym impulsem, zrodzonym i zapoczątkowanym wczoraj. Nie mam pojęcia, co z tego wyniknie, ale wiem, że jestem pełna pozytywnej energii do dalszej historii Cindy i Justina. Mam nadzieję, że kilka osób mimo wszystko będzie tutaj ze mną <3

15 komentarzy:

  1. O rany jaki piękny rozdział!!! Wczoraj spędziłam cały dzień na szpitalnym łóżku czytając Black Tears i płakałam czytając epilog. Całe szczęście, że jestem sama na sali. Teraz... cóż, teraz jestem spragniona dalszej części. Po prostu potrzebuję już teraz następnego rozdziału, bo oszaleję! Pisz, pisz, póki masz wenę, bo później nie damy Ci spokoju<3
    three-moths.blogspot.com
    shy-boy-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Matko boska! Tak! Ja już pogodziłam się ze śmiercią Cindy a tu taka niespodzianka ;)to jest genialne. Czekam na nn xx

    OdpowiedzUsuń
  3. jezu nawet nie wiesz jak się cieszę że jest druga część!!! <3
    cudowny rozdział, czekam na nn! *-*

    @biebsovatox

    OdpowiedzUsuń
  4. Boże jaka ulga ze ona żyje, Boski rozdział i czekam na następny :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże jaka ulga ze ona żyje, Boski rozdział i czekam na następny :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ile ja przeplakalam nad smiercia Cindy, a tu prosze tak mila niespodzianka: ona zyje, ma sie dobrze i udalo jej sie zapomniec o wszystkich przykrosciach zwiazanych z Zaynem i Justinem ;D
    Ale nagle niespodziewanie kiedy jej sie udalo ulozyc zycie, musial sie zjawic szanowny pan Bieber i jak podejrzewam wszystko zjebac na nowo ;/
    Chcialabym, zeby on sie zmienil i zeby byli razem, ale juz bez tych wszysykich przykrosci sprzed 2 lat, tylko tak wszystko na nowo ;)
    Nie moge juz sie doczekac nastepnego, bo tak cudownie zaczelas ;*
    Weny <3
    believe-in-your-dreams-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnio zajrzałam na twojego pierwszego bloga. I to, jak pisałaś na początku jest... kolosalną różnicą w stosunku do tego, co piszesz teraz. To jest po prostu niesamowite, jak przelewasz wszystko na ekran komputera. Zupełnie, jakbyś sama wszystko przeżywała. Dziekuję za 2. część "Black tears". Po zakończeniu pierwszej musiałam brać leki uspokajające ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak się cieszę, że wszystko z Cindy w porządku. Życie jej poszło do przodu, a tu nagle Justin się pojawił. Mam nadzieje, że nie zrobi po raz któryś krzywdy Cindy. Ona na to nie zasługuje. Czekam na next i weny życzę. Kocham drugą część. Kc.

    OdpowiedzUsuń
  9. o tak!!!! czekam na rozwój akcji !! i dlaczego on jej wtedy na lotnisku nie zatrzymał ? ;o tak bardzo się cieszę na drugą część!!!!!!!!!!! kocham Black Tears i na pewno pokocham też Getting Closer <333333333 Bieber znowu rozwali jej życie :o nawet nie chcę myśleć, co zrobi, kiedy dowie się, że ona sobie ułożyła życie z kim innym ;o

    OdpowiedzUsuń
  10. Taaaak! Jestem taka szczęśliwa. To była jedna z moich ulubionych historii. Po roku, ale jednak piszesz drugą część. Ciekawe czego Justin chce od niej teraz i jak zareaguje na to, że za kilka tygodni ma wyjść za mąż. Życzę weny i czekam na następny xx

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam ochotę cię mocno uściskać. To naprawdę rewlacyjny rozdział i nawet nie wiesz jak się cieszę, że zaczełaś pisać drugą część. Kocham twoje opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  12. cudny <3 ale krótki :( licze na rozwój i miłość!!!!

    OdpowiedzUsuń
  13. O jeju...ciesze sie ze zaczelas pisax druga czesc..zapowiada sie swiernie! Lece czytac dalej *

    OdpowiedzUsuń
  14. O rany strasznie sie ciesze ze powstała 2 czesc*.*

    OdpowiedzUsuń